Qi, cmentarz i mój brat Adaś…

Jakiś czas temu, na zaprzyjaźnionym blogu o Chuo Jiao (tu go znajdziecie), pojawił się wpis o pewnym treningu wieczorową porą z elementem grozy.

To przypomniało mi pewną historię. Otóż swojego czasu wybrałem się ze znajomymi do Francji na taki specjalny zjazd różnych nauczycieli od Taiji i innych stylów wewnętrznych. Wyjazd był miły, szczególnie że sponsorowany przez Unię Europejską – więc specjalnie nie obciążył nam kieszeni. Chociaż raz unijne pieniądze były wydane tak, że na tym skorzystałem. Młody zresztą też. Tygodniowy pobyt w podparyskim ośrodku był dużo tańszy niż kolonie pod Sochaczewem.

Zjazd był zorganizowany tak, że można było poćwiczyć po trochu u różnych nauczycieli. Była tam Ronnie Robinson, Nils Klug, Dan Docherty. Zwłaszcza na tego ostatniego się nastawiałem. Ale to nie o nim chciałem pisać.

Był tam jeden nauczyciel Bagua, bodajże Francuz – którego nazwiska nie pomnę. Nie brałem udziału w jego treningach, bo głupi byłem jak but i uważałem, że jak coś się nie nazywa Taiji, to nie warto tego ćwiczyć (na szczęście mi przeszło). Ale do brzegu… ticzer, o którym już wspomniałem, miał ciekawą metodę uczenia. Kazał biegać wszystkim w kółko. Dziwne to było bieganie: długie kroki, przeciwna ręka, przeciwna noga. Zmiany kierunków, zmiany nogi. Potem pokazał jak to się na walkę przekłada. Logiczne to było. Treningi te upodobał sobie Adaś, legenda warszawskiego światka kung fu.

Obraz 027 d14_r-001
cmentarz

Ale to też nie o tym chciałem pisać.  W tych biegach obowiązywała jeszcze jedna zasada, którą należało stosować. Prowadzący kazał wyobrażać sobie, że biegnący są na cmentarzu i bardzo się czegoś boją. Ten strach miał być bardzo realny, tak aby włosy im dęba na rękach stawały.

Początkowo myślałem, że chodzi tu tylko o poprawę krążenia. Wszak wiadomo, że żeby włosy na rękach mogły się unieść musi nastąpić „strzał” krwi do skóry, która ją otacza. Utrzymywanie takiego stanu (dokrwienia skóry) powoduje, że ogólnie poprawia się krążenie i ukrwienie narządów wewnętrznych. Więc dobry strach nie jest zły.

Sam przeżyłem kiedyś przygodę z bezgłową syrenką, krasnalem i czterema gnomami noszącymi trumnę po plaży i pamiętam strach jaki wtedy odczuwałem. Nawet teraz kiedy piszę te słowa, włosy na rękach się unoszą, a minęło już prawie 30 lat! Po tej całej akcji czułem chłód. Kiedy później rozmawiałem ze znajomym lekarzem wyjaśnił mi, że to mogła być reakcja na podniesiony poziom adrenaliny.

zabrze-cmentarz-zydowski
nadal cmentarz

A więc, odczuwanie strachu jako sposób na podniesienie poziomu adrenaliny. A wyższy poziom adrenaliny, to sposób organizmu na przygotowanie się do walki bądź ucieczki. Zbyt dużo adrenaliny, to zbytnie pocenie, przyspieszona praca serca więc też nie dobrze. Być może metoda owego nauczyciela Bagua miała na celu wypracowanie kontrolowanego wzrostu poziomu adrenaliny. Albo też poprzez regularne niewielkie podnoszenie poziomu adrenaliny uodpornić ćwiczącego na mający ewentualnie nastąpić nagły strzał tego hormonu w przyszłości. To taka moja teoria na szybko. Nie mam zamiaru tego rozkminiać, ale zastanawiające jest to jak wiele jest praktyk opierających się na negatywnych, przynajmniej w teorii, emocjach.

