Spoko, to nie to. Nie będę tu szokował, nic nie zmieniam, pozostaję przy swoich preferencjach i gustach. Historia przebiegła w sposób następujący.
Otóż od dłuższego czasu kilka osób sugerowało mi, że moja wierna Diana ma za krótką cięciwę. A że łuk ma już ponad 20 lat, to pomyślałem sobie, że to wstyd i trochę nie na miejscu w tym wieku pokazywać się światu w za krótkim, bądź co bądź, jedynym ubranku. Przypomniał mi się fragment o Gavroche’u, który rzucił młodej, kuso ubranej żebraczce swój szal z myślą, że życie jest niesprawiedliwe: „to, co kiedyś uchodzi, w pewnym wieku staje się dużym problemem”. Żeby nie było, żem taki oczytany. Z Nędzników skojarzyłem tylko widok młodej dziewczyny w kusych ciuchach i rzeźbę słonia na placu Bastylii.
Diana ?
Do brzegu, do brzegu. Za poradą Jiuzhizy pojechałem do sklepu „Łuk sport” na szoping. Wchodzę, odczekałem chwilę w kolejce (ponoć przez cały dzień nikogo nie było) i trafiłem do specjalisty – pana Adama. Wyłuszczam mu swoją sprawę, że Diana, że cięciwa za krótka i tak dalej. A on mi mówi: „to proszę pokazać”. A musicie wiedzieć, że ja Dianie uszyłem ubranko własnoręcznie, tj. na maszynie, ale sam. I zaczynam rozwiązywać te sznureczki, odpinać haftki, zapięcia, koroneczki… wróć, po prostu sznurkiem okręcone to było, tak o czymś innym pomyślałem. I pokazuję..
- Ale to nie jest Diana…
No jak nie?!!! Ponoć kiedyś w zimie kumplowi udało się wyjść ze żłobka z nie swoim dzieciakiem, ale tam wszystkie dzieciaki przypominają ludziki Michelina – można się rąbnąć. Kto by zapamiętał kolor kurtki, w którym rano dzieciaka dostarczał? Całe szczęście, że panie uczycielki dogoniły w drzwiach i wręczyły właściwe zawiniątko – w każdym razie żona zaakceptowała. No, więc nie Diana, czyli… ? JolkaJolka, Marysia? Poczułem się jak świnia. To musi być to uczucie, kiedy facet budzi się rano i za nic nie wie, jak ta istota obok ma na imię… A ja naprawdę byłem pewien, że to Diana.
- To nie jest Diana, to Longbow
strzelanie z łuku
No to tragedia, bo ja tę Dianę traktowałem jak kobietę. Nie, nie, bez przesady, nie aż tak… tylko po prostu myślałem o niej w rodzaju żeńskim i mówiłem tak samo. Tak dla wyjaśnienia, Diana to nie imię łuku, choć ja tak tego używałem, to po prostu nazwa modelu – tak ją nazwał producent. I teraz będę musiał to wszystko zmienić. Trudno się będzie przyzwyczaić i przestawić. Nie uchodzi do faceta tak się zwracać. I tak przez z górą dwadzieścia lat mieszałem mu w słojach. Teraz muszę to odkręcić, zrobić go bardziej męskiego… no nie wiem. A co jeśli lata życia pod płaszczykiem zmieniły mu bezpowrotnie charakter i już nigdy nie zatęskni za przegryzaniem gardeł normandzkich rycerzy? Na pewno muszę zmienić mu imię, na inne. Ma ktoś pomysł? Tylko żeby nie kojarzyło się z Lechem Poznań.
