Plan 9 z kosmosu

Plan 9 z kosmosu”, to chyba najgorszy film wyprodukowany ever. Choć osobiście widziałem kilka gorszych, na ten przykład „Mordercza opona”, „Stalag 17” czy późne filmy pana Vegi. Równie fatalnie, co wspomniane wcześniej filmy, potoczyły się losy mojego „Planu 2×20”. Dla niewtajemniczonych: w 2020 mieliśmy pojechać do Chin, oczywiście we dwójkę z Danusią, stąd tajemnicze 2×20.

Mieliśmy już nawet bilety i cieszyliśmy się na spacery po miejskich murach, na smak arbuzów, sklepik z herbatą na rogu przy placu i oczywiście na treningi w Guangfu. Danusia nawet dobrze wspominała miejscowe piwo, mimo że w domu tego żółtego płynu nie tknie za żadne skarby. W planach było postrzelanie z chińskiego bicza, odwiedzenie miejsc, których za pierwszym razem nie zaliczyliśmy i oczywiście następne zgadywanki kulinarne z serii „czy wiesz co jesz?”. Oczywiście dla mnie podstawowym celem był trening, ale w międzyczasie mógłbym poobserwować szkółkę Wu Shu dla dzieciaków, pójść jeszcze raz do świątyni trzech ciotek. Nie przeszkadzało mi nawet wspomnienie upałów, aż tu nagle stało się to, co się stało. Pojawiła się Korona Kielce. Cały misterny plan, jak to powiedział Stefan Siara Siarzewski: „Pooooooooooooooszedł się paść na łąkę”. Kasę za bilety odzyskiwaliśmy ponad rok.

film kiepski, ale postać Vampiry kultowa

Tak więc tym razem, kiedy po raz pierwszy okazało się, że istnieje szansa na wyjazd, siedziałem cicho. Oczywiście, na wszelki wypadek, przystąpiliśmy do przygotowań, ale pomny ostatnich wydarzeń, podchodziłem do nich ostrożnie. Ot tak, żeby jak by co, mniej się zawieść.

Świat się zmienił od tamtych czasów i ta zmiana, niestety, do pozytywnych nie należy. Nie mniej jednak pomysł kiełkował. Termin imprezy zbliżał się wielkimi krokami, a ja nadal starałem się nie zapeszyć. Szczególnie w momencie, kiedy z dnia na dzień przewoźnik (niech go…) odwołał nam loty, przypomniałem sobie powiedzenie: o indyku, niedzieli i rosole.

Ale czas płynął i tak, kilka dni temu, odebraliśmy paszporty z wbitymi wizami z rysunkiem chińskiego muru. Teraz już mało co może się wydarzyć, co powstrzyma nas od wyjazdu. Tak, wiem, że Chiny wprowadziły ruch bezwizowy, ale my lecimy na dłużej niż te piętnaście dni, wspaniałomyślnie podarowane polskim obywatelom.

wiza oczywiście wygląda inaczej, ale taka też byłaby fajna

Teraz mogę już chyba oficjalnie ogłosić, że za nieco ponad dwa tygodnie śmigamy do Chin. Yes, Yes, Yes!!! Teraz już się powoli zaczynam cieszyć. No dobra, z tym powoli, to pojechałem. Cieszę się niczym gwizdek na koniec meczu.

Jaki jest plan? Oczywiście Guangfu czyli treningi u mistrza Zhai’a i reszty ekipy. Cieszę się na spotkanie z Lee Yangiem, bo nawet tylko obserwując tego gościa, można się dużo nauczyć. Treningi, ile by nie trwały i tak będą za krótkie, ale postaram się z nich wyciągnąć maksa. Staram się nie mieć oczekiwań, bo z doświadczenia wiem, że bardzo często przy takich okazjach otrzymywałem zupełnie co innego niż chciałem. Ale z biegiem czasu okazywało się, że ja nie koniecznie potrzebowałem tego co chciałem, a to co dostawałem, to było właśnie to, co mi było potrzebne. Ależ to zdanie pogmatwane, ale tak jest. Jednym słowem, górnolotnie mówiąc, Tai Chi wie dużo lepiej ode mnie na co jestem gotów i co jest dla mnie dobre.

