Źle się nam, Polakom, kojarzy taka podróż. Choć jak ktoś ćwiczy i interesuje się tym wszystkim co wokół treningu, to na pewno słyszał o „Podróży na zachód” i jeszcze o przysłowiu mówiącym, że nawet ona zaczyna się od pierwszego kroku.
Mój pierwszy krok, to przemarsz do łazienki i tam… no… drugie po prawej i można się szykować. I tu ciekawostka, bo jak się do pracy wybieram, to mi to zabiera prawie godzinę i nie daję rady zjeść śniadania. Tymczasem przy takich okazjach jak wyjazd do Białegostoku, to ja po 30 minutach jestem gotów i po śniadanku na dokładkę. Nawet Einstein by tego wzorami nie opisał.
Potem w skrócie, jak w tym tekście co „mleko to ma najszybszy transport”, to jeden autobus, drugi autobus, 7 minut spaceru po Pradze (jakby ci panowie, co akurat wtedy stali w bramie ruszyliby się, to pewnie nawet w 3 minuty bym dotarł) i jestem na Wschodniej, a stamtąd to już tylko nieco ponad 2h.
Jechałem na seminarium… ale tym razem to ja miałem je poprowadzić (ach, dumny jestem z siebie). Dogadałem się z Arkadiuszem, że pokażę im Yi Jin Jing.
Mało brakowało, a nie dojechałbym (a przynajmniej nie w całości…), bo mi Danusia wyprała bluzę, w której się wybierałem. Szukam ja sobie jej w miejscu, w którym ostatnio leżała i pytam:
- Gdzie moja szara bluza?
- W pralce… – patrzę. No tak, coś się tam w bębenku kręci. Zapomniałem, że jeśli jakaś część mojej garderoby oddali się ode mnie poza zasięg wyciągniętej ręki, to za karę trafia do pralki (z dwojga złego – lepiej że garderoba, a nie ja).
- A w czym ja jutro pojadę?
- Masz drugą?
- …ta druga ma naszywki Legii! Chcesz, żebym od Zambrowa musiał się lasami przebijać?
- Oj tam, oj tam… będziesz miał pod polarem… nie będzie widać.
Yi Jin Jing
Na szczęście znalazła się jakaś bluza w neutralnych barwach. I jestem w B-stoku. Wszak jak mówi klasyk, to tam musiała przetrwać jakaś cywilizacja.
Dużo pisać nie będę… było fajnie, choć przez większość czasu staliśmy w miejscu, w pozornym bezruchu. Mam jednak nadzieję, że poćwiczyliśmy uczciwie, a ja nic nie pokręciłem, ani nie pominąłem. Jak w tym przysłowiu z początku tekstu. Pierwszy krok wykonany, teraz czas na podróż.
Do następnego… dzięki za miłe przyjęcie i wspólny trening.
„Wędrówka na Wschód” albo poprawniej „Zapiski z Wędrówki na Wschód” – okazuje się, że jest taki serial singapurski. Voila, odcinek 16 scena pożegnania KO przez Danusię w poranek przed wyjściem na dworzec:
https://www.youtube.com/watch?v=-pIFyDRkPjQ
:p
Ukryta kamera?
czy nie jest to przypadkiem rozpacz nad poziomem zaawansowania kochanka w sztuce a potem lekcja wyrownywania wzburzonej energii czi?
Wiem, że Wy raczej o różnych mięśniach, ścięgnach, atakach, unikach i tej, no energii… a ja tu z literackiej flanki. Piotr Brysacz popełnił kilka rozmów z rozmaitymi literatami i reporterami. Zebrał w książkę i wydał pod tytułem”Patrząc na Wschód”. Polecam
Książka też potrafi dać nieźle po głowie zarówno w sferze fizycznej jak i energetycznej. Jeśli Muzka poleca to warto…
o patrzeniu na Wschod swietnie pisal tez Ossendowski, ktory w czasach gdy bylismy czescia carskiego wschodu opisywal czary mary Mongolow i Chinczykow
„Od szczytu do otchłani było szczególnie dobre” fakt. Z tym, że moim zdaniem on miał mocny „bias” w tym swoim opisywaniu Chin.
byc moze to pozostaje Michal Boym
Boym, to roślinki 😉 Poleciłbym Urbanowicza i „Ogień nad Chinami”. Serio. Facet miał właściwe podejście :]
ale pierwszy nasz
swietny tez Marcin Jacoby o wspolczesnych Chinach
To i ja coś dorzucę. 🙂 „Podróż na wschód” to oczywiście tytuł wspaniałej książki Carl Gustava Junga (ucznia Z. Freuda) – Warszawa 1989.
Przykładowe rozdziały:
– O psychologii wschodniej medytacji.
– Przedmowa do Yijing.
– Do mów „Gautamy Buddy”.
– itp.
ten to mial mocne zwiazki z religiami wschodu
Raczej filozofiami. 😉
ok nie bedziemy nomenklatura sie boksowac, warto zasugerowac polecic cos co wazne dla nas zeby inni tez sie zapoznali, w koncu wiedza jest sila