Wyszło na jaw, że jakiś czas temu Arek (YMAA Białystok) wybrał się na wybrzeże, żeby poćwiczyć z Rafałem (YMAA Sopot). Przypadkiem się dowiedziałem, bo przecież skubany się nie przyzna, bo po co? Jeszcze bym chciał pojechać i nauczyć się czegoś, albo, nie daj Boże, narobiłbym mu jakiejś siary przed nadmorskimi białogłowami… po co mu to? QRCZE, zapamiętam sobie ten numer – zobaczysz Arkadiuszu.

Trudno, nie o tym chciałem napisać (to sobie już trochę wyjaśniłem z winowajcą). Przy okazji dowiedziałem się też, że w tym samym czasie w Sopocie (więc w Rafałowym mateczniku) ma się odbyć pewne Qi Gongowe wydarzenie. To częste zjawisko – Qi Gongu uczą teraz wszyscy – ale piszę o tym, ponieważ osoba prowadzącego jest tu co najmniej zaskakująca.
Qi Gong w Trójmieście
Trening poprowadził bowiem Tymon Tymański. Muzyk, performer i, jak sam o sobie pisze, zawodowy półcelebryta (chociaż nie wiem, co to jest). Wiedziałem, że ma czarny pas w karate, ale o tym, że ćwiczy Tai Chi – nie. Pewien czas temu był nawet przymierzany do walki w MMA (jest taka kategoria zwana freak fight — czyli walki znanych osób). Sam o sobie pisze tak:
„…trenuję karate dwa razy w tygodniu, na przemian z Tai Chi. Codziennie ćwiczę Qi Gong, dwa razy w tygodniu wylewam pot na domowej siłce. Jestem w dobrej formie, ale tak naprawdę ćwiczę swój mental, charakter, szlifuję kondycję i sztukę samoobrony.”
Świetnie. Nareszcie ktoś znany, wyrazisty zajmuje się Tai Chi i Qi Gongiem. Nie wiem na jakim poziomie, nie wiem nawet, co tak naprawdę ćwiczy. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że robi to uczciwie. Podoba mi się to, że praktykuje sam, choć pewnie korzysta z jakichś nauczycieli. To jest właśnie różnica pomiędzy ćwiczeniem a praktykowaniem. Ćwiczący jest uzależniony od swojego nauczyciela i jego sali, nie umie bez tego nawet prostego skłonu zrobić, praktyk potrafi sobie sam zorganizować dwugodzinny trening na trawniku pod blokiem.
Tymon Tymański
Wracając jednak do meritum, czyli do zajęć. Było to darmowe spotkanie w ramach funkcjonowania jakieś sopockiej fundacji. Spotkanie w parku na trawie, bez większego zadęcia. Sądząc z #tagów w podpisach, miało to coś wspólnego z lecącym żurawiem. Znalazłem w necie kilka fotek, które bezprawnie pozwalam sobie zamieścić, tym bardziej, że widać na nich i Rafała, i Arka (podpisy moje – oczywiście deczko złośliwe).




No dobra… nawyzłośliwiałem się, bo nadal trochę mi przykro, że mi nie powiedzieli o treningu. Tak naprawdę, to im zazdroszczę i wspólnej praktyki, i tego spotkania z Tymonem.
ciekawe czy to tai chi dopelnia karate czy karate tai chi ale swietnie skomponowane jing yang
Z jego wypowiedzi wnioskuje że celem nie jest ani Tai Chi ani karate… że to tylko narzędzia.
jasne a uzywanie narzedzi odroznia nas od zwierzat choc i ona potrafia byc instrumentalne. Wlasnie fajny jest u niego ten brak zgrzytow
Tymon ćwiczy Taijiquan rodziny Yang według przekazu YMAA
o widzisz… fajna wiadomość. Mieć takiego brata w sztuce.
no pięknie, i niby nie powiadomiłem…, a to po prostu kruk z wiadomością nie doleciał… 😉
dobra, dobra – następnym razem daj znać i będzie kwita. A i oczywiście masz obejść dwa razy rynek dookoła – oczywiście w szaliku Legii…
oczywiscie w szaliku ktory nie zmienia barw klubowych co ostatnio przydarzylo sie kopaczom „L”