Rosjanie na Sistiemie też często pracują ze strachem. Pamiętam jak instruktor opowiadał nam ile tlenu jest w stanie spalić umysł w stanie strachu. Jak wiele występuje napięć w ciele, które blokują oddychanie kiedy się boimy. Dla przykładu kazał mi położyć się na ziemi, a na mnie poukładał pozostałych uczestników seminarium (w większości dużych zapaśników, razem ca. 900 kilo kości i mięsa)…

meler
kupa mięsa 😉 – tak to mniej więcej wyglądało

… i kiedy już tak wszyscy na mnie leżeli, nie mogłem oddychać i wpadłem w panikę. Prowadzący wyjaśnił mi później, że to nie działa tak, że to ja wpadam w panikę z braku możliwości oddychania. Jest na odwrót – nie mogłem oddychać, bo się bałem. Po krótkim instruktarzu, pomimo prawie tony ciężaru dociskającego mnie do ziemi, oddychałem spokojnie i byłem w stanie wydostać się na „powierzchnię”.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Tak więc jedni pracują nad wywołaniem strachu, drudzy nad jego zmniejszeniem. A ja myślę, że prawda leży gdzieś po środku…

tarot.strach emocje i Qi
Strach

0 komentarzy do “Qi, cmentarz i mój brat Adaś…”

  1. No dobra, ale mam wrażenie, że nie opowiedziałeś całej historii z Adasiem.. 🙂
    I drugie pytanie: czy jesteś mi w stanie załatwić wyjazd sponsorowany UE do Korei Południowej. 🙂

    Odpowiedz
    • Mój brat Adaś jeszcze długo po wyjeździe demonstrował to specyficzne bieganie choć może bez tej cmentarnej otoczki. Trzeba go sprawdzić czy jeszcze pamięta.

      Prawdę mówiąc, teraz bardzo chciałbym się tego nauczyć, połączyłbym to z bieganiem a’la zombi. Qrna jaki ja głupi byłem – poszedłem wtedy na jakieś formy krótkiego kija Taiji, który absolutnie do niczego mi teraz).

      UE sponsoruje jakieś durnoty różne, ważne jakby to uzasadnić i wtedy wszystko przejdzie.

      Odpowiedz
      • Gdybyś wtedy poszedł na bieganie pośród mogił, to KO by zagrał w „A walk among the tombstones” a nie jakiś tam Liam Neeson.. :>

        Przepraszam, czy KO właśnie nazwał projekt wyjazdu do Korei durnotą? 😉

        Odpowiedz
        • Niee, chciałem rzec że dobra argumentacja powoduje że sponsorują głupoty to taki wniosek łatwiej będzie stworzyć, trzeba tylko wymyśleć jakiś powod. Może z rozwojem szkolnictwa zawodowego. Podobno unia daje na to 700 mln euro. Starczy? Że niby chcemy szkolić cieśli w oparciu o tradycyjną ciesielkę koreańską.
          Ja bym sobie przy okazji postawił taką hacjendę, jak ta której makieta stoi w CCK.

          Odpowiedz
  2. Prawda jak to prawda zapewne leży tam gdzie leży ;). Strach pojawiający się w momencie zagrożenia zawsze mnie uczono – z mizernym skutkiem 😉 – „oswajać”, aby nie ulec panice – tu bliżej mi do podejścia goscia od sistiemy (podobne ćwiczenia z przeciwnikami na sobie – dodatkowo z różnymi technikami oddychania widzialem gdzieś na zajęciach parterowych) . Zatem „do walki” w czasie biegu na bagua (nie znam celu tego cwiczenia wiec sie nie wypowiadam) wolalbym sobie wyobrazać, że wlasnie ktos zamierza zrobić krzywdę mnie lub moim bliskim i albo ja jego, albo on nas niz cmentarz 😉

    Odpowiedz
  3. Po przeczytaniu tytułu tego wpisu poczułem strach… związany z przeczuciem, iż KO objawi prawdę dotyczącą mych wstydliwych praktyk sprzed laty, na obcym terytorium. I tak strach zamieszkał ze mną. 😀
    Pamiętam zajęcia Phillipe’a Grange, nauczyciela baguazhang z Bordeaux. Zaimponowała mi nie tylko jego shenfa- typowo kungfiarska siła i koordynacja ruchowa oraz swoboda zastosowań (zwłaszcza że pokazywanych na uczniu o większych gabarytach niż on), ale przede wszystkim metody nauczania, m.in.: truchtanie, pływanie żabką i rzucanie piłeczką. Te metody wydały mi się efektywne właśnie z uwagi na to, iż nawiązują do ruchów- czynności powszechnie znanych. Ponadto odniosłem wrażenie, że są praktyczne w przypadku licznej grupy uczniów.
    Przyznaję- upodobałem sobie truchtanie, bo spodobało mi się, iż można je ćwiczyć „na każdym kroku”, a przy tym- względna łatwość wydobywania siły z tego sposobu chodzenia.

    P.S.: Paradoksalnie, „metody cmentarnej”, o dziwo, nie zapamiętałem, ale zauważyłem, że podczas uczciwie wykonywanego yijinjingu pojawia się uczucie mrowienie skóry.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz