Będzie trochę na zadany temat. Na jednym z ostatnich treningów padło takie zdanie: „Piszesz o trenowaniu, a napisz o wypoczywaniu”. Trudne. Jakbym umiał wypoczywać, to pewnie nie waliłbym co jakiś czas czupryną w klawiaturę siedząc w pracy. Z odpoczynkiem sprawa jest skomplikowana. Bo jak się urobić po łokcie, to wiemy. Wystarczy pójść do arbajtu i mamy z bańki. Wychodzimy śmiertelnie zmęczeni, albo z przepracowania, albo z poczucia zmarnowanego czasu, a często z obydwu powodów na raz.
Natomiast ze zmęczeniem jest jak z kacem. Na pytanie jak uniknąć kaca, odpowiadam – nie przerywać picia. To zdanie powinno zmienić nieco naszą optykę. Bo o ile trening to dla mnie teraz odpoczynek po pracy, to kiedy praca nie wysysałaby ze mnie życia, męczyłby mnie trening, a wypoczynek przywracałby mi siły. Obecnie czuję, że w tej całej układance brakuje jednego elementu. O ile w czasie treningu odpoczywam od pracy (przynajmniej psychicznie), to ciało męczy się w jednym i drugim przypadku.
zmęczenie = brak przyjemności z treningu
Ale nie oszukujmy się – Tai Chi, z taką częstotliwością z jaką je uprawiamy, specjalnie męczące nie jest. Oczywiście, trzeba uważać na kolana i plecy. Szanse na kontuzje zawsze jakieś są. Ale żeby trzeba było stosować jakiś specjalny plan regeneracji mięśni czy roztrenowania? To już chyba nie. Wystarczy coś co wszyscy wiedzą – odpowiednia dieta, higiena i wystarczająca ilość snu.
BTW. Taka historia mi się przypomina. Koleżanka opowiadała jak to jej dziadek, jeszcze pod Lwowem, poszedł do lekarza. W rodzinie święto, bo to przecież niecodzienne było (zupełnie jak my teraz, tylko że oni nie potrzebowali chodzić, a my nie możemy się dostać 🙂 ). Poszedł więc, lekarz go osłuchał, postukał i dał taką oto receptę: „Ograniczyć picie alkoholu i palenie tytoniu. I ogólnie dobrze się prowadzić”.
To wszystko oczywiście na piśmie. To może robić za uniwersalną recepturę na zdrowie. Dodałbym jeszcze, żeby się nie przejadać (ówczesny lekarz wiedział, że na kresowych wsiach przejadanie się raczej nie wchodziło w grę) i mamy ponadczasową recepturę na utrzymywanie ciała w dobry stanie.
Jak pisałem temat trochę zadany, a ja ze trzy razy do niego podchodziłem. I zawsze wychodziły mi za poważne teksty o teorii sportu. A przecież żaden ze mnie teoretyk sportu, a praktyk też bardziej hobbistyczny. Więc kasowałem tekst za tekstem niczym grafoman, którym to niewątpliwie jestem. Aż wreszcie pomyślałem sobie, że zamiast pisać o czymś, o czym pojęcia nie mam, to może podzielić się jakimiś własnymi doświadczeniami.
Więc proszę, dzielę się.
15-minutowe drzemki
Historia pochodzi z czasów, kiedy jeszcze częściej niż obecnie, jeździłem na różne obozy treningowe poza miejscem obecnego zamieszkania. Onegdaj częstym moim towarzyszem w pokoju był Marek – capo di tutti capi lubelskich YMAAowców. Dobrze nam się razem mieszkało. Czas dzieliliśmy pomiędzy trening i dyskusje do późnej nocy, okraszone spożywaniem „niewielkich” ilości płynów opatrzonych banderolą (no, chyba że przyjechał Arek). O drugiej w nocy Marek zawsze zarządzał capstrzyk, bo przed szóstą wstawaliśmy na pierwszy trening. W związku z prowadzeniem ożywionego życia treningowo-towarzyskiego, mimo substancji dopingujących, zawsze chodziliśmy niedospani. Wszyscy – poza Markiem, który stosował 15 minutowe drzemki.
Kiedyś go spytałem, o co tu chodzi? Piętnaście minut wystarczy? Czemu nie 20, albo godzinka? I usłyszałem, że taki 15 minutowy sen potrafi zresetować umysł, a w przypadku, np. minut 20, wybudzimy się ze snu w takiej fazie, że będziemy jeszcze bardziej zmęczeni niż przed. Spróbowałem. Później doczytałem, iż regularne drzemanie znacznie obniża poziom kortyzolu (hormonu stresu) w organizmie, a to poprawia samopoczucie i możliwości fizyczne (a więc Panowie, przed randką – 15 minut snu 🙂 ). Po jakimś czasie skojarzyłem, że mój były teść stosował taką samą taktykę przed każdą imprezą w stylu: imieniny, sylwester itp. I musicie wiedzieć, że imprezy w jego wykonaniu kończyły się nad ranem, a on rzeczywiście był cały czas w świetnej kondycji.
wypoczynek po treningu
Wróćmy do Marka – jak on to robił? Kładł się na plecach, przykrywał oczy ręką i zasypiał. Po 15 minutach odzywał się budzik i już. Później stosowałem ten myk wiele razy. Ale jak zasnąć? I tu znów przypomniały mi się praktyki, o których uczyłem się na różnych treningach.