Czasami tak jest, że człek ma problemy z identyfikacją płci. Daaawno temu, miałem bojowe zadanie przynieść do domu zwierzaka. Warunki brzegowe były proste. Ma to być czarna kotka. Dostałem do wyboru koszyk pełen małych kociaków. Było ich tam niczym kiełby na grilu. Złapałem czarne futerko, fachowo obróciłem brzuchem do góry i zapakowałem za pazuchę. Kot otrzymał imię Azja (choć miała być Furia). Dopiero po dwóch czy trzech tygodniach moja ówczesna partnerka podsunęła mi ten czarny kłębek pod nos z pytaniem: „Widzisz to? Co to jest?”. No fuk… No kot to był. Łebek, futro, sutki i na końcu… Na końcu był mały koniuszek… Ja tam mam słaby wzrok. Całe szczęście, że Tuchajbejowiczowi też na pierwsze było Azja. Pozostało tylko wykłuć ryby siną farbą…
ryby siną farbą na piersi wykłute
Dlaczego w ogóle imię? Ja czuję związek z niektórymi egzemplarzami mojej broni treningowej. Naprawdę – czuję związek z niektórymi przedmiotami. Na przykład nasz odkurzacz. Ma na imię Stefan. Czasami rozmawiamy z Danusią, że Stefan płakał (tak piszczy, jak coś mu się w kółka wkręci), albo że nie trafił do domu, że mnie wkurza, bo jeździ za mną po mieszkaniu. Nie wiem dlaczego, z tym łukiem też tak jest. Czasami nawet z nim rozmawiam jak strzelam, ale tak ma chyba każdy informatyk? Z komputerami ciągle gadam, mówię im, co o nich myślę. Do łuku oczywiście mam inny stosunek. Dyskutujemy o powodach mojego nie trafiania, bo tak: to ja nie trafiam, a on robi dokładnie, to co ja chcę… Jednak, na razie, traktowałem łuk jak kobietę, teraz będziemy rozmawiać szczerzej. Może nawet na mecz razem pójdziemy?
Jest taka baśń czy insza przypowieść mówiąca o gościu, który był tak absolutnym łucznikiem, że „nie potrzebował łuku, żeby strzelać”. Opowiadał to Stephen Selby, ale znałem ją wcześniej. Myślałem początkowo, że to taka przesada jest. To opowieść o gościu, który osiągnął tak wysoki poziom, że dalszy rozwój nie miał sensu. O tak zwanych (przeze mnie) łucznikach absolutnych lub kompletnych.
łucznik za dychę
Nie tędy, nie tędy droga. Żeby strzelać z łuku – potrzebny jest łuk i tu nie da się oszukać ani fizyki, ani przeznaczenia. Tu chodzi o to, byśmy mogli strzelać pomimo łuku. Żeby nie musiał nam w niczym pomagać. Bo on wtedy nie jest już łukiem, nie jest tym czymś, co trzymamy w ręku i musimy nim operować. Pojawia się stan, kiedy łuku „nie ma”, a my rozsuwamy ręce i „nie naciągamy” cięciwy. Tylko „tworzymy” siłę pomiędzy rękoma. Kiedy tę siłę zwolnimy, to strzała leci. I nie potrzebujemy do tego łuku. Tak jest ze wszystkim co ćwiczymy. Po pewnym czasie forma przestaje być formą, a kij kijem. Tylko trzeba osiągnąć pewien poziom. Fajnie by było…
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Przypominam o konkursie na nowe imię dla mojego łuku. Nagrodą będzie moja wdzięczności i adnotacja blogowa przy najbliższej okazji. Nieuważnym przypominam: to chłopiec…
Kansans albo Skuter imiona zaczerpnęłam z pewnej książki w niebieskiej okładce, może przydało by się ją dokończyć
Tak, to tylko dowód na to, że niektóre rzeczy trzeba chować jeszcze głębiej… a najlepiej od razu niszczyć, zanim złożą jaja.
KO mocno okroił historię o Dianie -_-
mój głos: Dionizy
Chyba wystarczająco wychodzę tu na partacza. Daj mi zachować resztę godności.
A Dionizy niezły, takie płynne przejście z Diany może być dobre…
Kiedy w tym był cały smak i koloryt tej historii! No i mogłeś poczekać do wtorku, by pokazać Dionizego (Denisa?;) w nowym – starym wcieleniu.. Ech..
Skoro KO darzy miłością sienkiewiczowską „Trylogię”, proponuję Longinus (spolszczenie od longbow 😉