Qi Gong z rana jak śmietana…

…i znów upłynęło 100 dni. Skończyło się niedawno, ale musiałem złożyć daninę bożkowi Arbajtolusowi i tera mam czasu troszkę wystukać słów kilka. Przypomnę pokrótce o co chodzi.

poranek i wschód słońca to, mogłoby się wydawać, nierozłączna para. Niestety, na tej szerokości geograficznej zimą wstajemy po ciemaku.

Czasami podejmuję wyzwania (sam siebie wyzywam, ale jeśli ktoś miałby ochotę 🙂 ) 100 dni treningu. Przez wzmiankowaną setkę dni, oprócz zwykłej praktyki, praktykuję jeden wybrany zestaw ćwiczeń. Tym razem celem ćwiczeń było… nauczyć się ćwiczyć rano. Miałem nadzieję, że dzięki temu będę mógł ćwiczyć dwa razy dziennie – to raz. Dwa – ćwiczenie rano pozwoli mi pobudzić organizm do działania. Trzy – ponoć rano pewne praktyki działają lepiej. Tyle założeń.

dobrze zacząć dzień

Zestaw powinien być prosty i krótki – możliwy do wykonania i zakończenia w czasie, który pozwoli mi dotrzeć na czas do pracy. Złożony z ćwiczeń cichych (jakbym obudził Danusię, która wstaje trochę później niż ja, to dopiero miałbym dużo czasu na trening i szukanie sobie innego mieszkania, oczywiście po pomyślnie zakończonej hospitalizacji). Tak więc ułożyłem sobie krótki program treningowy – mający pewne zakorzenienie w praktyce I Jin Jingu. Do dzieła.

Jaką ocenę mogę sobie wystawić? No 3+ takie naciągane. Dlaczego? Otóż z początku wszystko szło nieźle, ale niestety wkradło się lenistwo. Raz, kiedy zaspałem, nie było czasu na zestaw. To może nie jest grzech śmiertelny, ale jestem tylko człowiekiem i zaspać zawsze mogę. Innym razem, a było to po weselu Młodego, siedziałem sobie w fotelu i NIC, ale to NIC, nie było w stanie zmusić mnie do ćwiczenia. Potuptałem pod kołderkę. To może też nie jest jeszcze wielka ujma na honorze. Mistrz Yang Jwing Ming mówi, że są ćwiczenia, których nie należy wykonywać w pewnych określonych stanach umysłu. A mój umysł był wtedy w stanie…

qi gong z rana
kiedyś z okna, mojego przyszłego domu, będę obserwował takie wschody słońca

Ale nic mnie nie usprawiedliwia w sytuacji kiedy w niedzielę, bądź w jakiś dzień świąteczny, wstawałem i mówiłem sobie dooobra dziś nie jadę do arbajtu, więc mogę poćwiczyć chwilę później. Najpierw przeczytam artykuł w prasie lub książkę, albo nadgonię jakieś zaległości w innej dziedzinie. Z takiego „zaraz-u” często robił się wieczór i już nie było to, siłą rzeczy, poranne ćwiczenie. Tak więc to właśnie dni wolne okazały się moim największym wrogiem. Może nie tyle one, ile wrodzona zdolność do przepuszczeniu czasu przez palce. Z tym trzeba walczyć. Kto wie czy nie byłaby to najtrudniejsza walka?

qi gong z rana

A teraz słów kilka o zyskach. Po pierwsze ćwiczenia, które sobie założyłem robię już szybko i lekko – to, co początkowo zajmowało mi 7-10 minut, pod koniec okresu wyzwania zajmowało mi już nie więcej niż pięć. Nie zanotowałem też, żebym zaczął się jakoś tragicznie spóźniać do pracy. Ot, tyle co zwykle. Więc można jednak rozciągnąć czas! Dołożyłem sobie rano do rytuału wstawania jeszcze jedną czynność, a czas wykonania się nie zmienił. Tak więc nie trzeba przesuwać budzika o 10 min. wystarczy się sprężyć.

Każdemu z was polecam – poświęćcie rano 5 minut na ćwiczenie. Krótko, ale codziennie. Zobaczycie, że przyjemność wynikająca z faktu iż mogę, jestem w stanie, jest niebagatelna. To naprawdę podnosi samoocenę i umiejętności.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Jeśli ktoś z Was chciałby podjąć się takiego wyzwania i nie wie jak się do tego zabrać – służę radą. Ja już myślę o tym, co by tu sobie zapodać na następną taką sekcję. Myślę o rozciąganiu. Muszę zmierzyć czas. Czy się zmieszczę w 5-7 minut z jakimś sensownym zestawem? Choć tak bez rozgrzania? Nie każde rozciąganie się nadaje. Więc może medytacja… kilku minut z rana? Może to by mi zbudowało jakiś mechanizm szybkiego wchodzenia w stan medytacji. Decyzja jeszcze nie jest podjęta.

Legia Warszawa też ćwiczy z rana… tylko Nico już brakuje… 🙁

Qrcze mam strasznie dużo pomysłów, bo próbowałem już wielu fajnych praktyk – i to mi się podoba, i to…Póki co, porannego treningu nie zarzucam. Dobrze mi robi. Czego i wam serdecznie życzę…

2 komentarze do “Qi Gong z rana jak śmietana…”

  1. KO, spoko. 🙂 Chyba można mówić o jakimś sukcesie. Niedzielami się nie przejmuj, bo nawet mnisi z Shaolin w ten dzień nie trenują. A co robią? Idą do wsi na wino. 😉
    Przyznam, że nie mam większego problemu z porannymi gongami. Wynika to z trybu życia jaki prowadzę. W „robocie” melduję się po południu, a dzięki temu wcześniej robię coś dla siebie. Zresztą w młodości wypracowałem pewien nawyk dotyczący trenowania. Gdy wybija godzina „zero” biorę torbę i idę na salę. Nigdy nie gdybam czy mi się chce, czy nie. Ha! Jednak za tę nadgorliwość zapłaciłem sromotnie w latach 90 – tych. 😉 W tamtym czasie zorganizowałem w Jarosławcu obóz dla Zhang Feng Juna i jego ekipy. O godzinie czwartej czy piątej rano sporo osób chodziło na plażę i trenowało z mistrzem gongi. Kiedyś Zhang zapytał mnie dlaczego w nich nie uczestniczę. Ja durny obiecałem, że kolejnego dnia przyjdę tylko musi mnie ktoś skutecznie obudzić. Wyznaczyłem dyżurnego, a ten obiecał stać pod moimi drzwiami do skutku. Dlaczego popełniłem błąd? Podkusiło mnie aby zabalować do białego rana w „Róży Wiatrów”. Piliśmy piwo. Dużo piwa. Gdy wróciłem na rzęsach do ośrodka i przyłożyłem głowę do poduszki rozległo się walenie w drzwi. Długie i donośne. Tego porannego treningu nigdy nie zapomnę. Dosłownie „tupot białych mew” na bałtyckiej plaży…

    Odpowiedz
    • Głowa bolała bo Qi za szybko krążyło…. a ogólnie współczuje. Kiedyś wypiłem z kumplem po piwie w przerwie treningów (10 min). Qrcze myślałem że zacznę lewitować…

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz