
Któż nie pamięta kim był pan Sułek i jego nieodłączna pani Eliza? W latach 80-tych to było kultowe słuchowisko w Polskim Radiu, a tekst „Kocham pana, panie Sułku” to już kanon naszego języka. Pamiętam, że dużo osób zastanawiało się gdzie mieszka pan Sułek i wszystkim wychodziło, że to Lasek Na Kole. Kiedyś w tamtym rejonie płynęła rzeczka – Rudawka, obecnie nie ma po niej śladu. Las jest tworem sztucznym, powstał przez zalesienie terenów miejskich w latach 20-tych zeszłego wieku. Historycznie to miejsce jest dla mnie zagadką. Jedni twierdzą, że znajdował się tam hitlerowski obóz (tzw. KL Warschau), a drudzy, że go tam nie było.
Po wojnie las przetrwał, ponieważ przylegał do kompleksu wojskowego składającego się z lotniska na Bemowie, Wojskowych Zakładów Lotniczych i kilku innych instytucji. W Zakładach Lotniczych testowano silniki samolotów odrzutowych. Gdyby nie ten las, to w okolicznych budynkach powylatywałyby szyby.
Ja pierwszy raz w tym lesie znalazłem się 13 grudnia 1981 roku, w pierwszym dniu stanu wojennego, kiedy to wraz z moim ojcem przebijaliśmy się z Żoliborza na Yelonki, żeby zobaczyć czy przypadkiem wojsko nie zajęło naszego, dopiero co otrzymanego, mieszkania.
Teraz, korzystając z wolnego dnia, pojechałem odwiedzić to miejsce, w ramach kompletowania mapy „Warszawa – miasto przyjazne treningowi” i oczywiście chciałem jeszcze połazić po lesie.

Już przy wejściu do lasu spotkało mnie pewne kuriozum. Znak zakazujący jazdy konnej. Qrcze, dwudziesty pierwszy wiek… a w środku miasta zakazuje się jazdy konnej. I nie o to chodzi, że się zakazuje, a bardziej o to, że tam jakieś konie docierają.

Jednym z celów mojej wycieczki było odnalezienie resztek ścieżki zdrowia, która pojawiła się tam pod koniec lat 70-tych za sprawą słynnego komentatora sportowego red. Hopfera. Budowało się wtedy tego naprawdę sporo. Jeszcze niedawno znajdowałem przy alejkach jakieś smętne resztki ławeczek. Ścieżka zdrowia była zbudowana na wzór tej, którą spotkałem na Młocinach (patrz: Na tropach dzików), a więc przede wszystkim z drewna. Bardzo szybko trafiłem na instalacje. O dziwo, ktoś musiał je ostatnio remontować… obok starego drewna pojawiło się świeże.
Trening na świeżym powietrzu
Na szczęście nie uległ zmianie charakter ścieżki. Nadal są to proste przyrządy zbudowane przede wszystkim z drewna. Bardzo spodobała mi się ławeczka do wyciskania leżąc. Może ciężar jest niewielki (jak na moje potrzeby), ale wielkość „gryfu” wymusza szerokie ustawienie palców – można to wykorzystać w niektórych przekazach Tai Chi. Ciężar możemy sobie dowolnie regulować wieszając na obu końcach belki siatki foliowe wypełnione piaskiem z piaskownicy znajdującej się na pobliskim placu zabaw ;).
Lasek na Kole, w swoim obecnym kształcie, składa się niejako z dwóch części. Pierwsza, o typowo leśno/miejskim charakterze to ta, od której zacząłem spacer i druga parkowa – kiedyś zwana wśród moich znajomych polaną. W tej pierwszej trenować raczej się nie da, oczywiście poza bieganiem lub na wspomnianych powyżej instalacjach.


Ale ta druga część? Obecnie zrobiono z niej park z ławeczkami i alejkami. Jest oświetlenie i duży plac zabaw. Na szczęście ludzi niewiele. Może to efekt długiego łikendu, w czasie którego większość „warszawiaków” wyjeżdża do domów po wałówki. Tu można ćwiczyć. Nie tylko ja miałem taki zamiar. Kilka osób pod morwowcem uprawiało golfa. Tak, tak… piłeczki śmigały, aż miło. A trafienie taką piłeczką….


Ja wybrałem sobie towarzystwo drzew, które bardzo lubię, choć absolutnie nie wiem jak się nazywa ten gatunek. Ale są fajne, bo wyglądają na stare i pokręcone – czyli coś tak jak ja.
Długo nie poćwiczyłem IJJ, YBF, Jiben Gong Taiji i formy, bo niestety spadł deszcz. Wczesnowiosenna ulewa o dużych zimnych kroplach. Gdy chowałem się pod rozłożystym dębem – stała tam już starsza pani.
„- Tak pan tańczył i tańczył… i deszcz sprowadził…”, ale chyba nie miała pretensji.

Ale podsumowując. Las na Kole to dobre miejsce treningowe. Jest coś dla biegaczy, jest ścieżka zdrowia, ale jest dużo fajnego, dobrze wystrzyżonego trawnika do robienia form, a i spacerowiczów nie za dużo. Naprawdę Wam polecam na łikendowe wypady treningowe.
Ta „polana” przypomina jako żywo nasz kawałek Pól.. A KL Warschau słyszałem, że był (o ile w ogóle, bo to też sporne) w okolicach Dworca Zachodniego.
Obiekt o którym wspominasz, obecnie tunel dla pieszych pod torami był ponoć komorą gazową należącą do KL W.
Sam obóz to był kompleks obiektów – należała do nich np słynna Gęsiówka. NA terenie Wojskowych Zakładów Lotniczych jest kilka obiektów których pochodzenie jest dziwne. Chociażby fragment muru od strony zachodniej jest w nim wartownia i strzelnice, ale architekturą nie pasują do carskich fortów na których byłeś niedawno z Łukaszem.
To że Warszawie istniały obiekty których zadaniem była eksterminacja ludności to pewne (np Pawiak, Gęsiówka) sporne jest czy istniał twór scalający to wszystko w jedną całość.
Aaa.. Rozumiem. Mam poważne luki w historii W-wy. Może te niepasujące do niczego budowle, to ślady Obcych? 😉