Nie wiem, czy jest potrzeba pisania, czym była owa tytułowa róża. Nie mniej jednak napiszę, nie wszyscy mogą być miłośnikami prozy Sapkowskiego. Choć ja akurat jestem od czasu, kiedy przeczytałem pierwsze opowiadanie o drodze, z której nie ma powrotu. To był literacki debiut pana Andrzeja, jeszcze bez Wiedźmina w roli głównej.
wiedźmińska róża
Czym była więc ta róża? Otóż był to kwiat rosnący na ruinach elfickiego pałacu. Róża była symbolem oporu nieludzi przeciwko homo sapiens.
Jak trafiłem na róże? W sobotę Jiuzhizy zaprosił mnie na strzelanie z łuku. A że było już po Bożym Ciele (to jakiś magiczny termin, po którym łagodzą mi się objawy alergii), pomyślałem sobie, że zaryzykuje i spędzę więcej czasu na otwartej przestrzeni, wśród zdradliwych roślinek. Wszystko się więc zgadzało. Były ruiny (szkoda, że nie pałacowe), byli łucznicy (nic to, że uszy za krótkie) i dzikie róże rosnące wokół.
Miejsce spotkania to pozostałości po starej bazie radarowej na warszawskim Radiowie. Kiedy mieszkałem na Yelonkach to te tereny były jeszcze pod administracją wojska i wstęp na nie był możliwy. Tym bardziej ucieszyłem się z zaproszenia. Dojazd z Tarchomina nie jest prosty. Cztery przesiadki autobusowe i dwa kilometry marszu. Szczęśliwie na miejsce dostałem się w miarę szybko. Pewnie dlatego, że ostatni odcinek przejechałem samochodem. Jiuzhizy i Piotr zgarnęli mnie po drodze.
Miejsce świetne wybrane (gdyby nie sam dojazd — jeden autobus na godzinę i trochę marszu). Za to stoiska po systemach radarowych składają się z pomieszczenia pod ziemią oraz okolonych wałem ziemnym płaskich placyków. Nie ma strachu, że strzała poleci gdzieś w krzaki. Może dla profesjonalistów jest to trochę za mały dystans, ale dla mnie akuratne. Na miejscu spotkaliśmy grupę bawiącą się bronią ASG. Patrząc na ich sprzęt, widzę, że to się robi coraz droższe hobby.
basen taktyczny
Miejsce to ma historyczne tło. Niedaleko znajdują się niszczejące zabudowania fortu „Babice” będącego częścią składową Warszawskiej Cytadeli, oraz pozostałości po zbombardowanej we wrześniu 1939 roku wojskowej radiostacji transatlantyckiej (Niemcy w 1944 wysadzili resztę). Po jednym i po drugim niewiele już zostało. O dziwo – ostatnio przeczytałem – że po radiostacji ostało się coś takiego, co autor publikacji nazwał basenem chłodzącym. Ponoć był nawet jakiś „wodotrysk”, którego pierwotnym przeznaczeniem było chłodzenie wody. Co jeszcze ciekawsze, ów basen jeszcze w latach siedemdziesiątych otwarty był dla osób cywilnych. Nie wiem, jak długo. W 2009 jego pozostałości zostały wyburzone. Może szkoda, choć pewnie budowla sprzed stu lat nie spełniałaby obecnych wyśrubowanych norm UE (oddzielne przebieralnie dla kobiet, mężczyzn oraz dla niezdecydowanych).
Samo strzelanie… no cóż. Nadal nie trafiam w tarczę tak często, jakby chciał (ale jakby co, to w czołg trafię, w nisko przelatujący dron nieco gorzej). Każda taka okazja postrzelania, daje mi jedną, dwie poradę, którą dostaję od moich towarzyszy. Całe szczęście, że jakoś tak dobrze trafiam, że żaden z nich nie upiera się, by mnie uczyć na siłę. Rzucają jakąś uwagę i pozwalają mi ją wdrażać. Może za jakiś czas ta wiedza się skumuluje? Tego dnia jedną z dziwniejszych była rada by odwrócić czapkę daszkiem w tył. Okazało się, że daszek odchylał mi cięciwę. Po odwróceniu czapki strzały zaczęły mocniej obramowywać cel.
Jaka będzie przyszłość tej miejscówki? Mam nadzieję, że się utrzyma. Bo i miejsce ładne, i historią pachnie. Żeby przetrwało, to ludzie muszą przychodzić. Na razie zarasta samosiejkami.
róża z Shaerrawedd
Teren jest cenny dla deweloperów. Już w 2007 były zakusy, żeby tu bloki stawiać. Ktoś tam po znajomości wykupił ten teren od wojska. Ale wtedy machloje wyszły na jaw. W 2017 znów jakiś bydlak próbował tu stawiać prywatną klinikę i lądowisko dla helikopterów. A to teren wciśnięty pomiędzy dwa rezerwaty przyrody. Wieszać, naprawdę wieszać i nie zdejmować, jako przestroga dla innych.
Może dzikie róże rosnące na pozostałościach bazy będą symbolem dla współczesnych Scoiaʼtael (czyli takich startrekowych maquis) walczących z durnotą rządzących.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Motyw róży miał jeszcze swoją kontynuację następnego dnia. Pojechałem sobie odwiedzić zlot foodtracków, które o tej porze roku zbierają się pod Narodowym. Tam zaopatrzyłem się w duży zestaw gruzińskich przysmaków, które spałaszowałem w Skaryszaku, siedząc u stóp rzeźby „Kąpiącej się” (szkoda, że nie działa fontanna). Później w celu, spalenia obiadu, poćwiczyłem z godzinkę nieopodal rosarium. To chyba najlepszy moment, żeby je odwiedzić… naprawdę piękne.
PS. Tak, wiem. Róża z Shaerrawedd była biała, ale kogo to…
„Gdy za Boże Ciało róże wykwitajo, KO oddychajo, Diany wiernie strzelajo..”
Następne piękne i historyczne miejsce odkryłeś pokazałeś i opisałeś