Treningowo w planach jest forma „Pięciu kroków i ośmiu metod” (Wu bu Ba fa). Mam cichutką nadzieję, że ta króciutka forma, składająca się z elementów, które w zasadzie znam, pozwoli mi lepiej zrozumieć poszczególne podstawowe techniki Tai Chi. Idea takiej krótkiej formy jest dość świeża, ale ostatnimi czasy widziałem ich sporo. Wielu mistrzów postanowiło wybrać elementy najlepiej odpowiadające podstawowym technikom i połączyć je w krótki, łatwy do przekazania zestaw. I nie należy jej mylić z krótkimi formami ośmioruchowymi, opracowanymi dla zapracowanych, co to nic dłuższego uczyć się nie mają czasu. Ale nawet jeśli plan ulegnie zmianie – specjalnie się nie zmartwię. Jestem pewien, że ten wyjazd będzie krokiem do przodu. Na szczęście będzie z nami Andrzej Kalisz, mogę więc mieć pewność dobrego tłumaczenia. Bez tego niewiele bym skorzystał.

drzewo wyrastające z miejskich murów Guangfu – mam nadzieję, że ma się dobrze

Reszta wyjazdu, to przedsięwzięcie czysto turystyczne (samodzielne, bo urywamy się z „wycieczki”). Chcemy odwiedzić pewien górski szlak nieopodal Handanu i zobaczyć stare piramidy w mieście. Może nie są one tak monumentalne, jak te w Gizie, ale równie stare. Później droga powiedzie na nas do klasztoru Shaolin. Nie, nie mam zamiaru zostać mnichem. Wiem, że jest taka możliwość, ale to nie dla mnie, jakoś mnie to nie pociąga. Nie mniej jednak, chcemy z Danusią zobaczyć, połazić i zrobić sobie kilka „fotek w pozach” 😉 (oczywiście w pozach to ja, Danusia preferuje styl naturalny). Chciałbym zobaczyć cień Bodhidarmy, może Świątynię Białego Konia, a jak się da, to napisać „Legia mistrz” na bramie klasztoru (żarcik oczywiście). Z Shaolinu podążamy do Xi’an – do starej stolicy dynastii Tang i jej terakotowej armii oraz Wielkiej Pagody Dzikich Gęsi.

Shaolin, mam nadzieję, że nie będzie tłoku

Zatoczymy wielkie koło (2200 km) i na ostatnie kilka dni zjedziemy do Pekinu – mamy tu kilka miejscówek do zaliczenia. To w skrócie. Wiem, że to takie „must have” i przypomina wycieczkę objazdową z Orbisu. Plan mamy pewnie większe niż możliwości czasowe, ale nie będziemy latać z wywieszonym ozorem. Będzie, jak będzie. Kiedy obserwuję wyjazdy Jarka Szymańskiego, to widzę nędzę swoich planów. Jakby to powiedział klasyk: „To jest podróż na miarę naszych możliwości”.

taaak i na takie chwile też czekam, żeby tylko wątroba wytrzymała

Oczywiście mam zamiar rano praktykować w parkach i mieć otwarte oczy. Po pierwsze – praktykowanie w parkach to moje hobby. Po drugie – jak miałem ku temu okazję często działo się coś fajnego. Oczywiście nie pogadam z ludźmi, szanse są niewielkie, ale obserwacje, na jakie miałem okazje, zapadły mi w pamięć. Może uda mi się spotkać panią z miotłą i tym razem nie będę wstydził się podejść? Po trzecie – to takie wyjście ze strefy komfortu. No wiecie, tu w Polsce, w moim parku, ludzie już mnie znają i ja ich znam. Tam będzie co innego.

No i będę w Shaolinie. Żwirek był i co chwilę się tym chwali. Spodziewajcie się relacji.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


6 komentarzy do “Plan 9 z kosmosu”

  1. Cześć Już zazdroszczę 🙂 i liczę na relacje w miarę na bieżąco (oczywiście w miarę możliwości chińskiego internetu)….odwiedzisz mistrza Honga w Pekinie ?

    Odpowiedz
  2. Tuż zanim opublikowałeś ten wpis, skończyłem oglądać „Zmartwychwstanie Dziewczynki z Zapałkami” – perłę koreańskiej kinematografii z 2002 roku. Też 2×20. Uważam to za dobry Omen dla wyprawy KO 🙂

    Odpowiedz
  3. Piękny plan! W Xi’anie mieszkałem w hotelu blisko tej pagody i często ją odwiedzałem. W ogóle Xi’an podobał mi się najbardziej z tego, co dotąd widziałem w ChRL (przyznam, że niedużo i w Shaolinie też nie byłem).

    Nie rozumiem tylko, co może się nie podobać w „Planie 9 z kosmosu”!

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz