Pozazdrościłem Rafałowi sali. Od jakiegoś czasu obserwuję na fejsie, jak się tworzy jego prywatny kwon. Muszę przyznać, że fachowo to wygląda. Rafał idzie po calaku, materiały z wyższej półki, pomoc inżynieryjna i projektowa na wysokim poziomie. Na dodatek wykonawstwo takie, że Danusia to by dużo dała, bym ja w domu takie ładne, proste kąty i gładzie utrzymywał. Wszystko po shaolińsku, z pełną parą i przytupem. Aż szkoda, że nie skorzystał z mojego pomysłu nazwy tego miejsca. Trudno – jego problem. „Perła” zostanie dla mnie.

Jak już napisałem, pozazdrościłem Rafałowi. Szczególnie tego worka w rogu sali. Postanowiłem więc wziąć się za robotę i ogarnąć coś takiego dla siebie. Siedziby własnej nie mam, na razie. Chodzę ćwiczyć nad Wisłę, tam, w lesie, mam takie swoje miejsce, które często odwiedzam. Formy się tam nie da zrobić (ale 100 metrów dalej już spoko), ale do wszelakich Gongów i ćwiczeń mniej wymagających, to już miejsca jest dość. Postanowiłem rozbudować miejscówkę o coś do uderzania.
własne miejsce do treningu
Myślałem o worku. To jednak musiało być coś, czego nie musiałbym targać ze sobą za każdym razem. Kupny worek nie wchodził zatem w rachubę, długo by nie powisiał. Potem chciałem powiesić coś mniej kosztownego. Brezentowy worek można kupić za grosze, kwestia tylko czym go wypełnić. Normalnie, używa się szmat, ale to miało wisieć na powietrzu… kilka deszczów i szmaty by zgniły. Gąbka pewnie też by zapleśniała. Pewnym rozwiązaniem byłoby wypchanie tego folią i tu rozwiązanie podsunął mi Jiuzhizy. Kiedyś, na Skrze, miałem możliwość skorzystać z jego instalacji. To owinięta dużą ilością streczu metalowa rurka, będąca częścią starej wieżyczki do rozwieszania siatki. Ponoć korzysta z tego już cała skrzańska międzynarodowa socjeta.
Zebrałem więc trochę folii bąbelkowych pozostałych z przesyłki monitorów, pasów gąbki z, w które były zawinięte krzesła i stretchu z odzysku… i oto co z tego wyszło…
Tak przy okazji – kiedyś jeden ze znanych warszawskich Tai Chi instruktorów (znany głównie z tego, że jest znany) chełpił się w damskim towarzystwie, że w młodzieńczych latach wypełnił sobie taki worek gruzem, złomem… i ćwiczył na tym ciosy. Nie wnikam, którą częścią ciała… Taki twardziel.

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział. Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję, że rozważasz wpłacenie datku na mój projekt.
Zbieram fundusze na wyjazdy treningowe do mistrzów mieszkających w Azji. Zamierzam studiować Tai Chi i Pchające ręce, by móc je później praktykować i przekazywać dalej tu w Polsce.
Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliży mnie do tego celu. Będę za nią bardzo wdzięczny.
Teraz znów znikam na tydzień z Wawy. Ciekawe czy jak wrócę, moja instalacja będzie jeszcze na miejscu?
Czarna Perła Łęgu – Nadwiślańskie Centrum Krzewienia Wiedzy o Taijiquan 😉
dodałbym jeszcze – oddział Mazowsze delegatura warszawska… i już.
湿草甸的黑珍珠-维斯瓦河知识传播中心,华沙代表团Mazovia分公司
tak mi wyszło na pieczątkę
Ciekawe, że auto tłumacz pominął kompletnie słowo taijiquan. Zapewne uznał je za najbardziej od czapy z całego wyrażenia 😉