Tradycyjnie raz w miesiącu, w Akademii Yi Quan, ma miejsce treningowa sobota. Nie załapałem się na poprzednią, ale tym razem – nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie – ani to, że Waszyngtona nie jeździły tramwaje, ani t,o że padał naprawdę zimny deszcz. Nawet to, że w kioskach już rano skończył się Przegląd Sportowy z opisem piątkowego zwycięstwa Legii nad Jagą. Przy okazji zarekomenduję takie sobotnie spotkania dla osób, które chciałyby spróbować czym taki trening się je, ewentualnie, czym on się różni od tego co robią obecnie. Przy następnej sobocie wystarczy zadzwonić, spytać się i przyjechać.
Ja pierwszy trening sobie odpuściłem, musiałem odespać roboczy tydzień, ale drugi trening Qi Gong – jak najbardziej. I tu pewna uwaga. Ćwiczyliśmy w całkowicie męskim gronie (ot… ciekawostka). Związki „Dziesięciu metod zachowania zdrowia” z bojowym Yi Quanem (zobacz o co mi chodzi) powoduje, że ma on trochę taki sztukowalkowy smaczek. Dodatkowo pozwalają każdemu adeptowi Tai Chi przenieść swoją praktykę na wyższy poziom (choć z taikikowców to było nas raptem dwóch). Na koniec nie nauczyłem się pięciu zwierząt. Tak, to nie pomyłka. Mało czasu mieliśmy i, jak powiedział Andrzej Kalisz, „teraz tylko przelecimy te ćwiczenia„.
Qi Gong
Szkoda, że nie było Adasia, jemu pewnie by się spodobała perspektywa przelatywania tygrysicy. To już czwarta wersja tego ćwiczenia, z którą miałem kontakt, i o dziwo – każda diametralnie inna. No, może nieco przesadziłem. Wersja Andrzeja Kalisza i Jana Glińskiego mają bardzo podobnego niedźwiedzia.
Nic to, nie przejmuję się. Nie można mieć wszystkiego na raz. Przynajmniej powtórzyłem sobie pod czujnym okiem trenera zdrowotny Yi Quan. A pięć zwierząt? Zająca tam nie ma, nie ucieknie.
Ostatni trening to było dzisiejsze „cream de la cream”. Czyli zaawansowana grupa Tai Chi. Qrcze ostatnio tak mi się składa, że nie docieram zbyt często na treningi i cieszyłem się z tego, że uda mi się poćwiczyć „Dziewięć ćwiczeń”.
To wszystko było tak jakby na rozgrzewkę, bo dziś mieliśmy zacząć ćwiczyć formę z mieczem. Zawsze miałem problem z ćwiczeniem z bronią. Co jest tego powodem? Do końca nie wiem. Na pewno jednym z powodów jest to, że broni na co dzień przy sobie nie noszę. Siłą rzeczy – ćwiczyłem te formy okazjonalnie.
forma z mieczem
Całę szczęście, że forma z mieczem stylu Hao jest bardzo krótka (jak na formy w Tai Chi) i przekonałem się do jednego prostego patentu, dzięki któremu może będę ją ćwiczył częściej.
Proszę, proszę półtorej minuty i aż dwa razy można zrobić. Naprawdę zaczynam doceniać.
Więc miecz… ci którzy znają salkę Akademii muszą być zdziwieni. Miejsca mało, a sufit blisko. Co zrobiliśmy? Mało miejsca, to nie problem. Jest nas niewielu, więc się pomieścimy. W sprawie sufitu postąpiliśmy iście w stylu króla Salomona. Jeśli nie można podwyższyć sufitu, to trzeba było obniżyć broń :). Tylko Andrzej Kalisz miał normalny „sportowy” miecz, a reszta krótkie kijki. Ja przywiozłem sobie z domu króciutkie tanto.
Szkółka sobotnia Tai Chi
Tanto (drewniana imitacja samurajskiego sztyletu) ma zakrzywione „ostrze” co powodowało, że zawsze miałem wrażenie, że cięcie jest wykonywane bez sensu. Cała idea wykorzystania krótkiego mieczyka jako broni treningowej w celu nauczenia się formy – pomysł dobry. Później oczywiście już nie.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Nauczyliśmy się większości pierwszej sekwencji (tak forma krótka – a pierwsza sekwencja długa) i na koniec mieliśmy okazję zrobić ją dwa, trzy razy z mieczem normalnej długości. Jest różnica. Jak zwykle Rodorowi szło najlepiej – widać, że ma doświadczenie we władaniu ostrzem. Ciekawe gdzie się tego nauczył? Na Gocławiu? Po meczu?
Yi-chuan to korona ewolucji chińskich sztuk walki.
Znasz yichuan to znasz inne sztuki walki. Odnajdziesz w nich te same wartości które poznałeś w yichuanie.
to juz zatrzymano sie w rozwoju? pachnie wrogimi silami
Nie mam nic do Yi Quanu. Ale ile poznałeś tych sztuk żeby ferować takie wyroki.
Ja to potwierdzam co inni mi powiedzieli lub też przeczytałem a także odczułem na sobie.
Kenichi Savai, a także twórca i klasyk yi-chuanu Wang Xiangzhai.
Konkretnie chodzi o siłę wewnętrzną w wushu z wyjątkiem dżudo.
Źródło Hatsuo Royama „Moje życie karate”(Kyokushinkan karate). Moskwa 2003.(po rosyjsku)
W taiji miałem przejawy tego co doświadczyłem w zhan zhuang w pozycji rąk cheng-bao.
Sifu taiji chen Marek Baliński zauważył strukturę podczas wykonywania przeze mnie ciągu a także powiedział że jest ciało taiji.
Ja nie chcę się chwalić ale polecam wszystkim yi-chuan a potem wszystkie inne sztuki walki łącznie z boksem.
Jakbyś trafił w życiu na innego kompetentnego nauczyciela to pewnie mówiłbyś zupełnie co innego i dawał inne przykłady. Ja tam się boje ludzi którzy twierdzą że stawiają siebie ponad. Wszystko to kwestia praktyki, a źródła można znaleźć w wielu miejscach.
Miałeś w formie podstawowe odczucia… moje gratulacje – serio – wielu nawet tego nie doświadczyło.
Błąd. Ja stawiam nie siebie lecz yi-chuan. Inni nie doświadczyli niech spróbują yi-chuan. Czy inny kompetentny nauczyciel, może tak a może nie ważne aby nie był lakoniczny. Sifu Kalisz jest dla mnie zbyt lakoniczny nieodrodny uczeń swojego nauczyciela tak myślę. Chińskie sifu zbyt wiele nie wyjaśnia a pytać się aby lepiej coś wyjaśnił to może poczuć się obrażony, taka jest opinia o rodowitym chińskim sifu.
Sifu taiji chen Baliński twierdzi, że w chenie jest wszystko, mnie to nie przeszkadza aby tylko nie był
lakoniczny a nie jest.
Bać się nie ma co a obawiać tak można tych”prawdziwych Polaków”chociaż był czas gdzie ich zdelegalizowano i rozpędzono.
Jeden taki był uczniem sifu Kalisz i po powrocie z Krymu zaatakował mnie kalekę na Kasprzaka i żelazna kula inwalidzka ostudziła jego zapał jak oberwał po łbie i po łapie.
Takich to się należy obawiać reszta to demokraci.
odwieczny dylemat o wyzszosci i nizszosci