Odnalazłem na Youtubie pewien filmik. Aż łza mi się w oczach zakręciła. Rok 2006, Wrocław – seminarium z mistrzem. Seminarium krótkie, bo to chyba tylko dwa dni były (filmik też niedługi). Dla mnie ważny był ten wyjazd. To chyba właśnie tam zacząłem zmieniać swoje podejście do Tai Chi. Zacząłem zauważać, że jest to coś więcej niż tylko powolne ruchy .
Ile jest osób na tym filmiku, które już z nami nie ćwiczą? Ile to włosów na głowach więcej, a kilogramów na brzuchach mniej? Na filmie przez chwilę widać mój brzuch i moją słynną (dla mnie) kurtkę treningową. Zapraszam do filmiku.
Autor klipu popełnił błąd, tytuł powinien brzmieć Coiling. Ale nie będę się czepiał.
Coiling – to takie stare chińskie słowo :). Oznacza coś, bez czego nasza forma jest martwa. Słowo Coil to po angielsku: spirala, wężownica (np. taka do bimbrownicy), zwój. Jako czasownik oznacza owijać się, wić się. Stąd też polskie określenie tej techniki – owinięcie. Jest tego w formie mnóstwo, żeby nie powiedzieć, że ta forma to jedno wielkie zawinięcie. I to tyle, jeśli chodzi o teorię. W zasadzie nigdy nie słyszałem jakieś dobrej definicji tej techniki. Najlepsza jaką słyszałem, to ta opisowa, ta o wężu pełznącym po gałęzi – słyszeliście ją na filmie.
zawijanie
Jest to przykład umiejętności, która sama w sobie nie ma żadnego zastosowania. Dopiero w połączeniu z resztą pracy ciała coś znaczy.

Pierwsza „scena” przedstawia mistrza Yang Jwing Minga prezentującego ćwiczenie na, znanym już z tego blogu, Rafale. Rafał zawsze był ulubionym uke mistrza. Może dlatego, że można go bić, a on i tak niewiele czuje. Taki mało czuły jest. Następne „sceny”, to już taka praktyka z partnerem.
Co do treningu. To dosyć prosta technika. To ćwiczenie, które widzimy w filmie, to w zasadzie jedyne ćwiczenie, służące do wyrobienia sobie tej umiejętności. Ale taka praktyka z partnerem, to wg. mnie strata czasu. Przecież ten drugi nic nie robi. No, może tylko zasygnalizować nam, że coś źle robimy. Dużo lepszym pomysłem jest owijanie się wokół własnej ręki (tak zwane mycie rąk, albo pchające dłonie solo).
Można by użyć np. gałęzi drzewa, ale gałąź powinna być odpowiednio gruba i na dobrej wysokości. Kiedyś z kolegą Wieśkiem zaprojektowaliśmy takie urządzonko: tablicę z dwoma kołkami, które z niej wychodziły pod pewnym kątem. Miało to symulować dwie ręce partnera – tablica się nie sprawdziła. Nawet nie wiem gdzie ta tablica teraz jest… Mimo wszystko rękę człowiek ma zawsze przy sobie, tablicę trzeba było wieszać na drabinkach. Poza tym ręka to ręka… ma swój kształt, a jeśli ktoś chce dołożyć do treningu zaczepienie będące naturalnym przedłużeniem, to przyda mu się jeszcze dłoń partnera.
Coiling
To co widać pod koniec (kiedy mistrz demonstruje z Bartkiem Gradem), to już takie rozwinięcie po dołożeniu siły partnera. Bardzo fajne – szczególnie w wykonaniu dwóch osób, które nieco to kumają.
Jeśli ktoś mnie spyta co jest w tym najważniejsze, to odpowiem: rozluźnienie łokcia i barku, ruch z ciała, czy jak to mówią, z Dantien oraz połączenie Dantien i ręki.
Ps. Coiling można z piłką ćwiczyć… nie widziałem tego na żadnym filmiku, więc może sam nagram… szykujcie sobie szerokie monitory!
Ps II. W słowniku technicznym jeszcze znalazłem, że coil oznacza też sprzężenie zwrotne. Może to nowa głębia tej techniki?
W chuojiao, podobne ćwiczenie w wersji treningowej solo nazywa się cuolei – obcieranie żeber. Córka Sifu Klajdy nazywa to „makaronem”. 😉
Hmmm… muszę mocniej pomedytować nad podobieństwem.
Czy dobrze kojarzę… to jest to ćwiczenie kiedy po żebrach wypychamy ręce maksymalnie do tyłu?
Tak. Jest też wersja (też znasz) gdzie robimy od siebie, na bok.
I w chodzeniu. Lubię je. Ale jakoś nie łączyłem tego z coilingiem. Podobne ćwiczenie opisywał Mantak Chia jako otwieranie braków i klatki piersiowej.
No to jest to samo, co robi Yang (np. 0:12-0:15), tylko że jednokierunkowo – do środka.