Korzystając, z może ostatniej tak słonecznej niedzieli, pojechałem poćwiczyć do Lasu Bielańskiego. Co prawda, w chwili kiedy to piszę zanosi się na deszcz, ale ranek i popołudnie było słoneczne i ciepłe. Mam nadzieję, że się wypogodzi w nocy, wszak dziś jest krwawa pełnia Księżyca. Tak więc 150 metrów sprintu do tramwaju i 7 minut później jestem w lesie. Warszawa to takie właśnie miasto. Bardzo zielone, mające wiele twarzy. Może sobie reszta Polski mówić, co chce – Wawa to ładne miasto, trzeba tylko chcieć wystawić nos poza burackie knajpy w centrum i brudne dworce PKP.
Pojechałem zobaczyć jak wygląda Drzewiec. To bardzo stare drzewo rosnące w środku lasu. Kiedy ostatnio tam byłem, miałem wrażenie, że to miejsce zupełnie opuszczone. A dziś…

...ktoś powiesił na wystającym konarze Drzewca prostą huśtawkę. Miejsce jest chyba obecnie częściej odwiedzane, Ziemia przy drzewie jest mocniej ubita. To był problem tego miejsca – bardzo miękka ziemia. Nadal oczywiście przy obrocie na pięcie pozostaje po mnie niewielki dołek, ale jest już lepiej.

Nie mam nic przeciwko temu, żeby dzielić z kimś to miejsce, byleby tylko zostawiali po sobie porządek. Na razie nie jest źle.

Jako, że wczoraj zakończyłem stu-dniowy plan treningowy, to dzisiejsze wyjście było poświęcone temu, żeby spróbować opracować sobie plan na następne zobowiązania. Nie chcę bowiem żebyście pomyśleli, że to był jednorazowy zryw – będzie miał swoją kontynuację. Póki co…

…słuchałem, co do powiedzenia miał las. Wnioski już niedługo.
niedziela Bielany
Jak już człowiek jest w lesie, to trzeba skorzystać. Spacer po lesie obniża ciśnienie. To ważne dla każdego mieszczucha. Owszem, nie jest zupełnie jak w lesie, mimo wszystko to miejski park, a nie puszcza na obrzeżach kraju. Wszechobecny szum samochodów jest wokół nas, ale po jakimś czasie umysł go wycina i słyszymy ptaki, i liście szurające pod nogami. Ludzi też jest niedużo.
Lato się wyraźnie kończy. Mamy już koniec września, a w lasach wyraźnie się zazieleniło. Nareszcie po tygodniach suszy zaczął podać deszcz i drzewa to wykorzystują. Mimo to pojawiają się już pierwsze prawdziwe oznaki jesieni, mam nadzieję że pogodnej.

No cóż, przyroda ma swój cykl i on musi trwać.
Aaa i jeszcze jedno… kiedyś ktoś mi powiedział, że fakt, iż w Lasach Bielańskich wyschły wszystkie źródła, które kiedyś tam biły, świadczy o tym, że uciekły stamtąd wszystkie smoki. A to nie prawda – spotkałem dziś jednego. Sami zobaczcie…

… namierzyłem go jak już wracałem. Stał sobie za drzewami i polował na dziewice. Nie wróżę mu długiego życia…
… a na jutro zapowiadają koniec świata.
Fajny tekst,Krzysztof. Obudziły się we mnie wspomnienia Lasku Bielańskiego. Dawno, dawno temu, biegałem tam w ramach treningu judo w sekcji AZS Siobukai. A kilka lat później, też dawno, dawno temu:) ćwiczyłem Tai Chi pod drzewami.
Pozdrawiam,
Tomasz
nawet przez chwilę nie sądziłem że jestem tu pierwszy… 🙂
jeśli biegałeś po lesie to pewnie pamiętasz te schody. Ja ich nie zapomnę do końca życia…
są wredne. „Stopnie” niby są niskie, ale za to na tyle długie że musisz biegać bardzo długimi susami albo drobić dwa razy więcej malutkich kroczków i tak i tak mnie wykańczają.
To, takie bardziej sentymenty, te moje wspomnienia, też pewnie nie byłem tam pierwszy:)
Schody mi właśnie przypomniałeś, fakt były wredne:)