Pchające nogi (tui jiao), to cała grupa ćwiczeń mających za zadanie naukę pracy nogami pod wpływem realnej siły, bądź działania masy. Nazwa „pchające nogi”, to nie tylko złudne podobieństwo do „pchających rąk”. Te ćwiczenia są do nich bardzo podobne, ale dużo bardziej „realne”, przez to trudniejsze. Nie są to ćwiczenia zbyt popularne. Spotkałem się nawet z opiniami, że są one całkowicie zbędne. Faktycznie, szanse na to, żeby zneutralizować kopnięcie blokiem wykonanym nogą, nie są duże. Ale już w bezpośrednim kontakcie – umiejętność pracy nogami jest ważna. Wystarczy przyjrzeć się płycie mistrza Yang Jwing Minga omawiającej zastosowania do formy, żeby przekonać się, iż do jego ulubionych technik należy takie fajne „pyrgnięcie” kolanem. Technika ta działa wtedy, kiedy jesteśmy z przeciwnikiem w bardzo bliskim dystansie (w zwarciu) i kiedy wyczuwamy odpowiedni ku temu moment. Myślę, że tu przydają się różne praktyki pchających nóg.

Dlaczego techniki pchających nóg przypominają pchające dłonie? Bo to ćwiczenia rutynowe, polegające na wyrabianiu sobie określonych reakcji na siłę wyprowadzaną w ściśle określony sposób. Są takie wersje, które w swoich założeniach mają pełną współpracę i przewidywalność ruchu oraz takie, które w mniejszym lub większym stopniu dopuszczają swobodę ruchów. Czyli tak, jak to ma miejsce przy pchaniu rękami.
święto środka jesieni
Piszę o tym, gdyż na ostatnim Święcie Środka Jesieni, zanim zaczęliśmy skakać do siebie niczym koguty, to zademonstrowaliśmy sobie nieco technik pchających nóg. To znaczy ja z Rodorem sobie pokazywaliśmy, bo Adaś do tego typu ćwiczeń podchodzi z obrzydzeniem niejakim. Dla niego liczy się tylko zabić kopnięciem z półobrotu i potem zjeść golonko z piwem. *1
Z krótkich demonstracji wynikło, że obaj z Rodorem mamy bardzo podobne doświadczenia, ale ostatecznie to nie jest specjalnie dziwne, bo obaj ćwiczymy Taiji (między innymi) chociaż nigdy nie ćwiczyliśmy razem, ani nawet u tych samych nauczycieli. Ale specyfika pracy z siłami w Taiji jest dość podobna bez względu na przekaz.

Rodor pokazywał ćwiczenia polegające na naciskaniu kolanem na kolano. Nie jest to ćwiczenie, które należy do kanonu w ćwiczeniach YMAA, ale pamiętam, że kilka razy się z nim spotkałem. Kilka razy to jednak za mało, żeby mieć z niego jakikolwiek pożytek. To ćwiczenie najbardziej przypomina standardowe pchające dłonie. Zasada jest prosta – jeden naciska, drugi odchyla jego kolano, a kiedy już odchyli je wystarczająco, to sam może zacząć pchać. Wszystko ułożone, każdy wie co za chwilę się stanie. I to jest cały problem tego ćwiczenia. Bo niby wiem co się stanie za chwilę, ale musimy czekać, aż to coś się stanie. Nasze działanie musi być reakcją na przychodzącą siłą.
To, co ja zademonstrowałem, to trochę inna para kaloszy. Tu każdy ćwiczący ma przypisaną role, które to mocno się od siebie różnią. Dodatkowo ćwiczenie ma swój cel, który je kończy. Nie będę opisywał zasad praktyki, bo opisywanie jest nudne (dla mnie przede wszystkim). Jeśli ktoś będzie chciał to ze mną poćwiczyć, to proszę bardzo, jestem chętny. Z doświadczenia wiem jednak, że o stałego partnera może być ciężko. Kilka razy próbowałem to ćwiczenie wdrożyć. I mam jakieś nieodparte wrażenie, że nie jest to szczególnie popularna praktyka.
Z moich prób z Adasiem powstał filmik, który tu oto demonstruję:
pchające nogi Tai Chi
Ciekawostką tego ćwiczenia jest to, że po raz pierwszy zobaczyłem je nie na treningu Taiji tylko na Wing Chun. To dowód na to, że ćwiczenia potrafią migrować ze stylu do stylu.
*1 No dobra, odwołuję to o półobrocie i golonce z piwem.
Ja też jestem chętny 🙂 jak kiedyś będę w Warszawie to dam znać 🙂
i wice wersal… jak będę gdzieś na Śląsku to też się odezwę
Super!!! Zapraszam 🙂