Trening a teoria zarządzania jakością

Pewien czas temu brałem udział w wykładach na temat systemów zarządzania jakością. Wykładowca opowiadał straszne banały, ubierając zwykłą życiową wiedzę w mądre słowa, na modłę japońskich wyznawców teorii – „praca, praca uber alles”. Nudząc się straszliwie, zastanawiałem się, dlaczego niektórzy ludzie lubią proste rzeczy ubierać w skomplikowane teorie. Rozmyślając dalej, doszedłem do wniosku, że niektóre rzeczy są tak proste, że tak naprawdę nie zastanawiamy się nad tym, co one w ogóle oznaczają oraz jak należy do nich podejść. Niektórzy ludzie posiadają co prawda naturalną zdolność rozumienia rzeczy prostych, ale to są naprawdę wyjątki. Większość z nas żongluje pewnymi określeniami z przekonaniem, że wie, o czym mówi.

Takie na przykład samodoskonalenie. Według definicji — to proces doskonalenia samego siebie. Masło maślane, a przecież cała nasza praktyka to podobno proces samodoskonalenia. Jeśli spytamy kogokolwiek z ćwiczących, po co to robi i co widzi fajnego w treningu, to 9 osób na 10 na jednym z pierwszych miejsc, jako efekt praktyki, wymieni możliwość samodoskonalenia. Dla wielu z nas jest to celem samym w sobie.

Specjaliści od zarządzania jakością, lubiący rozbierać wszystko na czynniki pierwsze (co doskonale widać w komiksach hentai*) stworzyli coś, co nazwali cyklem samodoskonalenia. Otóż opisali samonapędzający się proces prostych czynności pozwalających osiągnąć sukces w postaci postępów we własnych umiejętnościach. A przecież to właśnie ten postęp jest miarą samodoskonalenia się, a nie tylko proces sam dla siebie. Mówię tu o cyklu Deminga (osoby zainteresowane odsyłam do netu – nie będę zabierał chleba różnym nawiedzonym naukowcom od systemów jakości) opisującym proces samodoskonalenia. I tu chciałbym powoli kierować się do sedna mojego wywodu.

->PLANOWANIE->PRAKTYKA->SPRAWDZANIE->ANALIZA->

PLCD zarządzanie jakością

Cóż ma wspólnego cykl Deminga z treningiem chińskich sztuk walk? Otóż Deming opisał cykl czynności pozwalających na świadome kontrolowanie procesu samodoskonalenia, dzięki czemu staje się ono nie tylko celem, ale przede wszystkim narzędziem pozwalającym osiągnąć jeszcze wyższe cele.

Nie chcę tu na siłę dopasowywać praktyki sztuk walk do teorii Deminga (choć byłoby to tak bardzo chińskie), więc na potrzeby artykułu ułożyłem własną teorię opartą na podstawach wyżej wspomnianej.  Teoria ta nosi nazwę teorii P(P)SA. Teoria P(P)SA to cztery etapy, które powinniśmy wykonywać w następującej kolejności:

Cóż ma wspólnego cykl Deminga z treningiem chińskich sztuk walk? Otóż Deming opisał cykl czynności pozwalających na świadome kontrolowanie procesu samodoskonalenia, dzięki czemu staje się ono nie tylko celem, ale przede wszystkim narzędziem pozwalającym osiągnąć jeszcze wyższe cele. Nie chcę tu na siłę dopasowywać praktyki sztuk walk do teorii Deminga (choć byłoby to tak bardzo chińskie), więc na potrzeby artykułu ułożyłem własną teorię opartą na podstawach wyżej wspomnianej.  Teoria ta nosi nazwę teorii P(P)SA. Teoria P(P)SA to cztery etapy, które powinniśmy wykonywać w następującej kolejności:

PLANOWANIE

No cóż, wydaje się proste. Jest to tak proste, że często o tym zapominamy. Całe szczęście, że czasami robią to za nas instruktorzy. Nie można jednak wszystkiego opierać tylko i wyłącznie na tym, co wymyślą inni ludzie. To ma być nasza praktyka. Więc nawet jeśli idziemy na zajęcia prowadzone przez instruktora, to w ich ramach możemy sobie coś zaplanować. Np. dzisiaj skupię się na odpychaniu nogami. Planowaniu własnego treningu powinniśmy poświęcić zdecydowanie więcej energii. Nie wystarczy powiedzieć sobie: idę poćwiczyć. Zaplanujmy dokładnie ten czas – od której do której, jakie ćwiczenia i ile powtórzeń. Taki trening będzie bardziej intensywny i zarazem wartościowy. Planując, stawiamy sobie cele.

PRAKTYKA

Czyli wykonaj to, co zaplanowałeś. Jeśli starczy Ci czasu poćwicz to, co lubisz albo pogadaj z kumplami. Ostatecznie z treningu musimy mieć też trochę radości. Trening to czas nastawiony na zdobywanie wiedzy. To chyba najważniejszy etap, ale bez pozostałych etapów niewiele znaczy. Najczęściej, niestety, ograniczamy się tylko do treningu. A praktyka to nie jest tylko i wyłącznie bezrozumne powtarzanie pewnych czynności. Oczywiście samo w sobie przynosi pewne efekty (wszak praktyka czyni mistrza), ale przecież kung fu to nie tylko umiejętność manualna. Kung fu wymaga od nas zrozumienia i przyswojenia sobie pewnych umiejętności jako drugiej natury.

SPRAWDZANIE

Sprawdzanie, testowanie, konfrontacja. Po co ćwiczymy? Żeby było lepiej, niż jest obecnie. A skąd będziemy wiedzieć, że jest lepiej? Jeśli tego nie sprawdzimy, to będziemy żyli w nieświadomości. Wszak sprinter w ramach treningu biega często na czas po to, by zweryfikować postępy. Kucharz częstuje swoim jedzeniem innych, gdyż jest ciekaw ich zdania. Jest wielu innych ludzi, którzy na różne sposoby testują swoje umiejętności. My ćwiczymy sztuki walki, a więc możliwość konfrontacji otrzymujemy niejako w pakiecie. I nie mówię tu tylko o walce (choć jest to kusząca perspektywa), bo mamy wiele innych możliwości konfrontacji. Np. możemy sprawdzić się w przepychaniu z kolegami z sali, z kumplami ćwiczącymi inne style (fajne jest przepychanie się z judoką) do metod testowania należy też nagrywanie własnej praktyki (kamerę HD ma przecież większość z nas przy sobie w telefonie) lub prośba o konsultacje.

Wspaniałym testem będzie też zdawanie egzaminów, oczywiście tylko wtedy, kiedy robimy to dla zweryfikowania własnych umiejętności, a nie tylko dla naszywanej na spodnie pasmanterii.

ANALIZA

Wynikiem sprawdzania powinna być analiza, czyli wyciąganie wniosków. Jeśli formą sprawdzenia była konfrontacja, to zastanówmy się, dlaczego przegraliśmy (lub wygraliśmy), co działało, a co nie i dlaczego? Jeśli nagrywaliśmy nasze dokonania, możemy obejrzeć film, klatka po klatce, aby zobaczyć co było nie tak. Na podstawie obserwacji należy wyciągnąć wnioski co do dalszego treningu. I tu koło się zamyka, gdyż na podstawie analizy powinniśmy rozpocząć planowanie następnych etapów treningu. Stawiamy sobie nowe cele, bądź weryfikujemy dotychczasowe. A ponieważ jesteśmy mądrzejsi o pewne doświadczenia, to nasze plany są dokładniejsze. W rezultacie trening według nich bardziej efektywny, dzięki czemu możemy więcej i lepiej, co prowadzi nas do nowych, coraz głębszych wniosków. Samodoskonalenie przestaje być celem, staje się metodą.

W ten sposób powstaje samonapędzająca się spirala samodoskonalenia. Czego Wam i sobie życzę…

*hentai – specyficzny gatunek japońskiej rysunkowej pornografii

0 komentarzy do “Trening a teoria zarządzania jakością”

  1. Powielę jeszcze jeden banał (lub komunał – Twoje drugie ulubione słowo), ale jestem kryty, bo to Hong mówił, a mianowicie, że 15 minut treningu z głową daje więcej niż 2 godziny treningu na pałę.

    Odpowiedz
    • święte słowa! zapiszę je złotym długopisem w notesie (bez jaj mam taki do ważnych wpisów)
      Może w takim razie powinienem lepiej rozkminiać teorie zarządzania jakością. Np taki diagram ishikawy, albo metoda pareto – zwłaszcza ta ostatnia wedle moich obserwacji ma sens.

      ps. pozwoliłem sobie zrobić mały edit Twojego postu.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz