Tai Chi zwane jest długim boksem. Kiedyś, po przeczytaniu kliku internetowych artykułów, nabrałem przekonania, że ten długi boks to jakaś odmienna forma. Na szczęście mistrz Yang Jwing Ming wyjaśnił mi to w czasie sesji pytań i odpowiedzi.
W skrócie – Żółta Rzeka, to wielka rzeka będąca symbolem Chin. To długa rzeka (5464 km) – ma swoje źródło w górach Bayan Har Shan i uchodzi do Morza Żółtego. Analogicznie do formy Tai Chi – kiedy już się rozpocznie, trwa bez przerwy i toczy swoje wody bez względu na okoliczności. Powinna móc wylewać tam, gdzie znajdzie na to miejsce i omijać przeszkody drogą wymagającą najmniejszego wysiłku. Powinna ulegać, poddawać się, ale działać bezwzględnie i wytrwale.
Tyle taniej filozofii. To porównanie obecnie nie jest takie trafne jak 100 lat temu. Rzeki coraz częściej są już tylko skanalizowanymi rynnami toczącymi swoje wody, aby szybciej do przodu. Nawet Huang He jest przedzielona wielką tamą.
spływ
To już naprawdę koniec udawania filozofa… dziś będzie wpis turystyczny.

Ostatnia niedziela miała być słoneczna i burzowa. Na szczęście meteorolodzy się pomylili – jak zwykle. Było tylko słonecznie. A ja i Danusia (w towarzystwie Młodego, Sylwii oraz naszych dwóch koleżanek) wybraliśmy się na kajaki. Na cel jednodniowej wycieczki wybraliśmy Wisłę, a zakończenie trasy miało miejsce na terenie Twierdzy Modlin, czyli 28 km dalej. Zaliczyliśmy także fragment Narwi pod prąd (ten kawałek do 1963 nazywano Bugonarwią).

Teraz spływy kajakowe są proste. Przez stronę internetową zamawia się kajaki, o określonej godzinie przyjeżdża na miejsce wodowania, płynie, a po wszystkim zostawia się kajak w określonym miejscu. Więcej, bo nawet jeśli ktoś do końcowej stacji nie dotrze, to i tak go gdzieś po drodze zgarną. Luzik.

Start mieliśmy z plaży Białołęckiej. Fajne miejsce – są betonowe leżaki, których nie da się ukraść, stoły, stalowe paleniska, huśtawki dla dzieci (szkoda tylko, że miasto nie pomyślało o Toj Tojach na plaży, w okolicznych krzakach trochę już jedzie…). W zimę, kiedy nie ma tu ludzi, to nawet przychodzę tu czasami ćwiczyć nad rzeką. O tej porze roku ćwiczę jednak w parku, po drugiej stronie wału, ale niestety ostatnio wypędziły nas stąd komary.
plaża na Tarcho
Spływ był sfinansowany przez dzielnicę Białołęka, co ogólnie jest fajne, ale ma też swoje złe strony. Otóż na 10 kajaków, które miały tego dnia wystartować, dwie „załogi” zrezygnowały kiedy dowiedziały się, że kajak trzeba przenieść 50 metrów po piachu, a jedna przeciągnęła go kawałek i porzuciła w krzakach :). Za ciężko było. Może dobrze, że odpuścili tak szybko, bo potem trzeba byłoby ich ewakuować z jakiejś łachy pośrodku rzeki? Szkoda tylko, że przez nich inni nie mogli skorzystać.

Wisła widziana z brzegu lub z mostu, to spokojna, niemal stojąca woda. To może następna korelacja z formą Tai Chi, która oglądana z zewnątrz lub nawet wykonywana przez początkującego adepta jest, w jego odczuciu raczej nieruchawa. Wystarczy jednak wejść w nią po kostki (chodzi mi o Wisłę, choć o formę po trochu też) i czujemy jej potężny nurt. To bardzo niebezpieczna rzeka dla tak niewielkich łódek, jak kajaki.

Wyruszyliśmy. Wisła okazała się żywą rzeką z mnóstwem ptactwa.

Widzieliśmy kormorany, które w coraz większej ilości ściągają nad wiślany brzeg, kaczki, czaplę białą i siwą, mewy, rybitwy i wydaje mi się, że zimorodka z niewielką rybką w dzióbku. Widzieliśmy chyba też parę bielików kołujących na Wisłą, ale nie jestem pewien, w każdy razie było to duże i kołowało nam nad głowami. Organizator wspominał, że na tym odcinku rzeki można je spotkać. Jeszcze słowo o kormoranach, te czarne ptaki przypominają mi swoją postawą japońskie duszki Tengu – magiczne istoty mające trochę wspólnego z szermierką.
wisła dzika rzeka
Wisła to dzika rzeka, jej brzegi, nawet na wysokości miasta, często nie są w żaden sposób regulowane (szczególnie po praskiej stronie). Stąd tyle ptactwa.
Samo wiosłowanie po rzece nie jest trudne, jakby jeszcze trzymać się nurtu, to nie wymaga dużej siły. Niestety, nurt jest zazwyczaj blisko brzegu, a tam jest więcej kamieni i zatopionych konarów drzew. Trzeba mieć wyczulonego obserwatora na dziobie. Z racji tego, że siedziałem z tyłu (robiłem za silnik), to niewiele widziałem zza nowej Danusinej fryzury. Wiosłowanie też nasunęło mi pewne skojarzenie. Jest w Tai Chi taka klasyka, która mówi: „Gdzie przód tam i tył”. To zupełnie jak przy pływaniu kajakiem – jak ciągniesz wiosło do siebie, to druga ręka musi je odpychać. Mniej się wtedy zmachasz i więcej frajdy ze spływu będzie.

spływ Wisłą
Po drodze zatrzymaliśmy się na małą przekąskę na wielkiej, wiślanej łasze piachu po środku rzeki. Wiślany piasek jest wspaniały, od wieków wykorzystywany w budownictwie. Niestety w Wawie piachu już ani huhu. Naprawdę! Budowa mostów i regulacja lewego brzegu spowodowała, że nurt przyspieszył i wymył te resztki piasku, których nie nie wykopano. Obecnie dno na wysokości Warszawy jest wybitnie kamieniste, a na plaże piasek trzeba dowozić wywrotkami. Dobrze, że prawdziwa Wisła zaczyna się niewiele dalej.
To też może być jakaś analogia do formy. Musimy pozwolić by ruch był naturalny, toczący się bez naszego udziału, niewymuszony. Jeśli jest w nim za dużo naszych wyobrażeń, forma robi się jak Wisła w Wawie – przyspiesza, przepływa obok nas i w rezultacie staje się martwa.
Na szczęście prawdziwą Wisłę mogliśmy zobaczyć już kawałek za miastem.

szkuty na Wiśle
Wisła to żywa rzeka i nie chodzi tylko o ptaki, ale o ilość łodzi, które spotkaliśmy po drodze. Wędkarze, turyści, ale nie tylko. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie wiślane szkuty, które dobiły do wielkiej łachy żółtego piasku. Kiedyś widok codzienny – dziś rzadkość. Coś w tym jest, że ten widok jest dużo przyjemniejszy niż oglądanie motorówek. Jakoś tak Wisła i drewniana szkuta lepiej się komponuje, jest w tym więcej pozytywnej Qi.

Woda niby spokojna, ale było kilka takich miejsc, gdzie dziewczyny piszczały. Woda może nie jest przejrzysta, ale to przecież rzeka nizinna, mnóstwo mułu niesie. Huang He (He = żółty *1 ) też swoją nazwę bierze od koloru niesionych lessowych drobinek (1.5 miliarda ton rocznie).
Twierdza Modlin
Końcówka spływu, to trochę cięższej pracy w czasie przebijania się przez nurt Narwi. Wysiłek wynagrodzony widokiem majestatycznych ruin modlińskiego spichlerza. Wspaniała porosyjska architektura militarna. Niestety, na zwiedzanie twierdzy czasu brakło. Następnym razem 🙂



Podsumowując niedzielny spływ. Fajny spływ, i choć d…a bolała, to było fajnie spędzone kilka godzin. Kilka analogii do treningu Tai Chi na siłę znalazłem. Nie demonizujmy, Tai Chi to Tai Chi – kajaki to kajaki, i tyle. Trochę pary w łapach się przyda, spalone słońcem plecy, to tylko wypadek przy pracy. Tego dnia nie ćwiczyłem żadnych sztuk walk (no, może poza biczem na środku Wisły). Jednak… było kilka takich fragmentów, kiedy wszystko wokół ze sobą pasowało. Widok i dźwięk, i mój wysiłek (i Danusi oczywiście też) – tworzyły jedną współgrająca całość. Warto jest odbyć taką wycieczkę, chociażby po to, by poczuć to coś i starać się znaleźć to potem w ćwiczeniach.To odczucie, kiedy nic nie muszę, jest dobrze, a ja płynę z nurtem czegoś silnego. Nie sprzeciwiam się… Jestem kolekcjonerem takich chwil.
Tego każdemu z osobna (i sobie też) nieskromnie życzę…

*1 – Na koniec wyszła moja totalna niewidza i ignoracja. He to nie kolor, tylko słowo to oznacza rzekę. Żółty to Huang. Po drugie dłuższą rzeką jest Jangcy, która nazywa się inaczej ale już nie pamiętam. Na dokładkę, tama o której wspominałem jest na rzece Jangcy i zbudowano ją po to, by zasilić Żółtą Rzeke bo ta wysycha. Błąd mogłem poprawić ale zostawię jako znak swojej hańby
Żółta Rzeka jest długa, ale najdłuższa jest Długa Rzeka :] Kurcze, taijiquan może jest klasyfikowane jako changquan typologicznie, ale jesteś pewien, że nie ma formy Changquan w którejś ze szkół?? BTW, teraz, skoro już znasz szlak, można zrobić spław bambusową tratwą, na której z Rodorem przez całe 28km będziecie robić formę podwójną 😉
dobrze wiesz że z Rodorem lejemy się tylko w knajpach… tratwa musiałabybyć wyposażona w barek i dwie kelnerki. Możesz wybrać Czamki.
Gratuluję dotknięcia Wisły i zachęcam do dalszego pływania – my też zaczynaliśmy od kajaków z Warszawy do Modlina 🙂
Gwoli ścisłości, te dwie jednostki to galary, a nie szkuty – te były dużo większe. A wypiaszczenia na środku rzeki to ławice, a nie łachy – te tworzą się obok rzek.
Dzięki. Przyznam się że nazw statków nie znam. Chociaż jak sprawdzałem w necie to św. Elżbieta (taką nazwę widziałem na jednej z nich) określone były właśnie jako szkuty. Widocznie nie tylko jestem na bakier. Za wypiaszczenia też dzięki (gógiel traktuje to słowo jak błąd).
Błędów nie będę poprawiał żeby nie zgrywać znawcy wszystkiego…
To nie jest mój pierwszy kontakt z kajakami. Z młodym (jak był młodszy i mieścił się ze mną do kajaka) zaliczyliśmy kilka polskich rzek i dorzuciliśmy Prypeć. Przyznam się jednak, że nie spodziewałem się, iż pod nosem mam taki fajny i przyjemny kawał rzeki.
Pozdrawiam