To niedługo. Nawet się czuję, jakbym już na tych walizkach siedział (właściwie to na jednej, więcej nie potrzebujemy). To mój trzeci wyjazd do Chin. Za pierwszym razem Jiuzhizy niemalże siłą zaciągnął mnie do Hongkongu i Kantonu, dzięki temu, rok później, odważyłem się na samotny trip po Tajwanie. Tamte dwa wyjazdy były czysto turystyczne. Choć oczywiście ćwiczenia nie zarzuciłem, bardziej jednak się skupiłem na jedzeniu, oglądaniu i ogólnym chłonięciu „orientu”. Teraz nadszedł czas wyjazdu treningowego. Nie czysto oczywiście, bo nie po to spędzę naście godzin w samolocie, w pozycji embrionalnej, żeby poza salą treningową nic innego, nie zobaczyć. Poza tym jedzie ze mną Danusia, więc podzieliliśmy czas na dwie części: treningową i turystyczną. Żeby było łatwiej zapamiętać, jedna i druga na literkę T.
Guangfu
Jedziemy do miasta Guangfu, zwanego też miastem Tai Chi. Jedziemy prawie jak do siebie, bo miejsce jest mi znane z opowieści Andrzeja Kalisza (i filmów przez niego nagranych) oraz Janka Glińskiego (i on wraz z dziewczynami nagrał o tym miejscu film). Już się widzę w tych ciężkich treningowych butach, o których wspominali. Będą też mury miejskie, opera pekińska na terenie tamtejszej jatki i muzeum stylu Wu. Nowe pieczątki oczywiście też, byleby tylko pod tym względem było jak na Tajwanie.
Oczywiście jaram się oczekującymi mnie tam treningami. Mógłbym napisać jak bardzo, cytując powiedzonka Młodego, ale są niecenzuralne, choć wyjątkowo trafne. Oczywiście staram się to jakoś tonować i nie oczekiwać zbyt dużo. Bo to lepiej się nie zawieść. Ale wiecie, jak to jest. Trening w Chinach, z Bardzo Dobrym Nauczycielem. Na razie nie piszę z kim, bo do końca nie wiadomo. Dla mnie pewnie spokojnie wystarczyłby ktoś dużo mniej zaawansowany i też bym się dużo nauczył.
Tak więc boję się zawieść swoje oczekiwania. Janek mnie co prawda pocieszał. Mówił, że jak ktoś coś umie, to wtedy na treningu z kimś bardzo zaawansowanym dużo korzysta. W tym równaniu jest dużo niewiadomych i tylko jeden pewnik. To nie ja jestem tym, który umie coś więcej. Chyba że więcej niż Danusia. Wtedy tak, na jej tle, jako osoby nie ćwiczącej, wypadam nieźle.
Dobrze. Klamka zapadła, bilety są, hotele też, nawet przez wniosek wizowy przebrnąłem, choć lekko nie było. Tak więc jedziemy.
ciężkie buty
Właśnie uświadomiłem sobie, że przez te kilka dni więcej poćwiczę pod okiem prawdziwego mistrza, niż kiedykolwiek w sumie pod okiem jakiegokolwiek innego dobrego nauczyciela Tai Chi. Bo to zazwyczaj mniej godzin było i grupy dużo większe. Qrczę, nawet samo to, że ja ten swój staż mogę zaledwie w godzinach policzyć, świadczy o mojej praktyce. Niestety, nie najlepiej.
Oczywiście z wyjątkiem mistrz Honga, ale w tym przypadku trudno o porównanie: on nie jest nauczyciel Tai Chi. Na dokładkę nadal jestem tak bardzo początkującym, że nauki tak dobrego nauczyciela to jak rzucanie grochem o ścianę płaczu w Jerozolimie. Choć w zasadzie, to jeśli czegoś się od niego nauczyłem, to właśnie tego żeby nie oczekiwać. Mistrz Hong przyjeżdżał, uczył tego na co aktualnie miał ochotę, a myśmy zawsze coś na tym korzystali. Mniej lub więcej.
Bądź co bądź, mam jedną prośbę. Jeśli po powrocie będę zbyt mocno chełpił się tym, że ćwiczyłem w Chinach, proszę mi dokopać w… co tam chcecie.
1
Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Na razie, ponieważ przestało już pylić i mogę w końcu wrócić do normalnego trybu treningowego, staram się przećwiczyć formę 37 codziennie, przeglądam notatki, by przypomnieć sobie wszystkie poprawki. Mam nadzieję, że to będzie dobry wyjazd (i nie ostatni…).
fotografie pochodzą ze stron Akademii Yi Quan oraz Fundacji Tai Chi. Już niedługo będę miał własne.
Trzymam kciuki za zebranie jak najwięcej wiedzy pomocnej w dalszej praktyce 🙂
Dzięki.
Szkoda że nie jedziesz, już się przyzwyczaiłem że zastosowania zawsze są pokazywane na Tobie.
Po przeczytaniu wpisu wyszedłem i zobaczyłem wznoszącą się maszynę.chińskich linii. Potem, w Pho Mai Hien, Ciocia Hanh machała ręką wznosząc okrzyki w stronę leniwie startującego samolotu Emiratów. To dobry omen 🙂
uff… odetchnąłem…
Udanych łowów i powrotu z tarczą… 🙂
Dzięki.
Jak znajdę jakiś fajny sklep z bronią to coś kupię. Ale tarczę chyba sobie odpuszczę. Może bicz.
Szukaj w sklepach z napisem 成人用品
dobra dobra… tym razem sprawdziłem napis.
Dobrze. Tam kupisz pejcz yin-yang 🙂
Namawiał, namawiał i namówił…
To 6 tysięcy km. Jak hoplon, wolałbym wracać na niż z 😉
Eeee hoplon to max 15kg. To nie są czasy Aleksandra, zawsze można nadać na bagaż. Jednak wolałbym w to miejsce zapakować kilka pejczy Yin-Yang. Jeden dostaniesz w prezencie.
Super już Ci szczerze zazdroszczę 🙂 i czekam na relacje z Chin…będziesz ćwiczył WU (Hao) ?…powodzenia i owocnych treningów.
Dzięki. Tak jedziemy ćwiczyć Wu/Hao.
Uchylę rąbka tajemnicy 🙂 Będziemy mieli możliwość uzyskania kilku lekcji bezpośrednio u mistrza Zhai Weichuan. Natomiast większość zajęć będzie prowadził jego syn, mistrz Zhai Shizong. Mistrzowie Zhai zaproponowali, żeby nasza nauka skupiła się tym razem na treningu wewnętrznym, zagadnieniu „poruszania qi” – 运气. Mistrz Zhao Xiaoqing też tam będzie.
„poruszanie qi” – ciekawe jak ja to opiszę 🙁