Kroki w błocie

Początek lutego to niczym w przedwiośnie. Nawet Rodor alarmował nas zdjęciami wschodzących tulipanów lub innych pieścichłopów. Temperatury takie, że hamerykanie ze swoimi -50 mogą tylko marzyć o takiej pogodzie. Zima pewnie wróci, ale nie dziś (wróciła skubana następnego dnia, ale kiedy pisałem te słowa…).

Odwilż ma swoje zalety w postaci lżejszych kurtek ma grzbiecie, ale i wady. Błoto… Ta wodnista maź skutecznie utrudnia korzystanie z okolicznych trawników.

tyle z tej zimy zostało tego dnia

Kiedyś przeczytałem fascynującą książkę na temat roli błota w konfliktach zbrojnych. Dowiedziałem się z niej, że są trzy rodzaje tego ustrojstwa. To dzisiejsze, to błoto typu pierwszego – wodniste i nieprzylegające do obuwia. Takie samo (oczywiście w innej skali) było pod Verdun. Niby niegroźne, ale powodując tak zwaną „stopę okopową”, zabijało niemal tyle osób, co ostrzał artyleryjski. To, na szczęście, nie było aż tak agresywne.

Na szczęście miejsce, gdzie chodzę ćwiczyć, jest wysypane grubym dywanem liści. Fajnie byłoby mieć do dyspozycji jakąś salę, albo przynajmniej wyłożone kamieniami patio. Takie, jak w tej świątyni w Foshan, ale nie ma lekko. Należy się cieszyć, że tego dnia na głowę nie padało.

patio w świątyni przodków w Foshan. Zdjęcie pochodzi ze strony http://dziendobrychiny.blogspot.com, bo nie chciało mi się szukać „mojego”.

Chodzenie po błocie przypomniało mi pewne ćwiczenie. Polega ono na podnoszeniu stopy, tak jakby była ona zanurzona w lepkim, głębokim błocie. Zanim ją uniesiemy, musimy wyczuć to ssanie wywołane otaczającą nas breją i dopiero kiedy zaangażujemy całe ciało, możemy fizycznie unieść stopę. Do ćwiczenia musimy sobie wizualizować błoto typu drugiego, trochę takie, jakie francuskie rycerstwo napotkało pod Azincourt. Błoto typu trzeciego jest zbyt gęste, nie pozwoli na zaangażowanie „siły wewnętrznej” (czyli zapominamy o Wietnamie). Danusia twierdzi, że to brudne i nieestetyczne ćwiczenie, bo ona nie chce sobie nawet wyobrażać, że stoi w błocie.

wiosenny trening

W trakcie ćwiczeń miałem gościa. Janusz, bo tak miał na imię, ćwiczył 30 lat temu u Andrzeja Braksala, na treningi jeździł na legendarną już salkę na ulicy Korkowej. Zmartwił się, kiedy mu powiedziałem, że sala już nie istnieje. Tak sobie pomyślałem, że w czasach kiedy on ćwiczył, chciało mu się jechać na drugi koniec miasta – inny był wtedy duch w narodzie. Dowiedziałem się jeszcze przy okazji, że w miejscu, w którym ćwiczę, on i jeszcze kilku jego kumpli, lata temu spotykali się na takie międzystylowe treningi. Czyżby tym czymś, co mnie w to miejsce przyciągnęło, była wsiąknięta w ziemie krew z tamtych czasów?

Janusz poprawił mi humor i choć w jego głosie słychać było odrobinę wczorajszego „zmęczenia”, wydał mi się bardzo pozytywnym gościem.


1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz zostać moim mecenasem! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Na koniec zapraszam jeszcze na krótką wycieczkę po moich ulubionych chaszczach. To nadwiślańskie tereny zalewowe. Postanowiłem skorzystać z poprawy pogody i połazić trochę w miejscach, gdzie łatwiej znaleźć tropy zwierząt niż żywego człowieka (bo ślady po ludziach niestety są).

chyba przy okazji znalazłem niezłe miejsce do strzelania z łuku. Blisko domu i bezpiecznie.
dolina środkowej Wisły nie jest płaska, ale poprzecinana płytkimi parowami
to tereny, na których nikt nie sprząta wiatrołomów, dlatego czasami wygląda to niesamowicie
wszystko, co leży trochę dłużej na ziemi, pokrywa się grubą warstwą mchu. Czasami ciężko odróżnić gałęzie od porzuconego szkieletu.

6 komentarzy do “Kroki w błocie”

  1. Fajny klimat. Dziś byłem na Ścieżce. Był pięknie. 30 lat temu dosłownie, czy zaokrągliłeś? Bo jeśli w „Stadionie” ćwiczył przed ’88, to możemy się znać 🙂 Kul wpis.

    Odpowiedz
  2. Na szczęście ja na Korkową z Saskiej Kępy miałem bliżej – chociaż na dzisiejsze standardy (czyli sala treningowa nie dalej niż kilometr od domu lub w tym samym budynku co praca 😉 ) to też kawałek drogi autobusem, który kedyś jeździł jako „J” :).
    KO – co by było sprawiedliwie względem równości płci będę również pisał „tulipanie”, żebyś śmiało mógł napisać „pieścichłopki” 😛

    Odpowiedz
    • No qrcze Jtka jeździła z Placu Wilsona (wtedy plac Komuny Paryskiej), świat dawał mi możliwości a ja nie korzystałem. Trudno czasu się ne wrati.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz

%d