Większość z nas przyszła ćwiczyć Taiji nie myśląc o jego sztukowalkowej naturze. Tak? Niech każdy sobie odpowie na to pytanie. Słyszeliśmy o chińskiej gimnastyce zdrowotnej, o medytacji w ruchu, o przepływach energii i nagle dostajemy w pakiecie centrowanie.
Ludzie zabierający się za centrowanie dzielą się na kilka grup. Kobiety, które lubią być wypychane przez większych i silniejszych mężczyzn – grupa koszmar, bo zmienić im nastawienie do ćwiczenia, to walka z wielowiekowymi nawykami całego gatunku, a co najgorsze – one bardzo często nie chcą się zmienić. Druga grupa – na pewno nic mi się nie uda, bo jestem za słaby… no cóż, ponieważ od początku jesteśmy karmieni tekstami, że Taiji to ezoteryczna gimnastyka zdrowotna dla każdego, to na treningi przychodzi specyficzna grupa ludzi. Ludzie ci uważają, że tylko ćwiczenie Taiji jest na tyle proste, że są w stanie mu sprostać. Bez komentarza. Trzecia grupa. HURRA nareszcie coś bardziej żywego i wtedy dopiero zaczynają się wyżywać. Należałem do takich – następny koszmar. IV grupa – ćwiczenie polega na wypychaniu, więc muszę ten cel realizować za wszelką cenę.
Prawdziwy cel ćwiczenia
A więc nieważny jest prawdziwy cel ćwiczenia – celem jest mój partner w treningu. Są oczywiście grupy pośrednie, ale nie chodzi o to bym wszystkie je wymienił. Zauważcie, że ogólnie są to ludzie, którzy albo stawiają sobie granicę, albo pozwalają sobie w ćwiczeniu na całkowitą dowolność. W skrócie wszyscy oni mają w ćwiczeniu jakiś cel, albo dać się wypchnąć, albo wypychać, albo być ofiarą, albo napastnikiem. Najgorsze jest to, że widzę to także u siebie. Są tacy ludzie w Polsce, przed którymi jestem pewien, że mi się nie uda i robię za ofiarę, albo bardzo, bardzo nie chcę przegrać i zaczynam się denerwować (np. na spotkaniach sparingowych u Yiquan-owców albo na egzaminach).
Ale wróćmy do psychiki. Ofiara – będzie się dołować i z każdym treningiem pogłębiać w sobie przekonanie, że nic nie umie i się nie nauczy. Agresor będzie wbijał się w samozadowolenie, aż w końcu albo zabraknie mu podniet na treningu, albo znudzi się łatwymi zwycięstwami.
Jak wiecie w tradycyjnej chińskiej medycynie mówi się o emocjach jako składowych systemu regulującego zdrowie człowieka (już o tym pisałem). Te emocje to: radość, gniew, smutek, zamyślenie, boleść, strach i przerażenie. Każda z emocji jest przypisana jednemu organowi. Nadmiar lub niedobór jednej z nich źle wpływa na zdrowie. Jeśli myślicie, że to się nie łączy z centrowaniem, to się mylicie. Jest radość z wygrywania, z górowania nad innymi, gniew jak ktoś nas wypycha przy grupie, zamyślenie/roztargnienie sami wiecie kiedy, strach przed przegraną i przerażenie na egzaminach. Ważne jest to, że osoby które mają nadmiar pewnych emocji, dodatkowo poprzez uzewnętrznianie ich w centrowaniu, niejako dorzucają sobie do pieca. A przecież większość z tych emocji mamy w nadmiarze na co dzień. Trening centrowania jest świetną okazją żeby wyluzować.
Centrowanie? Remedium?
Teraz uwaga! Wcale nie uważam, że centrowanie to jest jakieś remedium na boleści wszelakie. Godzinka centrowania nie zregeneruje nam wątroby po całonocnej popijawie. Ale już (wiem po sobie) pomaga się zresetować po ciężkim dniu w pracy. A przecież zdecydowana większość z nas przyszła na Taiji nie po to żeby się nakręcać czy wbijać w emocje. Więc może lepiej się ich wyzbyć, skupić na siłach i ćwiczyć ich (tych sił) prowadzenie? Pomimo, że mechanizm wpływu emocji na organizm jest mi zupełnie nie znany wiem, że warto.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Żeby nie było, to jeszcze taki sztukowalkowy aspekt emocji. Kiedyś byłem na seminarium poświęconym chińskiemu łucznictwu (na dokładkę konnego, mimo że koni to tam nie było – o tym też już trochę pisałem). Kiedy nie trafiłem w tarczę któryś raz z rzędu i dosłownie opadły mi ręce, podszedł do mnie prowadzący i powiedział, że w przypadku niepowodzenia nie wolno mi okazywać niezadowolenia ani złości. Po prostu – żadnych uczuć. Powinniśmy założyć nową strzałę i strzelić. Czy to nie jest prawdziwe Gong Fu?
Głowa Ci wtedy opadła na piersi, a Selby przyskoczył do Cię tak żwawo, że przez moment pomyślałem, że chce Cię strzelić w pysk. 🙂 Ja bym dał takie siedem uczuć (bo i tak jest kilka wersji):
1. radość 2. szczęście 3, smutek 4. markotność 5. gniew 6. złość 7. wściekłość Myślę, że byłoby jeszcze bardziej po chińsku. 😉 Ale serio to chętnie bym posłuchał kogoś, kto mógłby te niuanse omówić.
