Pod mostem

To nie tak, że Danusia mnie wywaliła z domu i nie mam gdzie mieszkać. Więc, jeśli ktoś chciał mi zaproponować nocleg… to nie, dzięki nie trzeba. A jak ktoś się nad tym nie zastanawiał, to bez krępacji może mówić, że zawsze jest na to gotów. Spokojnie, na razie jeszcze można, bo i tak nie skorzystam.

Koniec tygodnia się pochrzanił. Bo kiedy, z powodu deszczu trening miał być przeniesiony na piątek, to jednak spotkanie był w czwartek. U mnie akurat padało więc nie sprawdziłem info i przepadło. A jak w piątek była fajna pogoda, to nikogo na wspólne hasanie w parku nie udało mi się namówić. Chyba trzeba zrobić taką aplikację… każdy, kto by chciał z kimś poćwiczyć, wrzucałby info: tu będę i, powiedzmy, od 18.00 do 20.00 będę ćwiczył. Kto będzie miał ochotę, to może wpaść i dołączyć. Hmmm… szkoda tylko, że jak do tej pory tego typu inicjatywy się nie sprawdzały. Osobiście patrząc na ilość ludzi ćwiczących na trawnikach, to niewielkie szanse, żeby to się udało.

widok na park

I znów odszedłem od tematu. Miało być tak: piątek, brak partnera. Postanowiłem zatem nie włóczyć się po Wawie, tylko jadąc do domu, wysiąść przystanek wcześniej i przejść się na trawnik koło wału przeciwpowodziowego. Sami wiecie, co się teraz wyrabia ze ściekami w Wawie (tak, nadal źle się dzieje, choć mediom już się to znudziło), ale o dziwo nad Wisłą nic nie czuć. Przystanek dalej czasami zajedzie tym i owym, ale nad samą Wisłą jest ok. Już kilkukrotnie pisałem o tym miejscu. Fajne, bo blisko domu. Jakiś czas temu silne wiatry powaliły tam dwa wiekowe drzewa. Przyjechała jakaś ekipa, pocięła pnie na kawałki i zostawiła. Dzięki temu mam tam nawet coś na kształt ławeczki. Drewno ma też dla mnie inne zastosowania, ale o tym później.

wieczorny trening

widok na most

Zazwyczaj w tym miejscu ćwiczę w weekendy, bliskość domy to ewidentna zaleta. Tym razem po godzinie 17.00 panowały tam ciemności. W ciemnościach pojawia się tam niewielu ludzi. Czasami pojawią się dziki. Dobrze, bo nie zwracam niczyjej uwagi. Choć z drugiej strony, ludzie mnie olewają w tym miejscu. Ludzie tak, psy – nie zawsze. Tego dnia wypatrzył mnie (a może wywąchał) wielki biały labrador. Na szczęście był przyjaźnie nastawiony, moje ruchy z ćwiczeń podstawowych stylu Hao potraktował jako zaproszenie do zabawy. Poskakał chwilę obok mnie, obsikał okoliczne drzewa i wrócił do swojego właściciela.

widok na dziki

Jednak to nie przyjazny pies ściągnął mnie w te rejony. Lubię ćwiczyć w ciemnościach. Tak Rodor, lubię i nie rozumiem Twojego dążenia do światła. Nie oglądałeś horrorów? Nie idź w stronę światła! Zawsze powtarzają. Więc lubię ćwiczyć w ciemnościach, bo w połączeniu z nierówną powierzchnią tego miejsca, to wyzwanie. Już sama ciemność powoduje, że czujemy się niestabilnie. I są ku temu dwa powody. Po pierwsze, niewiele widzimy, a to idealne warunki, by nasz zmysł równowagi zaczął szaleć. Po drugie (a to mnie olśniło wczoraj), w chwilach, kiedy czujemy się niepewnie, nasz umysł ma problem z zachowaniem równowagi… Możemy mówić, co nam się podoba, że mnie to nie przeszkadza, że tu jest bezpiecznie, że znam to miejsce, a ono mnie. Jednak zawsze… zawsze będziemy się czuli niepewnie kiedy nic nie widzimy. Już kiedyś pisałem o tym (bieganie z zającem i inne), ale zawsze jest to dla mnie odkrycie.

a tam dalej gdzieś mieszkam…

Więc co, nadal będę ćwiczył w miejscach nieoswojonych, a kiedy je już oswoję, to poszukam nowego miejsca, które wywoła u mnie to uczucie niepewności. Tak, bym nadal miał z czym pracować. Pewnie najczęściej będzie to ciemność nieoswojona, bo o nią teraz najłatwiej.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Ps. A po treningu nagroda! W paczkomacie czekały na mnie punktaki. Niewielki stalowe bolce, a rzucanie nimi dało mi tyle frajdy, co skórka od banana pod butami jakiegoś bardziej znajszego polityka. Wziuuuu i jakaż to radość.

dłuta, punktaki i długie gwoździe… mogę już rzucać różnymi przedmiotami

2 komentarze do “Pod mostem”

  1. Ta – ćwiczenia w ciemności! Kiedyś na obozie kung-fu w Kołobrzegu (rok 1983 lub 84) Andrzej Braksal na koniec treningu (a było już po zmroku) zarządził ćwiczenie obrony przed kopnięciem w krocze ! Gdyby nie to że mój partner treningowy miał białe obuwie to teraz pewnie nie miałbym syna!
    Pozdrawiam.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz