Frędzelek, czyli to, co Chińczycy przyczepiają do miecza. Takie kolorowe, wiszące i przeszkadzające. To ma różne nazwy: dzyndzel, chwost (że niby ogon), frędzel, kitka, pomponik, a nawet kutasik (to takie staropolskie). W oryginalne nazywają to Jiansui. Składową tego wyrazu jest sui (czytaj „suej”), czyli kłos. Ma to jakiś sens, bo ta kitka ma się poruszać za mieczem, trochę na podobieństwo falującego zboża. Ten znak występuje nawet w nazwie prowincji Kanton. Ponoć te siedem (pięć według korekty Jiuzhizy) kóz (lub owiec, bo Chińczycy podobno nie odróżniają), schodząc z niebios na ziemię, miało w pyskach kłosy ryżu (albo jakąś inną trawę).
Dobra… Wiedzą teoretyczną (nie swoją oczywiście) jużem zabłysnął. Czas przejść do własnych doświadczeń.

Frędzelki są przy mieczach standardem. Kupujesz i zazwyczaj masz. Ale w większości przypadków, i tak zostają odczepione oraz głęboko schowane. Dlaczego? Bo przeszkadzają, plączą się wokół rąk i kojarzą się z taką badziewną, odpustową formą.
chwost dla miecza
Ale czy na pewno?
Nie będę tu rzucał kamieniem, bo sam osobiście przez lata odczepiałem te sznurki i chowałem głęboko. Na tyle głęboko, że teraz nie wiem, gdzie są :). A są potrzebne.
Dawno temu słyszałem opinie, że po ich ruchu nauczyciel jest w stanie rozpoznać, czy do ruchu używamy energii Qi, czy zwykłej brutalnej (głupiej) siły. Nie wierzyłem. Bo jak… Tu to pies kręci ogonem czy chwost mieczem? Ostatnie doświadczenia świadczą o tym, że coś w tym jest. A jeśli ktoś czasami czytuje mój blog, to chyba się zoorientował, że stronię od zbytniego filozofowania. Filozofię zostawmy fizjologom, oni się na tym znają.

Co mnie jednak przekonało, że warto. Na pewno nauka miecza u Andrzeja Kalisza. Pomijając fakt, że forma krótka i nareszcie jakąś zapamiętałem. Otóż na początku nauki prowadzący powiedział nam, że w formie są dwa takie miejsca, gdzie fifraczek porusza się w specyficzny sposób. Pokazał jak i zostawił mnie zatopionego w zadumie ze szczyptą wstydu. Wstydu, bo mam w domu z pięć różnych mieczy, a żaden z nich nie ma tego warkocza. Niezwłocznie przyczepiłem do jednego z nich kawałek grubego sznura, rozplotłem go, rozczesałem (dorzuciłem proporczyk Legii), i mam coś, co przypomina koński ogon.
Jak dla mnie działa. Choć muszę przyznać, ten oryginalny, składany przez małe chińskie łapki, jest jakby łatwiejszy w obsłudze. Jakoś częściej udaje mi się go do ruchu zmusić. Czy łatwiej znaczy lepiej, czy po prostu łatwiej? Nie wiem.
ładne i pożyteczne
Jakiej długości powinny frędzelki? A, są różne. Zazwyczaj są tak na długość przedramienia, ale widziałem filmy, w których są one długości miecza. Można tym rzucić w twarz przeciwnika (na jakimś filmie to wiedziałem), ale to nie o to chodzi. Z opowieści wiem, że takim dłuższym dinksem macha się łatwiej. Nie wiem, nie próbowałem. Bałbym się, że nadepnę.

Więcej teorii. Taki chwost jest dla miecza jak Yin dla Yang. I w zasadzie jest tylko znacznikiem poprawności wykonywania technik. Nie trzeba go używać, ale ma swoje zalety. Podstawowa to ta, że może nam uświadomić, kiedy robimy błędy. Mistrz Cheng Man Ching powiedział: „Podczas wykonywania tej formy tassel powinien zawsze tańczyć”. Jeśli do poruszania mieczem użyjemy rąk (zamiast Dantian), frędzel uderzy nas w nadgarstek (lub owinie się wokół niego) jako przestroga. Ciekawe, czy chusty przy szabli działają podobnie, bo jest takie miejsce w formie z szablą, w której zawijają mi się wokół nadgarstków.

To chyba najważniejsza zaleta stosowania tego czegoś. Są jeszcze rzeczy, które każdy szermierz prawdopodobnie by wyśmiał. Na przykład to, że frędzlem można trzepnąć w oczy przeciwnika, dając sobie chwilę na bezpieczne cięcie. W niektórych formach używamy jest przy wykonywaniu specyficznych sekwencji (ale ja takich nie znam).
Zatem… Korzystać czy nie? Tak, ale trzeba pamiętać, że dla początkującego może to być bardzo stresujące. Ciężko będzie nam zachować ruchy pompona w sytuacji, kiedy walczymy z własną pamięcią o każdy następny ruch. Bo przecież jeśli sznurki zwisają pionowo w dół, to znaczy, że formę wykonujemy zbyt wolno. Jak jednak mają pływać na podobieństwo chmur, jeśli po każdej sekwencji zatrzymujemy się i kombinujemy, co dalej. Rozwiązaniem może być wykonywanie krótkich fragmentów formy, a dopiero potem łączenie ich w dłuższe sekwencje.
Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz zostać moim mecenasem! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
A kiedy już się nauczymy, frędzelki będziemy stosować tylko dla celów estetycznych, albo będziemy szpanować na treningach.
KO, Kanton, to Miasto Pięciu Kóz, nie siedmiu! :)) Jeśli w danej formie przewidziany jest chwost, to tak należy ją ćwiczyć koniec kropka. Kiedyś Yu Tiancheng powiedział o ćwiczeniu (bodaj qixing jian) bez chwosta, że gdy ćwiczysz z mieczem bez, to tak jakbyś w ogóle nie ćwiczył tej formy, a co innego. Nie są to proste rzeczy, więc na pewno trzeba najpierw zbudować dobry fundament (jibengong) a dopiero później brać się za trudne rzeczy.
Fakt siedmiu to było krasnoludków… jedno i drugie ma brody. Mogło mi się pomylić.Wyłazi mi eurocentralizm. Nawet sprawdziłem dlaczego siódemka tak mi głowie siedzi. To suma (dziecka) trójki i czwórki czyli nieba i ziemii. 🙂
No widzisz, a mnie ten chwost natchnął dopiero niedawno, kiedy zauważyłem że czasami gdy bardziej skupiam się na poruszaniu pomponami to ruch miecza ma w sobie więcej „mięsa”. Wtedy pomyślałem sobie, że na podobieństwo bicza, nie powinien w formie „umierać” i te techniki w których on się „fajnie” porusza są jakieś bardziej zrozumiałe. To w działaniu przypomina nieco te „cygańskie” techniki z CJF. Kiedy musimy poruszyć dłonie ruszając biodrami.
Co do jibengongu – to właśnie do tych technik należy w pierwszej kolejności zakładać pomponiki. Ich właściwy ruch np. przy młynku, pokazuje czy włożyliśmy w miecz odpowiednio dużo dynamiki. Do form, na początek, wydaje mi się zbyt stresujący – wymuszający pośpiech.
Generalnie pomponik jest bardzo istotny nawet jeśli wyszedł od jakiegoś „dress code” klasy urzędasów czy trepów. Skoro musi być przytroczony, to trzeba sobie z nim radzić, a nawet może posłużyć za papierek lakmusowy poprawności techniki. BTW, powiększyłem sobie tę fotkę z Namem i odpindala czamską manianę! Chwost zawinął mu się wokół rękojeści. Pana! Nie dobry takiiii!
Jak ja się cieszę, że w la canne de combat nie ma chwostów 🙂
Jak ma nie być, to ma nie być. Ale jian to jian. Przy mieczu też nie używasz?
Nie używam :). Nie mam takiego parcia na jian, jak na szablę i laskę 🙂
ale w szabli są chusty które działają mają dokładnie takie samo znaczenie jak farfocle dla miecza
A nawet kij 🙂
A ja słyszałem, że jego zadaniem jest odwrócenie uwagi przeciwnika
Cze!
Ogólnie też tak słyszałem, jednak większość literatury którą traktuję jak poważną temu zaprzeca. Przeciw tej teorii jest w zasadzie jeden argumnet. Taki sznurek ułatwiałby przejęcie miecza. Można go przecież łatwo złapać, szczególnie przy tych długch frędzelkach.
Tak więc, teoria miła dla oka, lecz chyba nie….