Za jasny gwint nie wiedziałem, jak w języku polskim zapisać akcent. Tytuł należy czytać ze wschodnim zaśpiewem. Kolega Arek wiedziałby jak to ładnie powiedzieć – ale chłopak cieszy się zbyt dużym powodzeniem u adeptek Taiji, więc nie mogę zbyt często umieszczać wzmianek o nim.
Do brzegu… więc wczoraj miałem wyjazd z pracy, na szczęście nie do końca służbowy. Miejscowość, w której byłem, nazywa się Zabuże. Choć patrząc od strony Wawy to jest przed Bugiem. Ale u nich jakoś tak jest. Ci z jednego brzegu rzeki na tych drugich mówią, że oni są zza Buga i w drugą stronę to też działa. W każdym razie jak dojeżdżaliśmy, to był kierunkowskaz „Biały Stock 121”. Opowieść moja dotyczy jednak poranka. Wstałem sobie dość wcześnie, dostałem przepyszne i obfite śniadanko…
… swojska wędlina, pomidory z ogródka, jajecznica ze swoich jajek + ww. kiełbasa, swojskie masło (to za jajecznicą), smalczyk, twaróg z mleka, herbata z miodem i przepyszne powidła śliwkowe. Szkoda, że dieta nie pozwoliła mi zjeść tego wszystkiego albo chociaż spróbować. A potem polazłem sobie nad Bug. Mieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym należącym do rodziców kumpla, a ono znajduje się niecały kilometr od brzegu rzeki.
Po drodze, przechodząc przez podwórko, miałem okazję zobaczyć typowy dla terenów wschodnich sprzęt rolniczy…
Nad brzeg idzie się lasem, ale najpierw zobaczcie jakie widoki…
i tak dochodzimy do lasu…
i dalej przez las…
w lesie spotkałem wiewiórki oraz wielkiego zaskrońca… ciekawe kto się bardziej przestraszył – ja czy on? Nie mogę zapamiętać kto ma te żółte plamki na tyle głowy, żmija czy zaskroniec? Więc jak mi coś półmetrowego, czarnego wyskakuje spod nóg, to przez chwilę czuję się nieswojo.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
I tak dochodzimy do brzegu Bugu. Co ja wam będę pisał. Sami zobaczcie…
Miejsce, na którym sobie poćwiczyłem, także należy do wspomnianego wyżej gospodarstwa. Jest tam miejsce na ognisko, wiata, ławki a po zejściu z niewielkiej skarpy ładne miejsce na trening. Dzisiejszy mój trening nie był długi, raptem 30 minut, gdyż spieszyłem się na powrót. Ot, parę minut stania, trochę bokserskiej walki z cieniem, trochę pracy kolan, które ostatnio mi się spodobały na treningu CJF, na koniec kawałek formy Taiji. Taki totalny misz-masz, ale w jakich fajnych okolicznościach przyrody…
trening nad Bugiem
Potem, w czasie powrotu, o mało nie wlazłem na czaplę siwą, której nie zdążyłem sfotografować…
mam nadzieję, że kiedyś pojawimy się tu większą grupą…
Smok jest najlepszy 🙂
miałem farta że się „pstryknął”, chwilę po naciśnięciu migawki bateria całkowicie odmówiła współpracy…
Teraz pomyślałem, że powinieneś w photoshopie ten bluszcz przełożyć na siebie w zz wędkarskim i wysłać Hongowi z pytaniem, czy tyle wystarczy, czy jeszcze starać się dłużej. 😉
😉 – gorzej jakby stwierdził że np. łodygi muszą zdrzewieć…
Tak. Wtedy chodzilibyśmy ćwiczyć, albo lepiej pić piwo w Twoim cieniu. 😉
W sumie szukałem miejsca na wyjazd, a tu proszę. Na taką jajecznicę to ja się piszę!!! I nie zamierzam się ograniczać w jej spożyciu!!!
u Valdiego byłeś więc trafisz…