TWA AA (czyli Towarzystwo Wzajemnej Adoracji Adaś i Aśka) to mój Brat i Siostra w sztuce. To znaczy, że biliśmy pokłony temu samemu nauczycielowi. Inaczej mówiąc, braliśmy udział w oficjalnej ceremonii Baishi (czyli przyjęcia na ucznia). Dodatkowo Aśkę poznałem jeszcze za czasów, kiedy ćwiczyła Taiji w YMAA. Rozb(p)ijała się z nami po wszystkich seminariach i obozach, które się wtedy odbywały. Teraz ćwiczymy razem Chuo Jiao Fanzi, natomiast AA dodatkowo ćwiczą sobie Jogę. Ja za Jogą nie przepadam. Stanowczo bardziej wolę sprawiać ból bliźniemu swemu niż sobie samemu, ale różne ludzie mają gusta – dyskutować nie będę.
Ostatnio, ta oryginalna skądinąd para, pojechała na weekendowy trening do 3city. Co z tego wynikło? Przeczytajcie poniżej relację autorstwa Adasia właśnie… naprawdę warto:
relacja Adasia
W piętnastym roku drugiego millennium, 2-go października, po zmroku Joanna z domu K. oraz ja, niżej podpisany, wierni bojownicy Bractwa Al-Klajdy (*1), dopuściliśmy się uzgodnionej z Shifu dezercji i wyruszyliśmy w mrokach nocy ku północy, by wziąć udział w warsztacie, tzw. jogi akademickiej w gdańskiej Oliwie. Oczywiście oficjalnie miało to na celu szlifowanie potencjału niezbędnego do efektywnej praktyki chuojiaofanzi – Asia chce poprawić wynik w zhanzhuangu do 9 godzin, ja zaś pragnę pokonywać wrogów w szpagacie (niczym pewien popularny gwiazdor kina akcji, któremu aktualny Przewodniczący Komisji Europejskiej podkradł obydwa imiona). ;)d
Warsztat poprowadził profesor Janusz Szopa. Prekursor (na polskim gruncie) nurtu nauczania jogi w oparciu o racjonalną (i niekiedy „wredną”- cytat) weryfikację intuicyjno-empirycznej wiedzy hinduskich mistrzów i nauczycieli jogi o ludzkim ciele. Proces ten odbywa się przy użyciu metod zachodniej medycyny i biomechaniki oraz współcześnie dostępnej technologii.
Pisząc klarowniej: zdaniem profesora ekstremalne pozycje, w których zwykle są przedstawiani hinduscy mistrzowie jogi na czarno-białych zdjęciach (a’la dotykanie stopami potylicy w staniu na przedramionach). Niekoniecznie muszą być wyznacznikiem zdrowia i sprawności fizycznej – w wielu przypadkach stanowią dowód anomalii anatomicznych.
A zatem dążenie do wykonania tych ćwiczeń na modłę hinduskich mistrzów może być dla większości ludzi szkodliwe dla zdrowia (*2). Tym samym traktowanie ich jako ideału to ślepa uliczka fałszywej doskonałości psychofizycznej.
Z drugiej strony prof. Szopa jako naukowiec (co wielokrotnie podkreślał) jest świadomy ograniczoności i omylności zachodniej nauki. Skutkiem czego co kilka lat musi ona modyfikować swe założenia, ale mimo to uważa ją za bardzo cenne narzędzie.
profesor Janusz Szopa
Powyższe podejście implikuje także prostą zasadę, której hołduje pan profesor:
„…to nie Ty jesteś dla jogi, tylko joga dla Ciebie”.
Dlatego podczas warsztatu prof. Szopa tylko proponował pewne ćwiczenia i podejścia, natomiast nie wymuszał na żadnym z uczestników osiągania ekstremalnego zakresu siły i elastyczności.
Dla odmiany podkreślał wagę i zalecał rozluźnianie się po wejściu do pozycji oraz utrzymywanie jej bez nadmiernego napinania. Jego zdaniem zbyt ambitna (quasi-sportowa) praktyka jogi owocuje paradoksalnie… Sztywnością i napięciem, także psychicznym (krótko mówiąc: zawodowi jogini potrafią być sztywni ;). (*3)
Tym samym w alfa-dojo nie wylano hektolitrów potu. Nie słychać było (zwyczajowych na salach do praktyki jogi) jęków czy błagań o litość (*4) . Ani nie doszło do spontanicznych samozapaleń i desperackich samobójstw. Dla równowagi trzeba dodać, że nikt również nie osiągnął samadhi, do czego notabene pan profesor specjalnie nie zachęcał ;).
