Bułgarski worek — owieczka wykonana z koźlej skóry, zwany też bułgarskim rożkiem. Według legendy narodowy sport bułgarskich pasterzy, którzy z nudów machali biednymi zwierzakami. Tyle wiedziałem, ale niedługo miałem się przekonać, czym to się je.
A było to tak. W necie znalazłem ogłoszenie – „Bezpłatne szkolenie 3h – bułgarski worek — prowadzi najlepszy gość w Polsce”. To się zapisałem i pojechałem. Trochę ze strachem w sercu i ściśniętym żołądkiem, i tym, no, tyłkiem. Bałem się trochę, że wymięknę. Niedawno przeszedłem upierdliwą infekcję i jak to po takich razach, znów muszę dochodzić do pełni sił. Myślę, że starość to jest właśnie czas, w którym przychodzimy do pełni sił i dojść nikak nie możemy.
Przez chwilę myślałem, że nie dojadę, i nawet mnie to trochę ucieszyło, ale bogowie jednak byli łaskawi. Sala na Wiertniczej, jak ja nie lubię tego miejsca, tam się jedzie niewiele krócej niż do Białegostoku takiego na przykład. I tym razem tradycyjnie nigdzie nie znalazłem żadnych informacji, a pani w okienku wiedziała, że chyba… ale tym razem organizatorka się znalazła i pokierowana nas do niewielkiej, dusznej sali. Takiej z klimatem, zapaśniczej. Poznałem że zapaśnicza, bo wyłożona matami. I już był to dla mnie problem, bo nie lubię ćwiczyć na bosaka. Ale jakie były warunki, takie były. Na łeb się nie lało.
Prowadzący to Lech Kledzik zwany Leonem. I tak mieliśmy się do niego zwracać. My, czyli całe to towarzystwo. Bardzo „poprawne politycznie” towarzystwo, niemal pół na pół kobiet i mężczyzn. Parytety czy co? Dziewczyny raczej młode i zdecydowanie szczupłe. Taki „fitstajl” — szczuplutkie, w leginsach. Faceci bardziej prezentują typ zapaśnika, krótkie spodenki, rashguardy i tatuaże. Z ćwiczących byłem najstarszy (przebił mnie tylko sam Leon, ale on jest poza konkurencją), zamiast brzuchem świeciłem łysiną.
Bułgarski worek
Leon prowadzi trening w bardzo fajny sposób. Widać, że ma to przepraktykowane. Gada tylko, ile musi, tak żebyśmy mieli czas odpocząć, rzuca żarcikami, ale akurat tyle, żeby wprowadzić luźną atmosferę, ale żeby grupa była skoncentrowana na treningu. Chyba tylko raz doszło do sytuacji, kiedy grupa się rozgadała i musiał lekko podnieść głos. Z drugiej strony czas miał tak wyliczony, że każdy z nas zdążył poćwiczyć. Nie było czegoś takiego jak presja czasu.
Podobał mi się system pracy. Dobraliśmy się w pary i w czasie, kiedy jeden machał owieczką, drugi miał obowiązek liczyć powtórzenia, przypominać o oddechu i korygować błędy. Dobry układ, był czas, żeby i pomyśleć o technice, i zejść z tętnem poniżej dwustu. Wiadomo wszak najlepiej jest się uczyć na cudzych błędach.
Sam trening? Jak zwykle nie będę opowiadał o szczegółach. Jak kto ma ochotę, to zapraszam do samodzielnego skosztowania tego chleba. Ogólnie, machałem skórzaną imitacją baranka o wadze 8 kg (to damski rozmiar, przyznam się ze wstydem), a cała sztuka, to umiejętność wykonania sześciu ćwiczeń, których naprawdę można się nauczyć na tym jednym spotkaniu. Ja następnego dnia prezentowałem wszystkie na treningu Tai Chi i dałem radę bez problemu. Trudność nie polega na opanowaniu ćwiczenia, ale na wykonaniu kilkuset (tak! kilkuset!) powtórzeń w ciągu 13 minut. Ten zestaw nosi nazwę „krwawego” protokołu (nosi też inne, ale ten jest bardzo klikalny). Próbowaliśmy zrobić go na koniec treningu. Większości wyszło, ale byli tam ludzie, którzy już coś z workiem ćwiczyli, ja przyznam się, że zrobiłem jakieś 75%, co i tak uważam za sukces.
machanie workiem
Jeszcze kilka lat temu brzydziłem się wszelkim treningiem siłowym, bo uważałem, że on w Tai Chi przeszkadza. Teraz machałem workiem przez trzy godziny i choć na koniec, po wykonaniu protokołu, odcięło mi przedramiona i zalało potem, to byłem przeszczęśliwy.
Słów kilka o samym worku. Pomimo podobieństwa do oskórowanej owieczki sam worek nie został wymyślony przez nudzących się pasterzy. Myślę, że oni mają tyle zajęć, iż po pierwsze nie mają czasu na jakiś specjalny trening, a po drugie pracy fizycznej mają po uszy. Siły fizycznej im raczej nie brakuje.
Twórcą koncepcji worka jest legendarny trener bułgarskich zapaśników Iwan Iwanow. To bułgarski zawodnik trenujący zapasy w stylu klasycznym. Jest dla bułgarskich zapasów niczym pan Kazimierz Górski dla polskiej piłki kopanej, tylko że żywy. Był trzykrotnym uczestnikiem mistrzostw świata oraz olimpijczykiem w zapasach. Jest również byłym trenerem kadry olimpijskiej USA w zapasach. Obecnie zajmuje się szerzeniem wiedzy na temat worków bułgarskich, aktywnie odwiedzając kraje i trenując przyszłych instruktorów.
prawdziwy baranek
A dlaczego koncepcja worka mi się podoba? Bo pomimo tego, że do rozpoczęcia przygody z tym treningiem wystarczy te sześć ćwiczeń, których uczyliśmy się w niedzielę, jest to bardzo rozbudowana praktyka. Tą imitacją owieczki można zrobić dosłownie tysiące różnych ćwiczeń i większość z nich naprawdę da się potem wykorzystać w jakimkolwiek treningu sztukowalkowym w Tai Chi również. Dość powiedzieć, że bez problemu wyobrażam sobie inne ćwiczenia, które można by z tym przyrządem wykonać (nawet jako ten, no, lajkonik).
Co jeszcze mi się podobało? Ano okazało się, że Leon mówił o zastosowaniu techniki bicza (aż żałowałem, że nie miałem żadnego w plecaczku 🙂 – wstyd, Kooniu by miał) oraz o tym, że patrzenie się za workiem poprawia dynamikę (już widzę jak Marek Klajda mówi mi: „A przecież mówiłem!!!”) i żeby oddychać spokojnie, bo kto nie oddycha, ten umiera (no dobra, coś taichipodobnego też musiałem znaleźć). I ogólnie to naprawdę niezła zabawa. Jakby co, to Rafał potwierdzi. Żeby jeszcze te worki tańsze były… ale nie krytykuję… teraz to nawet tanie dranie nie są tanie…
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Podsumowując to wszystko. Pewnie słyszeliście, że Tai Chi to trening kompletny. Że niskie pozycje siłę nóg wyrobią i że podobno dzięki temu uciekniecie napastnikowi. To między bajki można włożyć, tak pomiędzy Andersena a wczesne pisma prezesa NBP. Nie będziecie ćwiczyć siły, to wasza forma będzie bezjajeczna. Bo jak ktoś nie ma siły, to w niskich pozycjach ćwiczyć nie będzie, bo nie da rady. O technice już zupełnie można zapomnieć, a bez tego jak ta mityczna siła ma się pojawić? Jak nogi słabe, to kolana się chwieją (spytajcie takiego Rafałka), jak plecy słabe, to pozycje są pochylone i krzyż boli. Ćwiczcie zatem, niech wam na zdrowie pójdzie… Ku chwalę Qi!!!
Owca w koźlej skórze, wilk w owczej, KO w pandziej :]
Owca robi beee, a jak robi panda?
https://youtu.be/JcW5tf_atOk
Nie brzmi szczególnie dostojnie 😉
czuję się zawiedziony… lekko. Nic to, współczesna technika nie z takich robiła piosenkarzy… pokręci się trochę gałkami i będzie niczym lew