Na trzy, cztery… z czym się wam kojarzy słowo Sajgon? Tak, z sajgonkami – to nazwa, którą nadali amerykańscy żołnierze, którym spodobała się idea azjatyckiego fast foodu (nazwa angielska „spring rolls” jest dosłownym tłumaczeniem nazwy chińskiej). To wietnamskie miasto (obecna nazwa to Ho Shi Minh City) Polakom kojarzy się jeszcze z amerykańską interwencją w Wietnamie w latach 60. W czasie słynnej ofensywy Tết, wojska Wietnamu północnego tak pogoniły Amerykanów, że Ci uciekali chwilami w dość tragikomicznych okolicznościach. Od tamtej pory, w języku polskim, słowem sajgon* oznacza się bałagan nie do posprzątania, bądź sytuację, w której wszyscy zachowują się bardzo nerwowo i irracjonalnie.
Ale dlaczego o tym piszę? Otóż ostatnio w korespondencji dotyczącej treningu (będzie o tym w innym wpisie) pojawiła się informacja o chińskiej dzielnicy Sajgonu i pochodzącej z niej szkole Tai Chi. Zasiadłem do internetu i zacząłem szukać. O Tai Chi nie znalazłem nic (pewnie to problem języka), ale za to okazało się, że jest to niesamowita kopalnia starych fotografii.
Więc… skąd się wzięli w Wietnamie Chińczycy? Wedle netu pojawiali się tam począwszy od drugiej połowy XVII wieku jako uchodźcy przybywający do Indochin za czasów panowania dynastii Qing. Nazywa się ich Hoa** – czyli miejscy Chińczycy :). Dzielnica, w której mieszkają, nazywa się Chợ Lớn. Wedle jednego źródła oznacza „wielki rynek”, a według drugiego „wał przeciwpowodziowy”. Ta pierwsza nazwa bardziej mi się podoba. Pochodzi od istniejącego do tej pory bazaru, nomem omen, nazywanego „wielkim” lub też „starym”.
Czy w tak dużej diasporze mogła się pojawić/przetrwać jakaś sztuka walki? Na pewno tak. Gontran de Poncins – francuski arystokrata i poszukiwacz przygód przybył do Sajgonu w 1955 i mieszkał tam przez kilka lat. Pisał, że: „Wybrał Chợ Lớn, życie wśród chińskiej społeczności nadbrzeża przytulonego do Sajgonu, ponieważ podejrzewał, że starożytne zwyczaje kultury narodowej mogły przetrwać dłużej w odległych koloniach niż w ojczyźnie.” Twierdził, że: „W efekcie, studiował trochę w starożytnych Chinach.” Ale zostawmy to, nic nie znalazłem o Tai Chi, więc skupmy się na wspaniałych zdjęciach.
chińska część Wietnamu
W Azji drogi wodne były dużo dłużej intensywnie użytkowane niż w Europie. Bardzo ładny widok. Woda pewnie nie była pierwszej czystości, ale…
Cho Lon od 1879 nabyło prawa miejskie. Ale w 1930 granice Sajgonu i Cho Lon uległy zatarciu – stworzono jeden organizm miejski o nazwie Sajgon-Cho Lon (coś jak u nas Kraków i Kazimierz). Nazwa się nie przyjęła i od 1956 roku oficjalna nazwa całego miasta brzmi Sajgon.
fajnie byłoby się tam znaleźć… na pewno gdzieś dałoby się kupić jakiś tajny manuskrypt o sztukach walki 🙂
ładnie… SANEPID dostałby szału, ale przynajmniej byśmy nie świecili 😛
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Kiedyś na naszych bazarach patelniami handlowali Cyganie – ponoć ich patelnie były niezniszczalne, choć to chyba tylko legenda była…
chiński Sajgon
Na koniec :). Bez opisu
jak lubię stare zdjęcia…
- wiem że z wielkie litery, ale w tym znaczeniu to już chyba nie
** W oryginalnym tekście zrobiłem tu błąd. Taki internacjonalistyczny, czyli czeski błąd w polskim tekście o wietnamskich Chińczykach. Jiuzhizi mi go wyłapał. Myślę, że ciekawe będzie także to co przy okazji napisał. Cytuje : „Nie 'Hao’ a Hoa, czyli to, co po chińsku pisze się transkrypcją Hua. Znakiem 华. 华人 (huaren) to też Chińczyk. Od 华夏 Huaxia, co też oznacza (zwłaszcza dawniej) Chiny.„
Łucznik i Czamka przedni 😉
starałem się
BTW, Sajgon był bodaj pierwotnie khmerskim miastem, pod inną nazwą, zanim nie przejęli go Wietnamczycy. Burzliwe te losy. .
