Jak już wiecie, jestem wielkim zwolennikiem wszelakich praktyk treningowych wykonywanych: a) w przestrzeni otwartej (czyli parki i inne) b) z własnej woli d) bez nadzoru prowadzącego. Oczywiście nie chodzi o to, żeby olać ticzerów wszelakich, nie, oni są niezbędni, ale póki nie będziecie sami ćwiczyć, tego czego oni was uczą, będziecie się kręcić jak … kupa w przeręblu.
Niedawno miałem okazję zaobserwować człowieka, który właśnie ćwiczył tak jak lubię.
Otóż w poprzednie piątkowe popołudnie zameldowałem się na Polach Mokotowskich. Pogoda dopisywała, z dala niby coś zagrzmiało, ale tu nie spadła nawet kropla. I dobrze, dość deszczów, wilgotno jest tak, że purchawki przypominają swym rozmiarem pięść marvelowskiego Hulka. Chciałem zwyczajowo złożyć plecak pod mirabelką, ale dostrzegłem nieopodal śpiącego na trawie człowieka. Drzew na Polach pod dostatkiem, nie muszę ćwiczyć komuś nad głową, przeniosłem się więc nieco dalej. Wiem doskonale czym może się skończyć budzenie kogoś, np. budzenie Danusi w sobotę przed jedenastą może się skończyć krótkim sparingiem (niestety dla mnie przegranym).
Na Polach Mokotowskich widok osoby śpiącej pod drzewem to nic niezwykłego. Niczym u mistrza Kochanowskiego siadają sobie pod liściem i odpoczywają z powodów różnych, w które to wnikać nie będę. Lepiej siedzieć pod liściem, niż dostać z liścia.
Tańczący pomiędzy drzewami
Dzień, jak już wspominałem, był ładny. W oddali Kaxia prowadziła swoje zajęcia Qi Gong, w jej okolicy młodzi ludzie ćwiczyli żonglowanie i szkoda, że nie było chodzących po taśmach akrobatów. Kiedy tak zabierałem się za ćwiczenie Yi Jin Jingu, gość spod drzewa wstał. Zzuł buty i rozpoczął swój tytułowy taniec pomiędzy drzewami. Do pełnej idylli brakowało tylko rozczochranej dziewczyny zbierającej w romantycznych pozach rumianek. Śpiący przez dłuższy czas ćwiczył Shotokan – pierwsze kata rozpoznałem, drugie tak ogólnie, ale on nie przestawał.
Zrobił tych kata ileś tam i potem chyba już tylko pojedyncze techniki ćwiczył. Aż tak się na Shotokanie nie znam. Poćwiczył tak, poćwiczył i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku położył się spać pod tym samym drzewem.
Nie mnie oceniać techniki i inne. Shotokan jest tak odległy od tego co ćwiczę, że niektóre rzeczy są w nim dziwne, choć przypominam, że razem z Młodym uczęszczałem na treningi karate. Mnie się podoba, że ktoś ćwiczy sam z siebie. Ot tak, z potrzeby ćwiczenia, doskonalenia się w czymkolwiek.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Kiedy powoli słońce zaczęło się skłaniać ku zachodowi, karateka zebrał swoje bety i omijając nas szeroki łukiem powędrował pod jabłonkę. Gdzie usiadł i dałbym sobie uciąć dzienną dawkę kalorii, że przez dłuższą chwilę nas obserwował. My w tym czasie z zapałem (ale sądząc z miny Jiuzhizy, bez większych efektów) uderzaliśmy w packi.
Kiedy po dłuższej chwili spojrzałem w jego stronę – zniknął. Szkoda, że nie miałem okazji zagadać, ale może jeszcze kiedyś się pojawi?
Tańczący między KO a Kaxią 😉 Był taki bohater narodowy Chin, lojalny Mingom, co walcząc z Mandżurami wycofał się na Tajwan. W naszych kręgach zwany Koxingą – Wiem, że głupie, ale skojarzyło mi się :>
Ale jak to?! Zamiast o wdzięcznych tancerkach to o shotokanie? Zdjęcie nie wyszło?
o tancerkach jeszcze będzie….