Król papirusowych pand

Zaczęło się pechowo, nic nie zapowiadało szczęśliwego ciągu dalszego.

Po treningu na Mokotowskim Polu uciekła mi siedemnastka. Nic to, nie ta, to następna – jak to na widok Basieńki, pomyślał sobie Pan Wołodyjowski zaraz po tym, jak go Krzysia do wiatru wystawiła. Ja jednak postanowiłem oszukać przeznaczenie. Zamiast czekać 20 minut na następny tramwaj. To hyc autobusem do metra, metrem na Młociny, a potem dwójka i w zasadzie jestem w domu. Myć się nie muszę – to jem śniadanie, żeby rano nie tracić czasu :)… filmowo się troszkę zrobiło 🙂

Ale w realu tak filmowo nie było… Na jednej ze stacji metra, najpierw megafon poinformował, że dalej nikak nie pojedziemy, a po kilku minutach, że mamy w trybie pilnym definitywnie opuścić stację. Dziwne to było, poza tym pechowo, bo akurat z tego miejsca to ja miałem kiepski dojazd do domu… multum przesiadek.

Ale cóż jak trzeba, to trzeba… choć oczami wyobraźni (raczej uszami) słyszałem już tekst Danusi: Taaa, znów się metro zepsuło! Pewnie zostałeś dłużej na treningu? chuchnij mi tu…

Michał od modliszki

Nagle w tłumie błysnęła mi znajoma twarz. Tak, to Michał, tytułowy król atramentowych pand. Lubelski malarz, grafik, artysta (mógłbym wymieniać bez końca 😉 ), a także praktyk Tong Bei i Modliszki. Znam go jeszcze z czasów, kiedy przyjeżdżał do Warszawy na zajęcie stołecznego YMAA i próbował swoich sił w Tai Chi.

Michał znany jest z grafik tuszem (pewnie stosuje też inne techniki, ale ja się nie znam). Jego obrazy są naprawdę świetne. Zresztą mam dwa w domu. Jeden z nich to właśnie panda, którą nazywam „Zosią”.

seminarium Wu Xing Tong Bei Quan. Oprócz Michała widzę tu kilka znajomych twarzy

Michał przyjechał do Wawy poćwiczyć Modliszkę, a ja chciałem z tego skorzystać. Zawsze dobrze jest w takich sytuacjach pogadać, posłuchać bardziej doświadczonych i poćwiczyć. Umówiliśmy się więc następnego dnia w Parku Żeromskiego na Żoliborzu.

Sam park, to moje miejsce z dzieciństwa. Ja się poprostu w tej okolicy wychowałem. I jeśli za dzieciaka mówiłem, że będę w parku, to nie musiałem mówić w którym, bo było wiadomo. Sam park (już kiedyś o nim pisałem) powstał z okolic fortu Sokolnickiego (jednego z fortów wewnętrznego kręgu Cytadeli) i wybudowany został w ramach programu robót publicznych na początku lat trzydziestych (wg. innego źródła powstał spontanicznie – ale jakoś w to nie wierzę).

Michał to światowy człowiek, tu ze swoim nauczycielem Tong Bei, Qi Gongu i zapasów Shuei Jiao. I jak to śpiewała Marylka: „tylko mi Tai Chi brak”

spotkanie w parku

Park ma w swojej historii coś, co upodabnia go do słynnego Shanghajskiego parku, na którym brytole umieścili tabliczkę „Psom i Chińczykom wstęp wzbroniony” (polecam „Wściekłe pięści” z Brusiakiem). Otóż w 1943 Niemcy zamknęli park dla Polaków. No wiem… słabe pokrewieństwo, ale jest. Bardziej sztukowalkowy jest fakt, że w latach osiemdziesiątych, po zmroku, można było tam dostać w ryj. Bez problemu…

Dla mnie to również park historyczny. Tam to, jako dwulatek, wlazłem w ubranku do zabytkowej fontanny i zacząłem ćwiczyć uderzanie otwartą dłonią w powierzchnię wody. Po latach takie ćwiczenie pokazał mi Marek Klajda. Biedny nie wiedział, że już je znałem (w zasadzie to ja mogłem uczyć jego). Wrodzona uprzejmość nie pozwoliła mi wyprowadzić go z błędu.

Alina – dziewczyna z dzbanem. Autor Henryk Kuna.

I tam też się spotkaliśmy, obok tej fontanny. Przykro mi, bo nie mam żadnych zdjęć z tego spotkania. No nie umiem robić zdjęć jak ćwiczę, nawet jak to się odbywa w tak niezobowiązującej atmosferze. Mam tylko trochę notatek w zeszycie.

Pogadaliśmy, porównaliśmy kilka koncepcji. Michał skorygował mi pewne ćwiczenie, które pokazał mi przy poprzednim spotkaniu (bardzo fajna poprawka). Pokazał również inne ćwiczenia – spodobało mi się szukanie długości kija :), co nieco z pasem. Ja pokazałem Michałowi zdrowotny żelazny bicz…, ale chyba nie przypadł mu do gustu.

żoliborska Alina

To naprawdę było dobrze spędzone popołudnie.

I tak w ramach reklamy. Jeśli ktoś z Was chciałby mieć w domu prawdziwe dzieło sztuki i to na dokładkę z takim orientalnym sznytem, coś wyjątkowego, dobrej jakości, to pogadajcie z Michałem (Michał Makara na FB). Coś na pewno u niego znajdziecie. Choć pandy Zosi już nie, ta moja ci jest i wisi sobie u mnie na ścianie.

I właśnie sobie na nią popatrzyłem, bo nad kompem wisi….


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


2 komentarze do “Król papirusowych pand”

  1. Czyżbyś potajemnie pobierał lekcje kung fu modliszki :-)….a obrazy/grafiki bardzo spoko…nie wiem czy można kupić, ale chętnie bym sobie coś fajnego wybrał.

    Odpowiedz
    • Uważam, że mogę się uczyć u każdego kto jest lepszy ode mnie. Nawet jeśli to miałbybyć styl Chen. Modliszka spoko. Poza tym Michał jest zakręconym i szalonym człowiekiem. Lubię takich.

      Grafiki są jak najbardziej do kupienie, wbijaj na FB do Michała (link masz w tekście) napewno znajdziesz coś dla siebie.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz