Tak ostatnio sobie z Danusią wspominaliśmy wyjazd do Chin i uświadomiłem sobie, że jest jeszcze jeden temat, o którym miałem napisać. I nie będą to tym razem wspomnienia o żarciu.
A było to tak… Początek, co prawda, nie zapowiadał zupełnie, że wizyta w centrum Kantonu zaowocuje jakimś treningowym wątkiem. Tego dnia bowiem, wyruszyliśmy samodzielnie z Danusią na główną ulicę handlową w mieście. Mnie ona przypominała swoim charakterem ulicę Chmielną za najlepszych jej czasów. Czyli gwar, szum i pełno drogich sklepów. Jak już napisałem, wybraliśmy się tam z Danusią samodzielnie, z czego byliśmy dumni jak te pawie z Łazienek. Do tej pory szwendaliśmy się po mieście, trzymając się Jiuzhizy niczym ślepy psa przewodnika. A tu sami, tyle tysięcy kilometrów od domu. Chcieliśmy jednak kupić trochę pamiątek na prezenty i żal nam było patrzeć na naszego przewodnika stojącego przed sklepami, do których zupełnie nie miał ochoty wchodzić.
A my szukaliśmy jakichś magnesów, laleczek i innych drobiazgów w sklepach, które jako żywe przypominały góralskie stoiska w nadmorskich uzdrowiskach. Tylko brakowało ciupag, choć może za słabo szukaliśmy? Wieeemmm siara, ale cóż, mam wrażenie, że były tam rzeczy, jakich od nas oczekiwano.
pamiątka z Chin
Samo kupowanie w takim sklepie warte jest opisania. Przy dźwiękach ogłuszającej muzy i krzyczących ekspedientek wchodzimy do sklepu i momentalnie otrzymujemy towarzystwo jednej z pracownic, która niczym rybka pilot przed rekinem, pilotuje nas od regału do regału. Ta niewielka, acz głośna osoba próbowała nas namówić na kupno czegokolwiek, na co padł mój wzrok, a to zapalniczki, a to drugiej ekspedientki.
W pewnej chwili mój wzrok padł na dwie małe kulki w tandetnym plastikowym opakowaniu. Moja przewodniczka momentalnie podchwyciła moje zainteresowanie. „Good, Chinese health, akupresura, more health, good, palm trening”. Ja jednak i bez tego wiedziałem, co to jest. To były owoce orzecha mandżurskiego. Poniżej zacytuję z internetu opis (sorki za stosowanie niektórych wyrazów).
Orzech mandżurski (Juglans mandshurica MAXIM.) – Drzewo wysokości do 20 m i pierśnicy 60 cm, o szerokiej, zaokrąglonej koronie i czarnej, głęboko spękanej korze.
Gałązki grube, zielonawożółte, gruczołkowato owłosione od strony nasłonecznionej. Pąki szczytowe żółte, filcowate owłosione, duże; nad bliznami liściowymi poduszeczki włosków, jak u J. cinerea.
Liście nieparzystopierzaste, długości 75-90 (czasem 120) cm, złożone z 11-19 listków, długości 7-18 cm, na brzegu drobno piłkowanych. Górna strona listków nieznacznie, dolna silniej owłosiona. Ogonki i główny nerw zwykle gęsto, gruczołkowato owłosione.
Owoce kulistojajowate, zaostrzone, długości 4,5-5,5 cm, zebrane po 6-12 na wspólnej osi w zwisające grona. Zewnętrzna łupina lepka. „Orzech” długości 4-5 cm, z ostro rzeźbioną skorupą; skorupa gruba, głęboko bruzdowana.
orzech mandżurski
Drewno wysokiej jakości, używane do wyrobu wagonów kolejowych (sic!), instrumentów muzycznych, na okleiny. Od orzecha włoskiego odróżnia się wąskim, jasnoszarym bielem i jasnobrązową twardzielą. Orzech mandżurski, podobnie jak inne azjatyckie gatunki orzecha, odznacza się wybitnie dużymi liśćmi, które na młodych drzewach i silnych pędach odroślowych osiągają ponad 1 m długości i nadają drzewom egzotyczny wygląd. Charakterystyczne są również owoce zebrane w zwisające grona.
Pięknie, tylko że ja nie jestem ogrodnikiem i nie poznałbym takiego drzewa po owocach. Skąd zatem wiedziałem, co trzymam w ręku? Otóż już kiedyś miałem je w ręku. Było to w Brennej. Skoszarowano nas wtedy we trzech w jednym pokoju: mnie, Arkadiusza zwanego Boskim oraz Przemka. Ten ostatni był właśnie świeżo po powrocie z Chin, z okolic góry Wudang, gdzie trenował pod opieką swojego mistrza. Kiedy już Przemek doszedł do siebie po powitaniu, opowiedział nam ze szczegółami o wyjeździe. Pod koniec pobytu jego nauczyciel (nie pomnę już jego nazwiska) wręczył mu dwa takie orzechy i kazał ściskać z całej siły, co ponoć miało mu dać siłę nadludzką. Myślę, że zupełnie niepotrzebnie, w końcu Przemo z zawodu jest budowlańcem i rękę to on ma jak mały cygan nogę.
Przyznać muszę, że ściskanie orzechów, to nie to samo co trening na popularnych ściskaczach. Orzechy są niewiarygodnie twarde (mistrz Przemka nazwał je żelaznymi) oraz mają bardzo ostre krawędzie. Po kilku takich „uciskach” dłoń robi się ciepła i lekko nabrzmiała. Krążenie wchodzi na wyższy poziom.
proste lekarstwa
Drugie moje spotkanie z tymi orzechami, to książka Edwarda Kejdańskiego „Medycyna Chińska dla każdego”. Autor spotkał się z nimi, kiedy w młodości mieszkał w Harbinie. Pisał, że zbierano te orzechy i robiono z nich nalewkę podawaną przy chorobach układu pokarmowego (czyli działają zupełnie jak nasze, tj. włoskie) oraz że są bardzo twarde i mają bardzo mało miąższu, który to na dokładkę jest niesmaczny.
W innym źródle znalazłem przykłady zastosowania orzechów (uwaga: proszę tego nie traktować jako zaleceń lekarskich):
- wywar z liści jest stosowany dla oczyszczania krwi (leczenie czyraków)
- w postaci suchej – oczyszcza i leczy rany, zapobiega rogowaceniu skóry, pomaga w leczeniu chorób dziąseł
- wywar z łupin orzechów – leczy egzemę, grzybicę, ropiejących wysypek i wielu innych chorób skóry
- nalewka jest dobrym środkiem zapobiegawczym w leczeniu chorób żołądka, biegunki.
trening siły dłoni
Kształt orzecha, ostrość jego „czubka”, predysponuje go do użycia do akupresury i to nie tylko dłoni, ale całego ciała. Ten ostro zakończony czubek bardzo ładnie penetruje punkty akupunkturowe. Suma sumarum nie wierzę, że ma on jakieś magiczne właściwości. Ot, jest pod ręką, jest ostry i twardy. Orzech włoski nie jest tak fajnie ukształtowany.
Oczywiście orzechy kupiłem bez większego kombinowania. Oczywiście, najpierw obszedłem wszystkie okoliczne sklepy z pamiątkami, bo przecież różnice w cenach były olbrzymie. Tak więc, szczęśliwy, wiozłem te orzeszki kilka tysięcy kilometrów i pokazywałem każdemu, jakie to ja cuda z Chin przywiozłem. Tylko, że… szukając w necie informacji do tego tekstu, znalazłem taki o to zapis:
Jest to gatunek wybitnie mrozoodporny, stosunkowo dobrze znoszący zacienienie. W XIX wieku był sadzony na terenach Polski* jako drzewo ozdobne. Zasługuje na szersze rozpowszechnienie w parkach; u nas jest rzadziej spotykany….
Czyli co!? Rośnie w POLSCE!!! A ja targałem to z Chin?! Przecież ciężkie nie było, ale zawsze… Szukając dalej, znalazłem nawet jakieś portale dendrologiczne (qrcze jest coś takiego!) i tam poznałem dokładne namiary na miejsca w Polsce, gdzie te drzewa rosną! Pewnie na jesieni orzechy te gniją tam na trawnikach.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Trochę gorzej z sadzonkami – chciałem sobie walnąć Tam Tam jedną sztukę. Niestety jedyna szkółka, która miała je w swojej ofercie, odpisała, że raczej już nie będą tym handlować. Ciekawe czy da się to wyhodować z orzecha?
Oczywiście, dla mnie te egzemplarze nadal są cenne, nic to, że nie są jedyne w kraju ani magiczne… Dumny z nich jestem: są ładne, dorodne i są wspaniałą pamiątką z podróży do Chin.
Jakby ktoś chciał ich w Polsce poszukać to, dajcie mi znać…
- tak wiem, Polski wtedy nie było…
Pies z kulawą nogą, chciało by się rzec.. btw, zainspirowałeś mnie 😉 A i następnym razem patrz na melony, nie na orzechy.. 😉
czyzby sprowadzenie sadzonki zwiastowalo jakas utrate?
Właśnie wykiełkował mój pierwszy orzech 🙂 A mam ich do wykiełkowania sporo. Drzewo z którego są te orzechy rośnie sobie w Wilnie. Smak tego orzecha nie jest gorzki. Ten owoc na zdjęciu u góry wygląda jak by był zerwany niedojrzały, ma tą zieloną powłokę, która sama odpada, tak jak u włoskiego, kiedy to orzech jest dojrzały. W naszych warunkach tak gęsty jak na tym zdjęciu u góry nie rośnie, raczej tak jak na filmie: https://youtu.be/syj–cL63xQ.
Gratuluję i zazdroszczę. Jeśli będziesz miał na zbyciu jedną sadzonkę daj znać. Pozdr KO