Zdaniem profesora Szopy powyższe założenia jogi akademickiej czynią ją narzędziem bardziej wartościowym dla człowieka Zachodu niż joga w „czystej”, hinduskiej postaci. Zresztą sam prowadzący warsztat stanowi żywy przykład słuszności ww. metod (od lat na sobie testowanych). Każdemu życzę takiej siły, elastyczności i zakresu ruchu (dla mnie obecnie nieosiągalnych) w wieku 68 lat.
Do powyższego podejścia do jogi oboje – Asia i ja – mamy duże zaufanie. Zresztą odzwierciedla ono w dużej mierze podejście jednego z naszych stałych nauczycieli – Marka Migały (choć potrafi on czasem szaleńczo dokręcić śrubę ;).
joga akademicka
Nie czas tu i miejsce dzielić się poznanymi przez nas szczegółowymi wskazówkami dotyczącymi praktyki poszczególnych asan. Powiem tylko, że najcenniejsze wydało nam się wyjaśnienie zasad prawidłowej, czyli korzystnej dla zdrowia, kolejności typów asan. Dźwięczą mi także w głowie słowa: „UE nie zaleca odchylania głowy do tyłu.” ;).
A jak to mogło wyglądać z zewnątrz? Postronny obserwator uznałby, że trafił do dziwacznego ogrodu zoologicznego. Dostrzegłby na sali mnogość zwierząt: od skromnego robaczka świętojańskiego po dumną kobrę poprzez psa i kota w pokojowej koegzystencji. Potwierdza to zresztą nagłe objawienie lokalnego bodhisattvy u wrót alfa-dojo. Dobrotliwy uśmiech i deficyt równowagi w przestrzeni trójwymiarowej oraz proste słowa miłości wychodzące z jego ust dowodziły, iż mamy do czynienia istotą, która osiągnęła wyższy i subtelniejszy poziom rozwoju;). (*5)
W mej indywidualnej praktyce podczas warsztatu nie zabrakło odpowiedzialnego trzymania kobiet za biodra pod czujnym okiem Asi. Na co istnieją materialne dowody. 🙂 (*6)
Na koniec kilka refleksji podróżniczych, o ile Pan Redaktor mi ich nie wytnie jako odbiegających od tematu. Dziewicza w naszym życiu podróż w drugiej klasie Pendolino (zwłaszcza w zestawieniu z powrotną – TLK) doprowadziła nas do zdecydowanego, socjalistycznego w treści wniosku, iż poziom komfortu doświadczony podróży nr 1 powinien być w tym kraju standardowy i powszechnie dostępny finansowo, a nie – wyjątkowy i zarezerwowany dla dobrze sytuowanych finansowo. Cóż, jak widać amatorska praktyka jogi nie czyni Asi i mnie bardziej odpornymi na ewidentnie wrogie człowiekowi warunki środowiskowe. Za to rozbudza naiwną wyobraźnię. 😉
Adaś
… i co warto było przeczytać? A ja mam tak, minimum dwa razy w tygodniu 😉
(Wszystkie komentarze by KO)
*1 – Naszym nauczycielem jest Marek Klajda
*2 – Wiedziałem!!! Wiedziałem!!!
*3 – … i bez poczucia humoru, na szczęście nie wszyscy.
*4 – nie wiedziałem, że filmy XXX traktują o Jodze…
*5 – nie rozumiecie? To proste, nikt tego nie rozumie!!!
*6 – tiaa… jakby widziała, tobyś ćwiczył z nożem na gardle. Zresztą coś czytałem, że znaleziono w Gdańsku joginkę z odgryzioną wątrobą
F jak Fajna relacja. Poza tym..
Francja ma Śródziemne Morze!
Fakir pytą ziemię orze!
😉
🙂 – jeszcze trochę będziemy mieli cały alfabet
Relacja super, lekkie pióro, krotochwilne zawijasy…. 😉
Mój stosunek do jogi dobrze znam ;), jest na ustabilizowanej – niezmiennej – pozycji. Niemniej podejście prof. Szopy bardziej mi się podoba niż ……różnych innych 🙂
Rodor, uwierz – jak na Adasia jest to stonowana relacja. Widać jak się wyciszył na tych warsztatach :>
Ech i pomyśleć, że poznałem go jako nieśmiałego, małomównego, dobrze wychowanego młodego człowieka.
A żeby było na temat – fajna relacja i ciekawe podejście.
No te 13 lat treningów w moim towarzystwie każdego złamie 😉
Ależ wierzę, wierzę :>
Czego Ci trzeba, Człowieku Zachodu? Dobieraj środki do celu. Może „bardziej wartościowa” byłaby rehabilitacja ruchowa, albo stara, dobra gimnastyka? Po co w to mieszać i poniewierać biedną jogę? Kali yuga…
Myślałem, że ustaliliśmy, iż joga, to stara, dobra, szwedzka, gimnastyka ;]
Jiuzhizi: tego mi brakowało:> . Pamiętałem ten artykuł, ale teraz nie mogę go odgrzebać. Masz może linka :)?
Duża część asan (i nie tylko asan) została zaczerpnięta z różnych źródeł przez Krishnamacharyę i to wydaje się dość dobrze udokumentowane m.in. w książce Yoga Body Marka Singletona. The whole point is: joga nie jest zbiorem asan (Singleton zresztą wielokrotnie podkreśla, że nie podważa integralności i autentyczności tradycji jogi).
To nie siła i elastyczność są celem jogi. Przy takich celach lepiej iść na stretching, albo gimnastykę. Proste.
Niech sobie ludzie ćwiczą różne rzeczy. Dla mnie spoko. Ale co ma znaczyć „bardziej wartościowe narzędzie”? Z kim oni się porównują i wg jakich kryteriów? A może udowodnią swoją wyższość w sparingu z gimnastykami 😉 To jest samsaryczny obłęd: moja joga jest lepsza niż twoja itp. itd.
No nie wyszło z obrazkiem:
(Od KO : pozwoliłem sobie poprawić)
„To nie siła i elastyczność są celem jogi. Przy takich celach lepiej iść na stretching, albo gimnastykę. Proste.” – zdecydowanie polecam :)!!!
Łukasz, prof. Szopa miał na myśli, że joga akademicka jest bardziej wartościowym narzędziem dla ogólnego rozwoju psychofizycznego, przede wszystkim- z punktu widzenia zapewnienie sobie odpowiedniego poziomu zdrowia, m.in.: siły, elastyczności i równowagi psychicznej. Odnoszę wrażenie, że dla większości ludzi (nie tylko Zachodu) te potrzeby są (bardzo) istotne. Z drugiej strony praca z ciałem (poprzez budowanie siły i elastyczności oraz rozwijanie inteligencji ciała) może stanowić świetny punkt wyjścia dla innego typu rozwoju (możemy na użytek tego wywodu określić to mianem rozwoju duchowego, ale nie upieram się przy tym terminie). Zresztą prof. Szopa nie ukrywał, że dla niego joga to forma „inteligentnej rekreacji ruchowej.”
Nie poruszaliśmy na warsztacie tej kwestii, ale inni instruktorzy jogi, z którymi mam regularny kontakt, uważają, że formy aktywności ruchowej, które wymieniłeś (rehabilitacja ruchowa, gimnastyka czy stretching) są w stosunku do jogi uboższe- kładą nacisk na powtórzenie pewnych ćwiczeń określoną liczbę razy, a w zbyt małym stopniu uczą mechanizmu i sensu danego ćwiczenia i zbyt małym stopniu rozwijają inteligencję ciała. Nie zweryfikuję tych opinii, bo wykracza to poza moje indywidualne doświadczenia, ale przypuszczam, że mogą być korzystne dla zdrowia, pod warunkiem, gdy są rozsądnie uprawiane (czyli w oparciu o sprawdzoną wiedzę z zakresu anatomii i fizjologii).
„Z kim się porównują i wg jakich kryteriów”- tak jak napisałem, prof. Szopa zestawiał podczas warsztatu jogę akademicką z jogą uprawianą i nauczaną przez większość hinduskich nauczycieli jogi oraz dominującym wśród nich podejściem (żadnych statystyk nie podawał). Myślę, że czynił to obiektywnie, bez uprzedzeń i bez wrogości (nie wyczułem u niego „samsarycznego obłędu”) za to z wykorzystaniem swej wiedzy, która- jak sam przyznawał- ulega ciągłemu uzupełnianiu i ewolucji. Obserwacja i intuicja podczas aktywności fizycznej są bardzo ważne, ale wpływ praktyk fizycznych na zdrowie (np.: na stan kręgosłupa) można coraz lepiej obiektywnie zmierzyć i zważyć przy pomocy technologii. Dlatego jeśli pewne ćwiczenia przynoszą szkodę dla ludzkiego zdrowia (np.: deformują kręgosłup), wymagają modyfikacji (chyba że dla kogoś większą wartość od zdrowia ma osiągnięcie biegłości w praktyce ekstremalnych pozycji i ruchów). Takie spojrzenie wcale nie wiąże się to z podważaniem wartości źródła, z którego pochodzi joga. Wręcz przeciwnie- właśnie z szacunku dla tego źródła część zachodnich nauczycieli poddaje metody jogowskie ciągłym testom i je udoskonala. Dzięki temu ten system ćwiczeń wciąż żyje i przynosi praktykującym je ludziom korzyści, o których napisałem na początku. Nawiasem mówiąc Hong Zhitian nie przejął chuojiaofanzi z całym dobrodziejstwem inwentarza- wprowadził doń zmiany, które uznał za słuszne. My też ćwicząc ten styl odciskamy nań swoje piętno, zatem to co przekażemy kolejnej generacji ćwiczących (o ile taka wykiełkuje) będzie się różniło od tego, co otrzymaliśmy od naszego mistrza. A poza tym: joga akademicka to tylko propozycja, zatem, że zacytuję znów pana profesora: „Żyjesz w państwie demokratycznym, więc możesz sobie wybrać i jogę, i nauczyciela”. 🙂
Kurcze, dawałem ten wpis wcześniej, ale go wcięło :-/
„możemy na użytek tego wywodu określić to mianem rozwoju duchowego…” – i tego obawiam się najbardziej 😉
Nie dam rady na wszystko odpisać, więc krótko:
Niech żyją ekstremalne pozycje!
Siła i elastyczność dla każdego!
Niech żyją anomalie!
A to że mogę sobie wybrać jogę i nauczyciela nie ma nic wspólnego z demokracją. Demokracja to by była, jakbyśmy np. głosowali, jaka joga ma być dozwolona, albo obowiązująca i wolę większości narzucili w tej sprawie mniejszościom. Wybór spośród dostępnych opcji to wolny rynek, a nie demokracja. Jak widać, zupełnie brak mi szacunku dla profesorów.
😀 Cóż za manifest. Podoba mi się jego żarliwość. :))
P.S.: Wprawdzie prof. Szopa użył terminu „demokratyczny” żartobliwie (to nie był element wykładu o międzynarodowych stosunkach gospodarczych ;), ale intencja jego wypowiedzi była taka, jak napisałem.
Namaste
Mam nadzieję, że zrobiłeś wyjątek dla Profesora Tanaki ;]
Dla niego i dla profesorów bjj…
Dorzućmy do tego Profesora Lau Bun!
Jeszcze Jigoro Kano…
Znacie więcej Profesorów niż ja…
a wiecie że Profesor Tanaka ma na imię TaiChi 😉
To tak żeby było bliżej tematu 🙂
Ale znakami pewnie i tak wyjdzie coś a la „płaska deska wąski strumień”, więc się od razu nie jaraj ;]
W ten oto sposób Wszechwładny Władca Bloga z gracją skierował umysły interlokutorów na właściwe ideologicznie tory. :))
Lukasz, a nie masz respektu przed siłą spokoju prof. Tutki 🙂 ?
Jizhizi – znów jako „Rodor” 😛
Jizhizi brzmi jak Witka na Kurtyzany ;p Może taki screen name przyjmiesz? Wspaniałomyślnie Ci oddam prawa 😉
Tiaaa, za słowo wypowiedziane w nie własciwym tonie można popaść w tarapaty, co dopiero jak w pinyinie pominie się jedną literkę ;). Niemniej podoba mi się Twój nowy nick :P. A jak byłby „Drągal na Kurtyzany”?
Witka na Kurtyzany jest bardziej w duchu KK, a to Twoje rewiry ;]
Ale nick twój :). Ja go nie przejmuję z dobrodziejstwem inwentarza, zatem zastanów się nad drągiem. BTW. witki i pejczyki to są raczej rewiry LGBTSMXYZ niż KK 😛
R U sure? 😉
Tylko mi nie siuraj :DDDD
Prof. Tutka? A czy on umiał bronić się przed wejściem w nogi?
Prof. Tutka to nie wiem, ale Prof. Baltazar Gąbka zaliczył nawet wejście smoka…
Został zgwałcony przez smoka?!
obskurant 😛 !!!! Jak można profanować bajkę dzieciństwa :)! Wiadomo wszak, że Smok Wawelski nie był fei long, ale zapewne trenował shuai jiao – budowa ciała na to wskazuje :). Gąbka natomiast jako ofiara nikczemnych Deszczowców zaliczył wejście Smoka niczym przetrzymywani na wyspie Hana straceńcy z portowych knajp 😉
A przed którym wejściem :)? Niemniej, prof. Tutka potrafił wszystko :P, siłą spokoju, siłą umysłu sprowadzał do parteru każdego 🙂