Weekendowy poranek, spotkanie pod młocińskim Makiem Stoję tam wyposażony w kilka sztuk broni krótkiej i długiej. Na dokładkę popijam kuloodporną kawę. Brzmi jak scenariusz do następnego odcinka Bonda. Nie ma tak dobrze, nikt mnie nie zatrudni jako następcę Pierce’a Brosnana. Jadę ze znajomymi do Płocka, bo to najbliższa lokalizacja, w której można poćwiczyć z Rafałem.
Tym razem miecz i kij. Miecz od mistrza Yanga lubię, bo tam jest sporo takiej pracy jaka mi odpowiada. Dużo ćwiczeń solo, sporo z partnerem, a na samym końcu forma. Długa jak sto pięćdziesiąt, ale w zasadzie można bez niej żyć. Ale szczególnie pociągają mnie właśnie te techniki ćwiczone solo. Taki Jiben Gong czyli praca podstawowa oraz króciutkie formy, zahaczające o szermierkę. Co prawda Andrzej Kalisz twierdzi, że miecz, w odróżnieniu od szabli, bardzo szybko wyszedł z użycia i to co się z mieczem w parach ćwiczy, to raczej jakieś współczesne próby rekonstrukcyjne, ale mnie się to podoba i dużo radości daje. Takiej zwykłej treningowej, bo z umiejętnościami kiepsko – standardowo za rzadko mieczem macham. Tu trochę Żwirkowi zazdroszczę jego podejścia i możliwości – ale cóż, w życiu nie da się robić wszystkiego… trzeba się ograniczać.
Natomiast kij, na razie, traktuję jako czysto fizyczne wyzwanie. Tak naprawdę, to czekam aż będziemy się uczyli kija ze stylu Hao, więc na razie po prostu ćwiczę jak mam okazję. Tym razem miałem i trafiłem na naukę formy. Początkowo nawet nie byłem z tego zadowolony, ale okazało się, że forma pamięciowo jest do ogarnięcia. Robiliśmy dość długi fragment, na szczęście składający się z powtarzających się sekwencji i jakoś we łbie zostało.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Tak przy okazji, okazało się, że ćwiczenie technik niedźwiedzia z pięciu zwierząt, bardzo przydaje się w treningu kija. I tym sposobem znów nie do końca rozumiem czy jest to Qi Gong zdrowotny, czy taki trochę nastawiony na ćwiczenie shenfa?
Ale dość tych rozważań, ja nie o tym chciałem. Otóż płockie warsztaty odbywają się w klubie Judo. Byłem w nim nie raz, tylko jakoś przeoczyłem rzeczoną kanciapę. Taką ze „złomem” (przepraszam za określenie) jak za dawnych lat. Krótki korytarzyk zawalony różnorakim sprzętem do treningu siłowego. Żadnych pięknych stojaczków, wszystko po męsku trzymane w głęboko skrywanym ładzie tak, żeby w każdej chwili było pod ręką.
Sami zobaczcie…
Po kolei… cóż my tu mamy? Modlitewnik z widokiem na salę, piękną grafikę na ścianach, klatkę z gumami i lustrem oraz, na koniec, ławeczkę do wyciskania i krzesło dla robiących bicki. Naprawdę, jak za dawnych lat. Żadnej elektroniki ani fitechno muzy. Raczej by się obecnie w fitnesach różnych nie sprawdziło. Nie te standardy. Mnie osobiście nie przeszkadza.
HA! przypomniała mi się jeszcze inna kanciapa, o której pisałem (Kanciapa trenera)