Nowy Rok to, jak już kilkukrotnie pisałem (zobaczcie Siekierkowscy Zboczeńcy i Noworoczne Bieganie), to okazja na lekki trening. Bardziej towarzyski niż wyczynowo-techniczny, ale ja go traktuję jako dobrą wróżbę. W tym roku spotkanie było bardzo kameralne. Okazało się bowiem, że w zasadzie jest nas w Warszawie dwóch, czyli ja i Jiuzhizi. Szczupłość kadr (szczupłość hłe hłe hłę – jakby się zaśmiał pan Zagłoba) nie jest powodem by zarzucać tradycje – szybka decyzja i spotykamy się. Gdzie w tym roku? Wybór padł na Warszawską Ścieżkę Łuczniczą.
I tu słów kilka cóż to jest takiego ta ścieżka. Otóż chyba w listopadzie 2015 grupa entuzjastów wraz z Urzędem Miasta postanowiła zorganizować w Warszawie miejsce, w którym będzie można postrzelać sobie z łuku. Idea zacna, gdyż w moim mieście do tej pory były dwa takie miejsca (RKS Marymont i RKS Drukarz). Tylko że są to kluby sportowe i nie ma tam zbyt dużo miejsca dla ludzi, którzy chcieliby potrenować sobie samodzielnie, ot po prostu postrzelać. Jak wiecie jestem zwolennikiem samorozwoju, a nie wyczynu. Łucznictwo to sztuka, która do tego celu świetnie się nadaje.
bezkrwawe polowanie nad Wisłą
W zasadzie wystarczy mieć łuk i dużo strzelać. Jasne że przydaje się nauczyciel, nie trzeba samemu wyważać wszystkich drzwi. Ale do doskonalenia wystarczą chęci i kawałek w bezpiecznej strzelnicy. Jiuzhizi nawet przytoczył przykład łucznika, który był takim samoukiem i był w tym dobry. Ale on musiał być dobry, bo polował łukiem.
Warszawa charakteryzuje się pewną cechą, która wcale nie jest taka oczywista w większości dużych miast. Mamy miejscami zupełnie dzikie tereny np. te wzdłuż brzegów Wisły. Na lewym, wysokim brzegu – w dużej części są one zabetonowane – ostatnio, po remontach ma to nawet bardzo przyjemny wygląd. Ale po praskiej stronie, na całej długości miasta, ciągną się chaszcze. Przez lata miasto odwracało się od tych terenów. Ale od kilku lat tendencja się zmieniła i masowo powstają np. plaże, kluby (o przedwojennych warszawskich plażach już pisałem). Dzięki porządkowaniu terenów wracają także nadwiślańskie łąki (np. na wysokości Żerania). Jedną z takich inicjatyw jest właśnie WŚŁ. Wycięto kilka drzew, uporządkowano teren i postawiono kilka celów łuczniczych. Teraz pozostaje przyjechać i strzelać.
gdzie strzelać z łuku
Jak się nadaje ten teren do celów ćwiczenia rzeczy kungfupodobnych? Ano nie bardzo się nadaje. Z powodów dwóch: po pierwsze – to miejsce do strzelania z łuku i jeśli nie chcemy ćwiczyć sztuki unikania strzał, to po co się tam pchać, a po drugie – miękko tam i nierówno. W sam raz żeby udawać paleolitycznego myśliwego, skradającego się z łukiem ku zwierzynie. Fikanie tam form jest trochę nie na miejscu. Co prawda poćwiczyłem Qi Gong w czasie kiedy Jiuzhizi strzelał, ale to była króciutka seria związana z moim przyrzeczeniem 100 dni treningu.
Zresztą nie nastawiałem się na jakieś skomplikowane treningi, pojechałem tam strzelać i przetestować procę strzelającą strzałami. Test był nieudany, ale na koniec miałem okazję oddać kilka serii strzał pod wskazówkami Jiuzhizi. I cóż, może nie jest on mistrzem sztuki łuczniczej, ale na pewno potrafi się uczyć, drążyć temat i dążyć do wiedzy. I to jest qrna mistrzostwo. Nie piszę, żeby się podlizywać, mimo że jestem pewien, że czyta ten post. Trawersując pewnego znanego dziennikarza „Piszę jak jest”. Dostałem trzy niewielkie poprawki, czyli tyle ile jestem w stanie zapamiętać i spróbować przyswoić. Czy coś poprawiłem? Może? Ponoć pod koniec strzelania to już nawet rzadziej popuszczałem :).
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Wiślana Ścieżka Łucznicza
Na koniec krótki film o strzelaniu, przez Jiuzhizi zatytułowany „KO z Kayą” – ledwo zdążyłem wyjaśnić Danusi, że Kaya to łuk, a nie poznana przygodnie spacerowiczka. Ten film to świetny przykład na to, że warto się nagrywać, bo można potem zauważyć coś czego wcześniej nie widzieliśmy, W tym przypadku będzie to praca małego palca lewej ręki (tej trzymającej łuk). Gdybym tego nie widział na własne oczy w życiu bym tego nie zauważył. O tym jak przydatne jest nagrywanie też kiedyś pisałem (Teoria zarządzania…).
Ps. Qrcze tyle dziś umieściłem odwołań do starych wpisów, że chyba niedługo nie będę miał o czym pisać :(.
„może nie jest mistrzem” – po prostu nie przykładam większej wagi do trafiania 😉 thx, KO.