Rodorowy zawrót głowy

Rodor to mój znajomy z sali Akademii Yi Quan. Razem próbujemy tam zgłębiać Tai Chi Hao Jia z efektami raczej miernymi (oczywiście sam za siebie oceniam). Znamy się od lat wielu, ale długo byłą to znajomość czysto internetowa. W przedfejsbókowych czasach, kiedy królowały jeszcze fora dyskusyjne, zdarzało się nam czasami brać udział we wspólnych dyskusjach.

Rodor & KO

I tak do czasu, kiedy to z okazji (bodajże) chińskiego nowego roku, wylądowaliśmy przy stole w jednej knajpie. Tam, na czerwonym dywanie, Jiuzhizy namówił nas na nasze pierwsze, wspólna pchające dłonie. I tak się potoczyło.

Rodor bierze też udział w grupie „Mordercy Rodora” na treningi której kiedyś już serdecznie zapraszałem. Lubie w nim to, że jest to gość, który dużo ćwiczy sam, bez potrzeby nadzoru przez ticzera. A taki samodzielny trening to, po pierwsze: rzecz nieczęsta, po drugie: samo dobro.

Jednym z miejsc gdzie Rodor trenuje jest, umiejscowiona gdzieś blisko wschodniej granicy Rodorowa stanica (nie zdradzam miejsca ze względów strategicznych). Tam nasz dzisiejszy bohater gołymi rękoma , z niewielką tylko pomocą broni białej, utrzymuje pokój na granicy, jak nie przymierzając Pan Wołodyjowski i Hassling-Ketling of Elgin razem wzięci. W razie czego będzie pierwszą linią obrony przed atakiem ze wchodu. Dzięki temu zasypiam spokojniej. 🙂

Tak więc, kiedy nadarzyła się możliwość poprosiłem Rodora, by podzielił się ze mną zdjęciami ze swej warowni, o której tak wiele słyszałem. 

relacja Rodora

A oto relacjia Rodora:

Było tak… Sesemesuję z KO, że siedzę w Drohiczynie (rodowa siedziba królowej mego życia – czyli żony :)) i coś tam ćwiczę sobie w wolnych chwilach. Dawaj zdjęcia smesnął KO. Noooo, dobra zrobię zdjęcia mojego kącika treningowego, żebyś miał jakie takie rozeznanie – odsesemesowałem . Dawaj zdjęcia jak ćwiczysz skreśl kilka słów do zdjęć. Wrzucę na bloga odparował KO dopisując – i musi być zdjęcie jak rąbiesz drewno i koniecznie bez koszulki . Ponoć chodziło o zobowiązania względem żeńskiej części czytającej bloga. Po długim drapaniu się w głowę zdecydowałem, że moje zobowiązania małżeńskie jednak są ważniejsze i zdecydowałem, że nie będzie rąbania drew, ale za to wskoczę w kungfiarski strój (dawno go na sobie nie miałem, więc była i frajda 😉 – zwykle trenuję normalnie: w dresach lub spodenkach :D) , bo czegóż się nie zrobi dla KO ;).

rzut poglądowy na mój kącik treningowy

Kącik treningowy zaplanowałem tak, aby bez problemu robić wszystko to, czego nauczyłem się od LYP* (Liu Yun Peng) i z innych źródeł kungfiarskich oraz…. Boksu,MMA, BJJ i Muay Thai :). Czy to herezja dla taijiowca? Wcale nie 🙂 ). U Liu* była sanda, mix z shaolinu i baji, a pod koniec elementy shuai jiao. Najwięcej jednak ćwiczyłem u niego Yang TJQ :). Od lat w wąskim gronie kontynuujemy to, co po naszej sekcji zostało. Ja dodatkowo od 2 lat zajmuję się Wu (Hao) TJQ. Trenuje pod bacznym okiem człowieka o potężnej wiedzy dotyczącej chińskich sztuk walki w Polsce: Andrzeja Kalisza. Założyciela Akademii Yiquan w Warszawie – postać bardzo dobrze znana w środowisku kungfiarskim . BTW. cały czas próbuję dogonić postępy KO, ćwiczącego w tym samym miejscu. Chociaż jesteśmy braćmi kungfu tego samego rocznika treningowego, to KO zdecydowanie więcej czasu ode mnie jest w stanie poświęcić na TJQ we wszelkich możliwych odmianach (no, może poza Chenem).

własne miejsce do treningu

widok z drugiej strony

Na pierwszym planie miejsce do praktyki form z „kołem taiji”. Wiem, że wyszło nieudolnie ;), ale fajnie się na nim stoi robiac różne qigongi i neigongi (ale nie robię tego w dużej ilości odmian 😉 ). Drugi plan to pal (KO wywiódł teorię o fallicznym pochodzeniu wszelkiej maści pali, co mogłoby wskazywać na to, że trening na palu jest zajęciem typowo męskim, a występującym przecież w wielu miejscach świata sztuk walki 😉 ). Natomiast obok ciężki worek nieopodal którego podczas treningu zwykle trzymam kij, miecz i inny sprzęt „podręczny”. Jest to duża i mała kula oraz niezastąpiony kettlebell .

Zwykle zaczynam od rozgrzewki stacjonarnej i jibengongów z wu tjq. Po czym trochę dynamicznej rozgrzewki i rozciągania plus praca w ramach rozgrzewki na worku. Workowi poświęcam całkiem sporo czasu z ćwiczeniami w różnych konfiguracjach siłowo – szybkościowo – kondycyjnych, ale szczegóły to nie na ten wpis :).

samodzielny trening

Potem czas na formę i różne ćwiczenia „techniczne” ze sprzętem
trening z kijem daje siłę
Rodor
kij

Kij jest jednym z elementów mojego treningu: nie ćwiczę form, ale

trochę ćwiczeń podstawowych zostawionych nam przez LYP* oraz uderzenia na palu (w owijkach z lnianych lin świetnie sprawdza się w zastępstwie opon, które kiedyś miałem 🙂 ):

Nie zapominam o harcerskim treningu z białą bronią 😉

Głównie formę miecza, którą poznaję (nie bez kozery czas teraźniejszy niedokończony ) na Wu TJQ, ale czasami odgrzewam formę z Yang TJQ + dodatkowo trochę młynków i pojedynczych technik obronnych i ofensywnych.

Tę część treningu na ogół przeplatam z treningiem technicznym na worku. Potem czas na „siłówkę” bez sprzętu, a potem z dużą i małą kulą oraz moim ukochanym kettlem :

Na każdy gadżet poświęcam kilka minut, żeby ręce nie dały o sobie zapomnieć 😉

trening na przyrządach

gra w kulki: Giria
ciężka kula
i mniejsza, ale też nie lekka

Po czym zaczynam pieszczoty z palem, który wykorzystuję do ćwiczeń wziętych ze shuai jiao, „utwardzania” (jak wiemy utwardzanie to nie żadne tam utwardzanie, a po prostu obicie ;)) lub jako makiwarę. Lniany sznurek jest tu aż nadto sygnalizujący ten sposób treningu:

prawie jak w „Kikbokserze”
obijanie kija… bez podtekstów
trening z mieczem

Od KO: Pięknie, pięknie, pięknie… zazdroszczę. I podkadził mi trochę, jak lubię. Szkoda tylko tych zdjęć przy rąbaniu drwa, to zawsze zwiększa oglądalność. Może jeszcze kiedyś…

A miejscówka? Śliczna, trawka dopieszczona, kamyczki poukładane. Nie to co u mnie, TamTam, wieczny plac budowy. Miejsce do treningów też fajne. Nieco inaczej bym to urządził, ale tylko nieco. Broń Boże nie krytykuje, tylko takie kopanie na twardy pal już nie dla mnie. Ale nie wybrzydzam, jak będę miał takie swoje miejsce, to będę cwaniakował. Zresztą nieważne, co kto ma w swoim treningowym kąciku… ważne, żeby ćwiczyć na tym co się ma.

Gratulacje… może kiedyś będę mógł tam poćwiczyć…


  • Liu Yun Peng (LYP)- W latach 1992-2006 uczył w Polsce ( choć właściwie od 2001 tylko grupę zaufanych uczniów, gdyż sekcja oficjalna została rozwiązana) w programie było Tai Chi stylu Yang, sanda, shaolin kung fu (właściwie mix) oraz elementy innych sztuk walki. Rodor ćwiczył u niego w latach 1993-2006.

18 komentarzy do “Rodorowy zawrót głowy”

  1. KO – z tym kopaniem pala to nie jest tak jak w słynnej scenie z „Kickboksera” kiedy to przed pojedynkiem w szatni Tong Po naruszał konstrukcję budynku kopiąc w sup wspierający strop :D. Pal jest w miarę „sprężysty” i z owijkami lnianymi stanowi – jak dla mnie – dość dobry element treningowy, chociaż opony wspominam z nostalgią 😉

    Odpowiedz
    • No może na ręce bym się skusił… BTW. właśnie przypomniałem sobie dawno nie robione ćwiczonko z CJF z obijaniem drzwa wewnętrzną częścią ramienia. Jutro będzie na tapecie.

      Ale zainspirowałeś mnie… mam pewien pomysł na TamTam.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz