Noworoczne postanowienia

Kiedy przychodzi ten dzień w roku, w którym gatunek ludzki widzi szansę na odwrócenie złego losu, większość, pomimo wieloletnich doświadczeń, czeka na pozytywną przemianę. Mamy nadzieję na taki In Yang z sylwestrową bibką w roli głównej. Staram się nie wiązać z tym przesądem wielkich nadziei, ale i ja poddaję się temu durnemu zwyczajowi.

A teraz relacja, która w zasadzie niczym się od innych nie różni. Może tylko tym, że pomiędzy końcem starego, a początkiem nowego roku nie ma specjalnej różnicy.

No, do brzegu, bo nie zacznę — wyglądało to tak. W ostatni dzień starego roku Adaś rzucił pomysł, żeby wznowić tradycję noworocznych treningów. No, jak nie, jak tak? Jestem za – jak najbardziej. Bardzo lubiłem te nasze noworoczne spotkania. Niby luźny trening (ale zawsze trening), ale było w nim coś magicznego. Człowiek czuł się jakoś lepiej… elytarnie, że tak powiem… Reszta dogorywała z butelką mineralnej, a ja już skaczę. Wieeem, to niskie pobudki treningowe, ale nikt nie mówi, że jestem wolny od tego typu myśli.

Zanim jednak nastał pierwszy dzień nowego roku, czekała mnie niedziela. Ostatnio, w niedzielny poranek, chodzę sobie do okolicznego fitnes clubu… Zawsze trochę wcześniej, żeby się rozruszać powoli bez napinki, bo o 10:00, punktualnie niczym zegar atomowy z Hamburga, swoje zajęcie zaczyna pani Iwona. Coraz bardziej podoba mi się jej rozgrzewka – piętnaście minut skakania. To się chyba po ichniemu nazywa zumba. Pani Iwona jest specjalistką od zajęć choreograficznych, nie tylko na papierze, fajnie dobiera muzykę i potrafi mnie doprowadzić do bólu głowy.

Ciekawostką dla mnie jest wykonywanie tych ćwiczeń w grupie. Bo widzicie, to co tam robimy, jest baaardzo podobne do rzeczy, które ćwiczyłem na Chuo Jiao Fanzi i na boksie. Naprawdę. Różnica jest tylko (lub aż)w tym, że ćwicząc na fitnesowej sali, muszę nadążać za grupą, ćwiczyć to samo co reszta. To znaczy, że jak pani Iwona rzuci komendę zmiany figury, mam tylko niewielką część sekundy, żeby się dostosować. To dużo trudniejsze niż chodzenie z partnerem w takim niedotykalnym sparingu. Tam, jeśli popełnię błąd, to go mogę naprawić następną zmianą, moje poruszanie ma być na wpół przypadkowe, mające określony cel, czyli osiągnięcie przewagi manewrowej nad partnerem, ale nie muszę robić tego co inni. Jeszcze „łatwiej” jest w walce z cieniem, oczywiście każdy wykonany krok musi być poprawnie wyprowadzony, dobrze zakończony, ale nikt mi nie mówi, co ma być dalej.

nagrywanie i oglądanie. Analiza to dobry trening

Dla mnie to druga strona tamtego treningu. Ma swoje dobre strony. Np. jeśli ćwiczysz sam i się zmęczysz, to zwalniasz lub sobie odpoczywasz – u pani Iwony nie ma na to szans. Muzyka i grupa trzyma rytm — to motywuje i pomaga.

To oczywiście tylko część treningu. Taki poranek, to dwie godziny ćwiczeń i rozciągania. Dobrze mi to robi. Po zajęciach zostaję trochę na sali. Duża, jasna, czysta, z lustrami i cała moja, żal nie skorzystać… Zazwyczaj ćwiczyłem w dużo gorszych, szkolnych standardach. A tu, nawet mandarynka jakby lżejsza, wyższa i pełniejsza dynamiki.

To był ten mój Yang, bo następnego dnia In — czyli zapowiadane przez Adasia spotkanie na Polu Mokotowskim. Jechałem tam z radością, pomimo iż na kałużach coraz gęściej pojawiał się rzucik w niewielkie kręgi… znaczy się, pada coraz gęściej.

Pole Mokotowskie tego dnia nieodmiennie puste, ze dwie osoby truchtały i może dwie następne łaziły z psami.

Dawno tu nie byłem, te wszystkie dziwne instalacje, budowane chyba latami, już są udostępnione. Niestety, zabrały przestrzeń. Dawno temu, kiedy odkryłem to miejsce dla siebie, wydawało mi się, że mam nieomal bezbrzeżny trawnik, teraz zmalał. A jak jeszcze przyjdą ludzie w normalny dzień – będzie ciasno. Ja tam już nie mam problemu do ćwiczenia wśród ludzi, ale jest granica kiedy czuję, że już jest za ciasno. Myślę, że na Polu Mokotowskim będzie o taką ciasnotę coraz łatwiej.

Zebraliśmy się w czwórkę – cudowna odmiana od tłoku klubowej sali. Ja, Aśka, Adaś i żelazny Ryszard. Zrobiliśmy krótki zestaw ćwiczeń obowiązkowych, którymi Marek zawsze zaczyna trening, potem trochę pogadaliśmy, ale tematycznie, o ćwiczeniach i teorii. Próbowałem nawet zrobić Da Fanzi (taka forma). Chciałem co nieco skonsultować z Adasiem, żeby się nie okazało, że własne wersje już produkuję. Jednak było już takie błoto, że co chwila jechałem na nim bezwładnie, bez żadnej kontroli. Natomiast Adaś, ku mojej radości, staje się coraz bardziej kompetentnym korepetytorem.

Pożyczyliśmy sobie, spróbowaliśmy pewnej asinej produkcji (za dobra była i za mało), poprawiliśmy odrobiną Ryśkowego eliksiru mocy i grzecznie rozeszliśmy się do domów.

Przemoczony, w ubłoconych butach i poplamionych spodniach, wyglądałem zapewne na bezdomnego. Nic więc dziwnego, że w metrze miałem wokół siebie dużo wolnego miejsca. To jedna z zalet ćwiczenia w takich warunkach. Na wpół przysypiając, w cieplutkim wagonie metra, pomyślałem sobie, że może jednak warto jakieś coś sobie obiecać. Nawet tylko po to, by później nie zatopić się w samozadowoleniu. Na szybko wymyśliłem sobie trzy noworoczne postanowienia:

  • Nauczyć się bokserskiego kroku na skakance
  • Wytrzymać do wakacji na zajęciach fitness
  • Utrzymać się w leżeniu na piłce fitnesowej

Może to takie przyziemne rzeczy są, nie ma w zasadzie nic o energii Qi i meridianach, ale taki jest mój obecny trening. Wracam do podstaw, bo przez lata je zaniedbywałem — teraz mam efekty (tj. raczej nie mam, ale tak się mówi). Jak nie zapomnę, to za rok się z tego rozliczę.

Wam z tej okazji życzę, by spełniły się te Wasze marzenia, których naprawdę chcecie i te, które Wam na dobre wyjdą, bo to nie do końca to samo…


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


No i tak — minęła dziesiąta rocznica funkcjonowania bloga „Tai Chi po polsku”…, początkowo chciałem to nawet jakoś świętować, ale nie miałem żadnego pomysłu. A pomyśleć, że zaczęło się od wpisu o ćwiczeniu w windzie, a dziś w windzie ktoś tak posylwestrowo napaskudził, że zamiast ćwiczyć subtelne odczucia, wolałem iść po schodach i pośladki wzmacniać.

jest nawet taka dyscyplina sportu

14 komentarzy do “Noworoczne postanowienia”

  1. Może kiedyś w Skaryszaku postawią mosiężną rzeźbę „KO leżący na piłce fitness” ;] Na marginesie, wchodzenie po schodach wzmacnia pośladki, ale również uda. A zbyt mocne uda w stosunku do tyłka mogą powodować lekkie przemieszczenie miednicy ku przodowi, co może z kolei powodować rwę kulszową. Lepiej ćwiczyć mięśnie dupy (i dolne brzucha) w jako takiej izolacji, bo uda masz i tak dość silne :]

    Życzę KO, udanego wyjazdu do Chin 🙂

    Odpowiedz
    • I pewnie jak każdej rzeźbie będą się robić takie świecące placki o pocierania… boję się, że nie będę miał wpływu które części mojego ciała będą najczęściej pocierane. Widziałeś jak się Tuwimowi świeci nos?!

      Pośladki ćwiczę 5kg hantelkami… na na brzuch ćwiczeń dostaję tyle, że nie nadążam (ani nawet nie nadanżam) spisywać. Coś słyszałem że przed wakacjami mają być egzaminy – tłuczenie orzechów i inne…

      Dzięki za życzenia… a co byś powiedział na Indonezję? 2026?

      Odpowiedz
      • Placki powstaną od wotywnych pocierań przez Czamki szukające dobrych mężów, męskich potomków, niezwyciężalności w walce itp ;] Do Indonezji jedź z Kubą. Serio mówię. Ja planuję nie dalej niż do 26 lutego bieżącego roku 😉

        Odpowiedz
        • To proste… klękasz na czterech… tj. na trzech. bo w zgięcie podkolanowe wkładasz hantelek… dociskasz go łydką do uda – to powoduje izolocje uda, pracować będzie tylko pośladek. I w tej pozycji starasz się klepnąć pacami w tył głowy bądź unieść kolano w bok niczym sikający pies. Ot wszystko

          Odpowiedz
          • To ćwiczenie wzmacnia mięśnie tyłu uda (kulszowo-goleniowe), ale w skurczu, przez co raczej oddziałuje na brzusiec niż na przyczepy mięśni. Poza tym ta grupa mięśniowa jest i tak u większości ludzi skrócona naszym siedzącym trybem życia (skrócona, ale niekoniecznie silna).

            Bardziej efektywne wydaje się wzmacnianie przyczepów tej grupy mięśni- zmuszając je do pracy w rozciągu. Polegałoby to na unoszeniu nogi w tej pozycji (prostowaniu biodra) ale przy wyprostowanym stawie kolanowym i udzie zrotowanym do wewnątrz (ewentualnie z ciężarkiem przyczepionym do kostki).

            Pozdrowienia

            Adaś

            Odpowiedz
            • Ćwiczenia na wyprostowanej nodze też robimy… te zajęcia są wyspecjalizowane w tej części ciała. Stąd nazwa „Uda, pośladki, brzuch”. Przyznaję, że większości uczestniczek (ta płeć przeważa zdecydowanie) nastawiona jest na wyżeźbienie tego fragmentu niż wzmocnienie go funkcjonalne.

              Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz