Prywatna salka…

I stało się. Trawersując słowa piosenki: „Proza życia to treningu kat”. Niestety. Dla mnie prozą życia są, niestety, moje obowiązki służbowe. Czasami muszę wyjechać z Wawy i porzucić w miarę  uregulowany tryb życia. Cóż, życie.

Ma to oczywiście swoje dobre strony. Jest takie żydowskie przysłowie, które mówi – „Jeśli jakaś potrawa zaczyna zbytnio smakować, należy ją odstawić”. To wcale nie jest takie głupie. Kiedy zbyt długo monotonnie wykonujemy jakieś czynności, to tracimy to, co na początku było dla nas siłą napędową. Praktyka traci powiew świeżości, wpadamy w rutynę i przestajemy zauważać błędy oraz nowe możliwości wynikające z treningu. A najgorsze jest to, że utrwalamy sobie w ten sposób jakiś wizerunek techniki/praktyki i ciężko nam będzie to w przyszłości zmienić. Ot będzie nam się wydawało, że jest to jedyna prawdziwa prawda i koniec. Nie dopuścimy do siebie nawet myśli, że za tą ścianą, którą sobie postawiliśmy, jest jeszcze jakaś droga. Dobry ticzer oczywiście wie, kiedy trzeba człowiekiem wstrząsnąć i jakie wskazówki mu podsunąć, by do takiej sytuacji nie doszło. Takie odstawienie od treningowego cyca też może spowodować pozytywny głód treningowy.

mot_4827ec3a4c385359cb6b65003229f183
głód treningowy

Tak więc życie dało mi szansę. Jak mówią : „Kiedy Bóg zamyka przed nami drzwi – to otwiera nam okno”, a musimy przez to okno tygryskiem wskoczyć. Jak to David Carradine niegdyś czynił.

Na pewien czas drzwi się zamknęły, ale dzięki życzliwości mojego dobrego kolegi otworzyło się okno, bardziej okienko, ale zawsze. Otóż mój kumpel (nazwijmy go V.) zorganizował mi salę treningową tu na miejscu, na moim wygnaniu. Jeśli tylko znajdę siłę i czas, to będę tam gościł.

A było to tak. Spotkaliśmy się z V. w Wawie. Kiedy okazało się, że niedługo przyjeżdżam na wysuniętą placówkę V stwierdził, że na jego działce stoi budynek w stanie surowym, gdzie na piętrze jest duża, wolna przestrzeń: „Jak chcesz możesz się tam wyżywać, albo będziesz chodził pod miejscowy bar, jak wolisz.” Pod bar chodzić nie będę, już go kiedyś widziałem. Jak pojawi się tam ktoś obcy, to zapada taka krępująca cisza. I jeszcze to, że nie jestem w stanie biec 10 kilometrów z widłami w plecach. A ponoć tyle tu człowieka gonią, a potem im się już nie chce. Jak opanuję jakąś specjalną technikę biegania, to może kiedyś spróbuję…

A jak wygląda moja sala? To całe piętro budowanego właśnie domu. Na podłodze jest jeszcze betonowa wylewka, a wokół wala się mnóstwo budowlanego śmiecia. Jak to zimą na budowie. V. był jeszcze na tyle miły, że zorganizował mi światło. Ja już zawczasu kupiłem worek treningowy i poprosiłem o dostawę. Niestety okazało się, że sprzedawca wprowadził mnie w błąd. Zamiast 30-sto kilowego worka dostałem 3,5 kilowy. Tak to się kupuje przez internet. Czasami można się naciąć, żeby nie powiedzieć, że czasami można zostać orżniętym. Ale ja Stefana z Iławy sobie zapamiętam. Worek powiesiliśmy pod powałą.

20141208_211642
worek i widok na salę
20141208_212223(1)
raz wpadł jeszcze kolega. Ta mgła to mój oddech…

Bicie w leciutki woreczek, to żadna frajda. Ciężko jest bić seriami, bo worek lata jak szalony. Jeszcze skubany wisi na długim sznurze i muszę za nim ganiać. Jedyna zaleta tego układu jest taka, że taki worek potrafi mnie zaatakować i muszę mu zejść z linii. Przy ciężkim worku, kiedy już się zmęczę, po prostu stoję i uderzam.

salka treningowa

Podest, nad którym wisi worek, jest profesjonalnie przygotowany do treningu. Cały wysypany jest drewnianymi wiórami. Widocznie V. zawczasu przygotował się do usuwania śladów krwi. 😉

20141208_211654
…rzeczone wióry

Reszta salki nie jest duża, nie mieszczę się tam z pierwszą częścią formy. Formę CJF też musiałem zrobić na raty, ale za to mam lustra na ścianach. Ilu z was ma tak komfortowe warunki do treningu?

20141208_215640
mam nawet lustra na sali

Muszę się tylko ciepło ubierać, bo okazało się, że jedno okno nie ma szyby. Nic to, muszę trochę poćwiczyć wieczorami, ponieważ stołujemy się u mamy V., a ona gotuje tak dobrze, że nawet sobie nie wyobrażacie. Dla mnie to mistrzostwo świata.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Przy okazji okazało się jeszcze, że… ale o tym już następnym razem. A na koniec kilka okoliczności przyrody…

20141210_134712
krajobraz zza płota
salka treningowa
na kresach zima się nie obija

0 komentarzy do “Prywatna salka…”

    • Sprawdzałem. 🙁 jest wypchany gąbką. W przyszłym tygodniu wymienię gąbkę na szmaty. Może będzie ważył 7-10 kilo.

      Odpowiedz
  1. Podłoże wymusza ćwiczenie „kociego kroku” – inaczej nabawisz się pylicy. 🙂 Jak lekki, to może pouderzaj palcami. Też będzie latał, ale więcej zyskasz.

    Odpowiedz
  2. Domyślam się. :)) W przeciwnym razie KO może się kiedyś obudzić podwieszony na niewygodnych linach, na iglicy Pałacu Kultury i Nauki… 😉

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz