Wczoraj wróciłem z TamTam… jak zwykle była pełnia i to praktycznie bezchmurna – można było trzy dni kręcić, taki wielki księżyc. Cisza, spokój, wieczorem tylko żurawie pokrzykują nad rzeką. Idealne warunki, żeby poćwiczyć. Tylko że… tym razem nie pojechaliśmy tam odpoczywać, tylko do roboty. Tam chyba zawsze jeździ się do jakiejś roboty – tym razem chcieliśmy z młodym dokończyć sufit i dopilnować fachowca od okien.
Fachowiec przyjechał opóźnieniem siedmiu godzin i w rezultacie robota przeciągnęła się praktycznie do 21:00. Kiedy już sprzątnęliśmy po „fachowcach” i naklęliśmy się na ich podejście do pracy, zrobiła się 22:00. Obaj brudni, spoceni i pieruńsko zmęczeni. A tu młody z niewinną miną zadał mi pytanie: – „Ojcze, a sto dni?”

Lekko opadły mi ręce. No tak, „sto dni treningu„. To był 73-ci dzień. Naprawdę nie chciało mi się, ale przecież nie będę sam siebie oszukiwał. Twardym trzeba być, nie „miętkim”. Krótkie mycie pod pompą – TamTam w nocy temperatura spada bardzo gwałtownie. Dość powiedzieć, że tej nocy na termometrze było 13 stopni. Ale jak trzeba to trzeba. Zrobiłem cały zamierzony plan. Choć przyznam się, że skróciłem nieco czas. Postanowiłem, że zrobię krócej, ale z zachowaniem jakości ćwiczenia. Na koniec jeszcze ćwiczenia w pełni. Księżyc tak wielki i tak blisko nas, że żal byłoby nie skorzystać.
Wniosek…
… z tego wpisu powinien być taki: często w naszym życiu pojawiają się sytuacje, kiedy bardzo nam się nie chce – bądź z jakichś powodów nie możemy poćwiczyć. Szukamy wtedy wymówek: że pada, że już późno lub że jestem tak zmachany – i nic dobrego z tego nie wyjdzie. Powiem wam jedno: jak skończyłem, byłem tak z siebie zadowolony, że tę sesję treningową będę pamiętał jeszcze długo. Więc naprawdę warto, przełamać się i poćwiczyć. Może nie koniecznie od razu 10 powtórzeń trzeciej części formy, ale chociażby jakiś Qi Gong, albo medytacje. Regularność, to jeden z kluczy do sukcesu (mam nadzieję ;))
Oczywiście najlepiej byłoby żyć w świecie, który nie stawia nas w takich sytuacjach… ale to chyba nie za mojego żywota.
Ps. Młody pstryknął mi kilka fotek w ładnych okolicznościach przyrody. Możecie je obejrzeć poniżej.


a po … jakoś tak mniej nerwowo patrzyłem na miniony dzień… więc może było warto?
Na ostatniej fotce wyglądasz niczym Aku 🙂
no może trochę :).
to dla tych którzy nie wiedzą o czym kaman
Bo chyba nie miałeś na myśli o Yamina Aku?
Btw, ćwiczyłeś tyłem do Księżyca? 😮
YJJ tak –
nie myślałem że to może mieć wpływ… pogadam z Markiem.
No cóż, KO przejdzie niebawem na ciemną stronę mocy… No trudno, w piekle też warto mieć koneksje. 😉
A, czyli jednak utożsamia się z Aku z Samuraja Jacka. Obawiałem się już, że wizualizuje sobie srebrne kucyki 😉