W dziale stare fotki umieściłem ostatnio zdjęcie dzieciaków objadających się owocami na patyku. Jiuzhizi – będąc fachowcem od wszystkiego co chińskie, jak zwykle uściślił moje amatorskie komentarze. Owoce na zdjęciach to kandyzowany głóg.

kandyzowany chiński głóg
Owoce głogu – nie ważne czy chińskiego czy europejskiego – od zawsze były traktowane jako źródło zdrowia. Oto co piszą o nim fachowcy :
Czyli jest wszędzie i jest dobry. Osobiście nie polecam zbierania go w parkach i w miastach, bo przecież te owoce są tak nabąblowane ołowiem, że aż strach. Ale jeśli znajdziecie gdzieś poza miastem, to zrywamy. (BTW od lat szukam dziko rosnących rajskich jabłuszek, na których chciałem nastawić naleweczkę). Z głogu można zrobić masę różnych rzeczy np. herbatkę – ale to bez sensu, bo za grosze można kupić z Herbapolu. Można też zrobić kisiel, konfitury, ale to wszystko to nie jest to, co tygrysy lubią. A co tygrysy lubią najbardziej? No różnie, jak to w przysłowiu: jedni wolą ogórki, a drudzy organisty córki… Jest jednak jedna rzecz, którą lubią wszyscy – są to NALEWKI. A głóg się nadaje na nalewki jak mało co. Przepis jest prosty…
Owoce głogu
- 1 kg głogu
- 1 l spirytusu
- 4 szklanki wody
- 6 goździków
- 50 dag cukru
- cynamon – kora
- 1 cytryna
Głóg oczyścić i zalać szklanką wody i spirytusem. Szczelnie zamknięte odstawić na dwa tygodnie. Z reszty przygotować syrop, odcedzić i wystudzić. Połączyć ze zlanym alkoholem. Odstawić na trzy dni. Odfiltrować i oddać teściowej na trzy miesiące (bo przecież inaczej nie dostoi). Po trzech miesiącach można zacząć się leczyć. Dobre na wzmocnienie, serce i nadciśnienie. Głóg oczywiście zrywamy wczesnym rankiem, zaraz po pierwszych przymrozkach.
Niestety nic nie wiem o dawkowaniu. Trzeba więc dobrać organoleptycznie. A więc zapraszamy kolegów na sobotę i eksperymentalnie ustalamy odpowiednie dawki. W niedzielę rozpoczynamy następny cykl produkcyjny. W „międzyczasie” możemy testować inne medyczne specjały polskich apteczek. Z doświadczenia wiem, że są dwie metody dawkowania takich specyfików – kiedy boli serce wypijamy kieliszek, kiedy boli dusza wypijamy resztę.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Dla leniwych… można nabyć w formie lekarstwa nalewkę na kwiatostanie głogu o wdzięcznej nazwie Tinctura Crategi – ale drogo wychodzi (ok. 60 PLN za pół litra), a na dokładkę tatuś mi mówił, że jak coś się nazywa tynktura to nie należy tego pić, a może chodziło o dykturę? Na wszelki wypadek nie będę kombinował.
„pomaga uporać się ze zmęczeniem spowodowanym długotrwałym wysiłkiem umysłowym” – coś dla mnie, tylko 100 zł to przegięcie. Czy w najbliższą sobotę głóg ma obrodzić? 😉 BTW gdzie są jakieś większe skupiska niedaleko Wawy? I jeszcze jedno: czy Arek z Białegostoku nie ma u mamy w domu butelczyny? Dam mu w zamian tę tajną chińską archiwizację. 🙂
Podobno nad Wisłą za wałami na wysokości Łomianek i dzika róża się znajdzie i głóg. Więc może na jesieni weźmiemy jakąś piersiówkę i poszukamy.