Oto pierwsza z nich: Leżąc wyobrażamy sobie, że nasze ciało robi się ciężkie, tracimy nad nim kontrolę i zapadamy się w ziemię/łóżko/cokolwieknaczymleżymy. Pomaga, a oprócz tego jest to fragment praktyki służącej rozluźnianiu ciała rodem z Sistiemy. Tam leżeliśmy i staraliśmy się rozluźnić całe ciało, by potem napiąć jedną wskazaną przez instruktora część ciała (np. lewy pośladek). Oczywiście, jeśli wcześniej nie uśniemy.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Druga metoda skupiająca się bardziej na pracy z wyobrażeniami: Wyobrażamy sobie, że nasze ciało to wielki kocioł wrzącej wody. Potem wyobrażamy sobie, że na kocioł pada śnieg i ta woda, wraz z garnkiem, się wychładza, aż do pełnego zamrożenia. Zimna nie poczujemy, bo jeśli zrobimy to pod ciepłą kordełką, to w pewnej chwili odlecimy.
I proszę, długo nie wiedziałem jak napisać tekst o wypoczynku, bo starałem się zrobić go bardzo obszernie, a jak zdecydowałem się na opisanie drobnego aspektu – to poooszło ponad miarę.
Wracając do drzemek – w necie znajdziecie mnóstwo wiadomości na ten temat. To, jak działa, jak się do tego przygotować? Są ciekawostki w rodzaju np. „kofeinowa drzemka”. Tam zapraszam. Sami zobaczcie… ja idę się zdrzemnąć. Dobranoc
Bardzo dobry tekst. W zasadzie nic dodać, nic ująć.
W ciągu dnia szukam chwili żeby absolutnie nic nie robić. Takie „odrętwienie” nazywam medytacją, koncentracją lub wizualizacją (jak zwał, tak zwał). Natomiast przed pójściem w kimono polecam uczniom / znajomym „sztuczkę”, którą pamiętam jeszcze z lat 80 – tych. Leżąc wygodnie w łóżku należy intensywnie myśleć o stopach. Teoria jest taka, że krew odpływa z mózgu i ułatwia odprężanie / zasypianie. Tu zacytuję fragment swojego artykułu, a mówiąc ściślej wypowiedź Wu Tunana (ucznia Wu Jian Quan’a):
„”Ostatnie odkrycia w fizjologii, nauki zajmującej się mózgiem dowiodły, że pod kontrolą naszego umysłu znajdują się nie tylko mięśnie wprawiające ciało w ruch. Poprzez skupienie uwagi na określonych częściach ciała i myślenie o tym w odpowiedni sposób już dzięki krótkiemu okresowi treningowemu – przy wykorzystaniu biologicznego sprzężenia zwrotnego – określone wewnętrzne działania mogą podlegać naszej kontroli, a także mogą być one wywoływane. Zjawisko to zostało zaobserwowane już dużo wcześniej i było wykorzystywane przez mistrzów Taijiquan setki lat temu. Jednym z eksperymentów przeprowadzonych w ostatnich latach na zachodzie było zwiększanie i zmniejszanie temperatury koniuszka palca samą siłą umysłu. Jest to rezultat zamykania i otwierania naczyń włoskowatych tylko przy pomocy samego myślenia o tym. Jest to naukowe wyjaśnienie lekkiego rozszerzania i mrowienia często odczuwanego przez praktyków Taijiquan, kiedy ich umysły są skupione na dłoniach lub koniuszkach palców. Czasami, można odczuć także strumień ciepła przebiegający przez określone partie ciała w czasie wykonywania pewnych ruchów. Jest to spowodowane rozszerzeniem większych naczyń krwionośnych, co umożliwia przepływanie przez nie większej ilości krwi. Chociaż szerokie zrozumienie Qi dalej jest tematem naukowych spekulacji i nie wiadomo, co powoduje ciepło i mrowienie (swobodny przepływ krwi, Qi, czy też te dwa czynniki razem), to jednak najważniejszą rzeczą jest to, że praktykowanie Taijiquan w oparciu o zasadę kierowania Qi poprzez umysł i doprowadzenie do swobodnej cyrkulacji tej energii w ciele wspaniale oddziałuje na nasze zdrowie i długowieczność”.
Zatem dobranoc.
Dzięki za tak obszerną wypowiedź. Fajna sztuczka na zasypianie. Wczoraj ją przetestowałem – działa. Dopisuje ją do swojego zestawu pod nazwą „słupska metoda na bezsenność”.