Wow, ale fotki! 🙂
Gong fu w Wietnamie to po trosze mój „konik”. Drzewiej, jak nie było jeszcze internetu, gros informacji pozyskiwałem u znajomych z branży, np. od lidera polskiego Viet Vo Dao Ryszarda Jóźwiaka. Sporo na te tematy pisał też Marek Beyrowski z Lęborka.
Poniżej zamieszczam lakoniczny opis rozwoju chińskich sztuk walki w Wietnamie. Sporo informacji pochodzi z mojego „tajnego zeszytu”, który założyłem w połowie lat 80 – tych. Echu, to były czasy. Brakowało komputerów, a żyło się… 😉
„Chińskie style kung-fu, po upadku rdzennej dynastii Ming (1644), ”wędrowały” do różnych regionów Azji. Wraz z nadejściem okupacji mandżurskiej, zniszczeniu uległ klasztor Shaolin (?). Wielu mistrzów sztuki walki uciekło z Chin do Wietnamu. Tam bez przeszkód mogli rozwijać, a także nauczać kung-fu. Obecność chińskich mistrzów miała ogromny wpływ na ewolucje rodzimych stylów ”vo”, lecz z drugiej strony niektóre odmiany kung-fu uległy procesowi ”wietnamizacji”. Znaczy to, że część stylów asymilowała się w nowym środowisku tracąc swój pierwotny charakter, gdy druga część starała się go zachować. Wymiana doświadczeń pomiędzy ekspertami ”vo” oraz kung-fu spowodowała powstanie nowych szkół.
Na przełomie XIX i XX wieku Wietnam znalazł się pod okupacją francuską. Przez 130 lat karano śmiercią osoby uprawiające sztuki walki! Tylko nieliczni praktykowali je w tajemnicy w tzw. klanach rodzinnych. Z tego powodu, a także ze względu na obecną sytuację Wietnamu, weryfikacja faktów historycznych dotyczących powstania i rozwoju większości szkół walki jest niemożliwa (w latach 1975-1994 uprawianie ”vo” nie cieszyło się aprobatą władz).
Kolejny napływ Chińczyków do Wietnamu nastąpił pomiędzy latami trzydziestymi a pięćdziesiątymi XX wieku. Stało się tak z powodu wybuchu wojny chińsko – japońskiej (1937), a później w wyniku dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do władzy komunistów (1949). Z przyczyn historycznych i geograficznych style walki o chińskich źródłach szczególną popularnością cieszyły się w Sajgonie. Mieszka tam obecnie największa liczba imigrantów”.
Dzięki. Tak myślałem że będziesz mógł coś więcej o tym napisać.
Zgrabne strofy, pułkowniku, ale czy walczyłeś kiedyś w chińskiej dzielnicy Sajgonu na tasaki? 😉 Z KO się półżartem przymierzaliśmy do wypadu, więc ostatecznie, skoro czartery są już za 1500 zeta moglibyśmy się kiedy wybrać. W samej chińskiej dzielnicy mogę tłumaczyć i zupełnie za darmo sprowokować Wam walkę 😉
BTW, a propos Hoa, na Bakalarskiej któregoś dnia stołując w Aromat Viet słyszę kantoński i podnoszę głowę. Mama, córka i chyba ciocia jedzą rozmawiając ze sobą. Po chwili mama wstała i podeszła do szefowej AV uregulować rachunek. Gadały ze sobą, ale nie słyszałem już jak. Na pewno się znały i trwało to chwilę. Albo tamte były Hoa i rozmawiały po wietnamsku, albo szefowa umie po kantońsku (a normalnie się nie zdradzała:)
Na tasaki… w takim razie ja poproszę bilet tylko w jedną stronę.
Rozumiem, że masz zamiar walczyć gołym ręcyma i oczarować pyjękną Czamkę, która nie pozwoli KO wrócić, bo chyba nie myślisz o przegranej? 😉