P.S. czy masz zamiar poświęcić kiedyś wpis Moce? 🙂
???
domo arigato, KO san!
Szczęście to stan a nie uczucie (wg. mnie) ale zdanie tylu fachowców już czytałem i każdy dochodził do wniosku że musi swoją listę stworzyć. Uczuć było od 7 do 12.
A po chińsku to myślałem że powinno być 8 jak trygramów albo pięć żeby się dało powiązać z teorią pięciu elemntów…
To już dla mnie talmud.. Co czujesz? Czuję szczęście. Jestem szczęśliwy. Itd.. Prędzej szczęście może być wyższym stopniem radości. To już to zamyślenie prędzej bym do stanów zaliczył. Można być zamyślonym, ale odczuwać zamyślenie? Nie czepiam się, tylko, że wiesz jak to Chińczycy potrafią być na bakier z klasyfikacją a zarazem zauroczeni magią liczb. 7 uczuć, 6 pragnień itp. Na chińskiej wiki są podane 3 zestawy. Jeden z Li ji – Księgi Rytuałów, drugi buddyjski, trzeci z medycyny chińskiej. A jakby pogrzebać pewnie więcej by się znalazło. Co więcej -też wiesz jak to jest- słowa te mogą w tych różnych kręgach mieć inne znaczenie niż potocznie w języku mówionym.
Przez Ciebie zamiast pracować wzięłam do ręki podręcznik TCM, do którego ostatnio zaglądałam 12 lat temu 😛
Emm, jak czytam o tym nieokazywaniu uczuć, to jest w tym podwójne wiązanie – i z kultury europejskiej, i z azjatyckiej. Nieokazywanie uczuć jest związane z żywiołem Metalu, który w ludzkiej postaci można sobie wyobrazić jako posłusznego pracoholika w stalowoniebieskiej koszuli, który perfekcyjnie wypełnia swoje obowiązki i i nie ma kontaktu ze sobą, a więc nie okazuje uczuć, bo te są w zaniku. Ideał konfucjański, europejski homo faber i wreszcie totalitarne marzenie w jednym.
Zaletą pozostawania w stanie Metalu jest zewnętrzne wrażenie ideału, które można utrzymywać długo i profity, które z tego wynikają. Wadą – fasadowość, hipokryzja, kruchość i sztywność. Zgadnijmy, jak na dłuższą metę to ostatnie kończy się w jakichkolwiek sztukach walki.
To nijak się ma do bycia w spokoju – to są dwa różne stany, notorycznie mylone. Co więcej, bycie w spokoju jest możliwe, o ile te inne są najpierw dopuszczone, a potem balansowane, a nie tłumione. Metal jest doskonały w tłumieniu, a potem nagle umiera na serce, bo jedna z żył wrotnych zmieniła się w kamień, albo choruje na osteoporozę i też jest pozamiatane.
Z innej beczki, na temat innego uczucia, ale o tym samym – odważny jest nie ten, kto się nie boi, odważny jest ten, kto przezwycięża strach. To samo z innymi pojawiającymi się stanami – nie chodzi o to, żeby je negować, tylko żeby je wykorzystać do dojścia do tego stanu, o który chodzi – i o strzał w tarczę.
Well. Nie chodziło mi o tłumienie.
Bardziej o to żeby ćwiczenie ich nie powodowało. Z emocją tak jak z siłą trzeba dać sobie radę a nie je tłumić.
W przykładzie ze strzelaniem chodzi o to, żeby nie trafienie w tarcze nie powodowało smutku, złości bo to odciąga mnie od celu, zaciemnia umysł. Czy nie tak było z Twoim egzaminem? Trochę podobne jest to do oczyszczania umysłu z myśli. Jeśli myśl się pojawia nie należy z nią walczyć, tłumić. Trzeba ją opanować i pozwolić aby odpłynęła. Podobne do uczuć.
A teraz nieokazywanie uczuć. Fakt użyłem słowa nie okazywać. W tym przykładzie z Selby wydaje mi się że chodziło mu o to żebym nie miał uczuć ale żebym ich nie celebrował. Smutek i złość po nietrafieniu mogą być nawet siłą napędową ale po co ją celebrować w sobie. Jak z myślami jeśli przychodzą nie walczymy z nimi tylko pozwalamy żeby odpłynęły. W miarę treningu i myśli i emocje pojawiają się coraz rzadziej i odpływają coraz szybciej. Aż nie trafienie i trafienie wywołuje ten sam efekt.
Ok, ale mam nieodparte wrażenie, że te dwa pojęcia są mylone.
Pytasz szczawia o egzamin? Obiektywnie to może będę w stanie to ocenić za 5 lat i pewnie będę mniej więcej tak to widzieć::
http://lillythelegend.files.wordpress.com/2013/10/tumblr_muzf8ezrji1sbkairo1_500.jpg
, natomiast aktualnie subiektywnie było mniej więcej tak:
XD
Podejrzewam, że gdybym zdała formę, mogłabym nie zdać reszty, jak chłopaki. A tak miałam pełną godzinę po oblaniu formy, żeby się nakręcić jak każdy bohater wu xia, który na początku dostaje manto po to, żeby potem się podnieść i zrobić coś spektakularnego 😛 Niewątpliwie Marcin, który od razu zgodził się bez żadnych ale towarzyszyć mi w zdawaniu po tym, jak gość, który miał mi partnerować oblał, był bardzo pomocny 🙂