Zawsze lubiłem tę poetykę związaną z nazwami technik. Ci „starzy ludzie niosący rybę”, „Łapanie ptaka za ogon” czy „Granie na harfie” – jestem niemal pewien, że spora grupa z nas ćwiczących rozpoczęła treningi między innymi dlatego, żeby móc zgłębiać cóż tam się za tą harfą kryje.
No nie trzeba szukać daleko. Moja koleżanka zafascynowała się Tai Chi na pewnym pokazie. Cóż z tego, że jeśli nawet nie pamiętała, jak nazywa się owa demonstrowana sztuka, którą tak bardzo chciała uprawiać. Jedyne co zapadło jej w pamięć to dostojne ptaszysko = żuraw. Tak więc zaopatrzona w tę wizję wylądowała (jak to żuraw, wiecznie latać nie będzie) na zajęciach z Kung Fu Białego Żurawia, gdzie została przeczołgana przez YMAAowskiego instruktora o wdzięcznej ksywie „Ołówek”. Były to bowiem czasy, kiedy w Warszawie istniała sekcja Shaolin.
biały żuraw
Dopiero po treningu znajoma wydukała ostatkiem sił, że ona by chciała takie powolne i ładne — wspomnienie te bawi mnie do tej pory.

Historia ta powróciła do mnie w czasie mojego pobytu na Tajwanie. Miałem wtedy okazje zobaczyć żyjące tam żurawie. Zdziwiło mnie, że nie są to duże białe ptaki, wykonujące swoje dostojne tańca na odludnych mokradłach. Tajwańskie żurawie są niewielkie (jak na żurawia) i sporo czasu spędzają, siedząc na bambusowych gałęziach. Ponieważ bambusy są giętkie, to ptaszyska starając się utrzymać równowagę, ciągle machają skrzydłami. Zrozumiałem wtedy, dlaczego Qi Gong Białego Żurawia ma właśnie taką nazwę.
Dotarło też do mnie to, że przywiązanie do nazwy może być dużym problemem. Polega on na tym, że możemy mieć inne pojęcie na jakiś konkretny temat, niż osoba nadająca nazwę. Zupełnie inną kalkę kulturową. Na przykładzie wspomnianego tu żurawia, którego europejskie wyobrażenie bardziej pasuje do Qi Gongu Lecącego Żurawia niż do tego YMAAoskiego.
trudne trzymanie pipy
Drugim problemem może być tłumaczenie. Zwróciliście uwagę na mnogość wersji nazwy sekwencji grania na lutni/harfie/gitarze bądź nawet skrzypcach. Gdy tymczasem w oryginale jest pipa. Pomijając, że przez lata bardziej kojarzyłem pipę jako nalewak do piwa, to do tej pory nie wiem jak poprawnie trzymać pipę jako instrument muzyczny (w odróżnieniu od nalewaka). Nie wiem, też o ile technika wzięła nazwę z ruchu, bo jasne jest, że nie jest dokładnym odwzorowaniem pozycji grającego. Chodzi raczej o coś, co miało tę czynność przypominać. Wyobrażam sobie jednak pracę tłumacza, który nie wiedział, że coś to jest pipa, bo na przykład swoją pracę wykonywał w czasie przed erą googla. I patrząc na zdjęcie, robi z pipy lutnie, a co… zawsze lepiej niż saksofon. Chociaż saksofon wymyślono jako instrument dla orkiestr wojskowych to by swoją sztukowalkowością pasował.


Trzecim problemem jest fakt, że tracimy wiedzę na temat prostych czynności, które są w nazwach opisywane. Bo czyż wiemy, jak stary człowiek klękał przed generałem? Bo w Chinach ten przyklęk wyglądał inaczej niż w Europie. Kiedy mistrz Yang powiedział nam na treningu Qin Na jak to wyglądało powiedziałem sobie „qrcze, fakt przecież na Hero właśnie tak to wyglądało” i technika łatwiej mi wychodziła. Kiedy innym razem Robert Wąs pokazał nam, jak kiedyś zakładano na plecy dużą rybę przy pomocy dwuręcznego haka (ile osób w ogóle wie, jak on wygląda), to następne wykonanie tej techniki o mało nie złamało łokcia mojemu partnerowi (sorki, jeszcze raz sorki). Robert tez usłyszał to od mistrza, bo przecież nie podpatrzył tego u wędkarzy stojących nieopodal jego szkoły. Tak dużych ryb nie ma w Wiśle od czasów plejstocenu.
Choć może jest jakieś podobieństwo w zarzucaniu sobie na plecy worka z mąką we młynie. Tylko dłonie trzyma się po dwóch stronach głowy, a nie przy jednej.
dlaczego bicz jest prosty
Nazwy mogą być przydatne, i to nie tylko do łatwiejszego zapamiętania kolejności ruchów. Mogą nieść w sobie jakąś informację na temat zawartej w nich idei, takie ukryte Qi. Odkryłem to niedawno. Jedną z bardziej tajemniczych (dla mnie) nazw był „prosty bicz” czyli „Dan bian”. Słyszałem wiele tłumaczeń tego ruchu. Jeden z instruktorów twierdził, że ułożenie prawej ręki przywodzi na myśl bat. Ale to chyba tylko jemu. Bo po pierwsze niewiele, a po drugie w nazwie wyraźnie jest bicz. Bat od bicza różni się tak jak piłka nożna od rugby. Dobra, nie każdy może o tym wiedzieć, ja do niedawna też nie odróżniałem.

I zrozumiałem, dlaczego do opisywania ruchu nie potrzeba tylu słów… ot zrób to tak, jakbyś strzelał z bicza. Właśnie z bicza, bo strzał z bata wymaga innej dynamiki. W tym przypadku to porównanie się nie sprawdzi. I nie muszę już żadnych więcej słów dodawać. Bo albo zrobisz to dobrze i będzie słychać, ale schrzanisz — i też będzie słychać (dźwięk jest inny, jeśli technika jest dobra). Siłę do bicza trzeba wziąć z ciała, bo samymi rękoma to człek się zbyt szybko męczy i słychać. Przy strzale z bicza ruch musi być płynny i gładki. Inaczej bicz traci dynamikę, więdnie w powietrzu i nie strzela. a może też ćwiczącemu po plecach przejechać.
Tylko… sztuka strzelania z bicza odchodzi do lamusa. Ileż to takich rzeczy jest nazwach form, których nie rozumiemy, bo świat się zmienił, a nazwy nie? Dan Docherty twierdził, że nazw ruchów było kiedyś dużo więcej i każda z nich niosła jaką sugestię dotyczącą. Odpłynęły w niebyt, bo niosły z sobą zbyt dużo wiedzy dla początkującego i dlatego że przestaliśmy je rozumieć. To wiedza, która już nie wróci, a szkoda…