Świat jest czarno-biały. Ostatnio ćwiczyłem w nocy, pomiędzy drzewami, które nawet cienia nie rzucały. Było tak ciemno, że kiedy ćwiczyłem formę, minęło mnie trzech młodzieńców śpieszących na imprezę, która to regularnie odbywa się na okolicznej plaży. Pomimo latarek nie zauważyli mnie. Jak dla mnie, to dobry prognostyk ;).
Ale do brzegu, w ten weekend było inaczej. Do Wawki przybyły mrozy i śnieg. To niewidziane od dawna zjawisko atmosferyczne, raduje mnie zupełnie tak samo jak wtedy, kiedy jako dziecko znikałem na całe dnie na pobliskiej górce. Po powrocie do domu często musiałem odstać trochę przy kaloryferze na klatce schodowej, gdyż moje spodnie były oblepione warstwą zamarzniętego śniegu. Wtedy to była norma. Teraz nawet niewielkie mrozy mają swoje nazwy… tegoroczny nazywa się „Bestią ze wschodu”.
Tego dnia było tylko -8, ale pogoda zarąbista! Powietrze suche, a że dodatkowo w lesie zupełnie nie odczuwało się wiatru, to spokojnie mogłem nawet zdjąć czapkę i rękawiczki.
w śniegu
Na trening przewidziałem łuk, pięć ćwiczeń podstawowych Tai Chi Hao i Yun Zhang Ba Fa. Może się wydawać, że te dwa ostatnie ćwiczenia są zbyt mało dynamiczne, jak na takie niskie temperatury. Jednak tak naprawdę, jeśli ćwiczyć je w miarę uczciwie (a mam nadzieję, że tak czynię), to jakoś łapki mi przy nich nie marzną, a to ponoć dobry objaw.
Żeby się za dużo nie rozpisywać, bo i o czym miałbym jeszcze pisać? O tym, że fajnie jest mieć fioletowe strzały, bo widać je na śniegu i nie fajnie jest strzelać do białego styropianu, bo moje intuicyjne łucznictwo tu cierpi… ciężko go wypatrzeć na śniegu?
No, może przytoczę tu bardzo fajną definicję łucznictwa intuicyjnego, zapodaną przez Piotra: „Wszyscy oni, to łucznicy intuicyjni. Nie celują, bo nie potrafią, a że celu nie widzą, bo wzrok już niedomaga – to tylko tyle im zostało”.
Kilka ładnych fotek na koniec.
ZAPRAWDĘ POWIADAM WAM – IDŹCIE I ĆWICZCIE!!!
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
PS: grzybów szukałem, ale nie znalazłem…
PS II: ja miałem fajnie, ale Młody pojechał do lasu na piknik
Już wiem dlaczego ci się tak spieszyło
Duch Nadwiślańskiego Łęgu 😉 BTW, niemal na pewno KO ma za duży BH na tej Dianie.
Tak. Też tak podejrzewam. Diana ma inny kształt niż pamiętam kiedyś, zrobiła się bardziej brzuchata. Ale myślałem, że winowajcą jest pewien węgier obok którego jakiś czas temu leżała :). Jak Ci mówiłem trochę kopię przy strzałach, ale przywykłem. Myślisz, że powinienem zmienić cięciwę? Na dłuższą, bo ta niby jest właśnie do Diany.
Koniecznie. Pójdź do Łuksportu, jak będzie Norbert i coś dobierzecie. Jak nie będzie, to niech Ci zrobi na poczekaniu. To bardzo ważne. Diana musi pracować na maximum możliwości.
Fajne okoliczności przyrody i fajnie poćwiczyć w plenerze, ale…tak przy – 10 C to chyba robisz solidną rozgrzewkę, albo ćwiczysz tylko Tai Chi bo kopnąć mandarynkę przy takim mrozie to chyba nie bardzo…..z drugiej strony jak mawiają klasycy „ulica się nie rozgrzewa” 🙂
eee,,, spoko. Dobra odzież i strzelać z łuku spokojnie można. Jak już napisałem pozostały trening nie był specjalnie ruchowy, więc mandarynki nie wchodziły w grę. To są raczej statyczne ćwiczenie, jako takie nie wymagają rozgrzewki. Do łuku rozgrzewam barki i łokcie.
Fakt że było -9 ale było tak sucho że absolutnie się tego nie odczuwało. Wolę jak jest -9 niż -1 bo wtedy w chlapie pod nogami to się można dopiero załatwić.