Rodor wygóglał i zafejsbukował, a ja to forwarduję (jedno zdanie, i trzy wyrazy z kosmosu wzięte…). Co na filmie widzimy? Otóż nie jest to centrowanie, choć dużo osób każde ćwiczenie przepychania się w parach tak by nazwało.
To krótki 30 sek. klip przedstawiający ćwiczącego, stojącego na niestabilnym podium. Jego zadaniem jest nie dać się wytrącić z równowagi. Nie może jednak zrobić tego każdym dostępnym sposobem. Nie może oporować. Każde nierozważne przeciwstawienie się sile powoduje, że sam traci równowagę (czyli – jak to się mówi w slangu – poleci). Musi wciągać i przekierowywać. Neutralizacje można też zakończyć odepchnięciem, ale musi być ono poprzedzone bardzo wyraźnym wykorzenieniem (co to jest wykorzenienie? Popatrzcie tu). Jeśli nie uczynimy tego dokładnie, to odbijemy się od masy współćwiczącego. Praw fizyki pan nie zmienisz i ju… Bo to i ciążenie, i tarcie będzie działać przeciwko pchającemu.
Ting – zrozumienie
Umiejętność, którą się tu wykorzystuje, nazywa się Ting czyli po naszemu słuchanie (że ja jeszcze o tym nie pisałem!!!) i jest jedną z pierwszych umiejętności, które wyrabiamy sobie ćwicząc pchające dłonie. Raczej nie da się tego nauczyć trenując tylko i wyłącznie sekwencje. Owszem są praktyki solo, które pomagają, ba są w zasadzie niezbędne w procesie nauki, ale bez ćwiczeń z partnerem, tego się nie wypracuje.
W opisie filmu napisali: Ting Jin („słuchająca siła”) powoduje, że silny mężczyzna jest niczym człowiek nad przepaścią – stoi niestabilnie.
I to o dziwo według mnie chodzi o człowieka, który słucha (czyli ten, który stoi na bosu). Bo to tak jak człowiek stojący nad przepaścią, jest niestabilny, ale ruchy ciała powodują, że nie spada. Włącza się jakaś „pozaumysłowa inteligencja ciała” pozwalająca zachować równowagę.
Pan na filmie świetnie daje sobie radę. Widać, że nawet w tak krótkim filmie pokazuje spory zasób technik. Jedyne do czego można się przyczepić, to zbyt mało luzu w biodrach. Brakuje mi tego skrętu tułowia, ale może to jakoś wynika z zasad jego przekazu – któż to wie?
Rzecz, na której stoi ćwiczący nazywa się bosu. Ponoć zostało wymyślone na plaży. Otóż chłopaki zakopywali w piachu dużą piłkę treningową, by potem używać jej jako trampoliny do skoków. Przemysł to podchwycił, producenci sprzętu sportowego zaczęli sprzedawać takie coś, przypominające ćwiartkę piłki. Do użytku na sali, bo przecież na parkiecie piłki zakopać się nie da, a przy okazji można zarobić jeszcze trochę kasy. Na koniec okazało się, że jakby taką ćwiartkę piłki przełożyć na drugą stronę, to otrzymujemy następny przyrząd treningowy. Bardzo dobry, aby móc z nim ćwiczyć w sytuacji braku równowagi.
Ting – słuchanie
Osobiście uważam, że pomysł aby obalić ćwiartkę i uzyskać w ten sposób brak równowagi, to żadna nowość. W Polsce to się praktykuje z ojca na syna od stuleci. To znaczy praktykowało… bo Unia Europejska wprowadziła zakaz sprzedaży butelek 0.25 zastępując to marnym 0.20… i jak tu żyć? Jak trenować? Sztuka umiera.
…i znów odbiegłem od tematu. Idea, by ćwiczyć w stanie ograniczonej równowagi to nic nowego. Na dokładkę nie trzeba do tego celu kupować bosu, które może i jest uniwersalne, ale dużo miejsca zajmuje. Mistrz Yang Jwing Ming popularyzował ćwiczenie na cegłach (ale to jest warte oddzielnego wpisu), ale to nie do końca miało na celu ten efekt. Innych pomysłów widziałem mnóstwo, najbardziej podobała mi się idea ćwiczenia w pozycji pięty-palce, tj. przednia stopa opiera się na pięcie, a tylna na palcach. To pozycja, która eliminuje siłę pochodzącą z nóg, wymusza intensywną pracę bioder i, o dziwo, niweluje w treningu przewagę wynikającą z różnicy masy. W sam raz do ćwiczenia w parach, których celem jest praca ze słuchającą siłą.
Na koniec zacytuję kilka słów Andrzeja Kalisza, którymi skomentował powyższy film:
W latach 90. w Pekinie ćwiczyliśmy swobodne tui shou na dziedzińcu starej świątyni zamienionej na cele mieszkalne (mistrz Yao Chengguang tam wówczas mieszkał), gdzie było trochę gruzu, kamieni, a na tych kamieniach kolebały się takie duże płyty chodnikowe, no i podczas kroków często nadeptywało się na taką chybotliwą płytę i trzeba było balansować.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Każda okazja jest dobra…
KO, są fajne miejsca nad Wisłą, gdzie można poćwiczyć na kamieniach – czerwiec?
Jak znam życie będziesz na wschodzie ochraniał polskie granice… ale czemu nie…
Fakt: okres ochrony granicy zaczynam z pierwszym dniem wiosny :), ale dla Ciebie jeden weekend jestem w stanie poświęcić :). Nie upadnie Rzeczpospolita w jeden weekend ;), chociaż….. 😀
Teraz, gdy widzę kontekst, myślę że można by owo „niestabilne stanie” przełożyć na balansowanie (czyli KO dobrze wyczaił), z kolei nie jestem pewien, czy wzmianka o taiji nie dotyczy idei, nie stylu. Zwłaszcza, że klip jest o xingyiquan (używają znaku quan a po taiji nie). Poza tym na początku pojawia się napis: prawdziwe pojedyncze obciążenie – nie można dodać choćby piórka. Pojedyncze obciążenie (danzhong) jako opozycja dla shuangshong, podwójnego obciążenia.
Też mi się tak wydawało że nie odnosi się to do sztuki walki, a do ideii równowagi In Yang. Ale bałem się przefilizofować…
Jakby nie było balans to rzecz istotna, skoro nawet w MMA czy BJJ są ćwiczenia na „czucie balansu” 😉
No, a tradycyjnie pole do zmagań tuishou w taiji nazywa się court de balance 😉
Wszędzie to ćwiczą, piłkarze też. Strzał ze stabilnej pozycji jest bardziej precyzyjny i silniejszy niż z rozchwianej.