Dynamiczna joga

Jakiś czas temu poznałem Justynę, osobę obeznaną z tajemniczą i mało znaną sztuką walki Kalarippajattu. Nieznaną, bo pochodzącą z dalekich Indii, to znaczy Kalari pochodzi z Indii, bo Justyna jest jak najbardziej nasza – całkowicie słowiańska. Przyszedł czas, żeby otrzeć się o ten temat nieco bardziej fizycznie. Okazją do tego był przyjazd Justyny do Warszawy i organizacja warsztatów oraz wykładu. Cała impreza odbywała się nie byle gdzie, bo na sali Muzeum Azji i Pacyfiku (uwielbiam to żywe muzeum).

Na warsztaty wysłałem Adasia i Aśkę. I to była bardzo dobra decyzja. Kalari chyba nie jest dla mnie, za nisko i zbyt to się od Tai Chi różni fizycznie. Już nawet nie będę się tłumaczył plecami, które mi teraz przypomniały o swoim istnieniu. Czas chyba spojrzeć prawdzie w oczy – nie wszystko jest dla mnie dostępne. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Grupa AA to co innego, oni podobne wygibasy ćwiczą na co dzień… poza tym, wolę ryzykować ich kręgosłupami, niż własnym. A co?

wszystkie normalne zdjęcia pochodzą z FB Studia Kalari… nienormalne – sami wiecie

I chyba miałem rację, w każdym razie zobaczcie, co na temat zajęć (w swoim niepowtarzalnym stylu) napisał Adaś:

O Kalarippajattu dowiedziałem się po raz pierwszy ponad 20 lat temu za sprawą książki „Sztuki walki Wschodu” Petera Lewisa (kim on jest u licha? ;). W epoce przedinternetowej tego typu książki stanowiły księgę prawdy objawionej dla wielu ćwiczących wschodnie systemy walki wygłodniałych wiedzy. Oczywiście kilkustronicowy opis niewiele mi wyjaśnił, za to pobudził wyobraźnię. Ale nazwa pozostała na lata w głowie, niczym magiczne słowo-klucz.

pozycje siedmiu zwierząt dynamicznej jogi

„Połączenie chuojiao i jogi”- takiej analogii używa Asia. Coś w tym jest- istotnie niektóre pozycje i ruchy przypominają te z chuojiaofanzi czy jogi, ale czy w nowych systemach ruchowych nie dostrzegamy równie często analogii do tych form aktywności, które praktykujemy na co dzień?

niskie i niestypowe pozycje, to cecha charakterystyczna Kalari

Zdaniem Justyny – nauczycielki Kalari, która poprowadziła warsztat – ponoć adepci jogi uważają ten system za zbyt brutalny, a adepci sztuk walki za… zbyt łagodny. Czyli nikomu nie dogodzisz.  🙂

Chou jiao (tłum. brudna stopa)

Dla mnie największym wyzwaniem okazało się… ćwiczenie boso, a zwłaszcza – obracanie nagiej stopy po podłożu. W tradycyjnych Kalari (tej nazwy używa się zarówno do określenia systemu, jak i sali ćwiczeń) podłoże, to często zwyczajne klepisko, zatem ogień dobywający się spod podeszew, to chyba zjawisko na porządku dziennym. O ich barwie po zakończeniu treningu nie wspomnę ze względów obyczajowych. 😉

Jibengong, czyli nogamimachajtu

Trening zaczęliśmy od wymachów nogami w różnych płaszczyznach podczas chodzenia, które wprawdzie występują w wielu azjatyckich systemach walki, ale te kończą się z reguły… kaczką-karolinką (zainteresowanych odsyłam do nieoficjalnej encyklopedii chuojiaofanzi). Liczba powtórzeń każdej serii dowodzi, że adepci Kalari przywiązują wagę do tego, by się fizycznie zmęczyć.

na Bakalarskiej już nie takie rzeczy widziano – tym razem demonstracja pozycji słonia

Zabawy siedmiu zwierząt

Techniki odzwierzęce występują w wielu systemach walki wręcz, więc ich obecność w Kalarippajattu niespecjalnie mnie zaskoczyła. A jednak te z Kalari mają w sobie coś absorbującego (pomijając to, że są niezaprzeczalnie męczące). Po połączeniu ich w jedną sekwencję stanowią wyśmienite ćwiczenie rozwijające siłę, gibkość i płynność, które właściwie mogę polecić z czystym (jak koci ozorek) sumieniem każdemu, kto nie ma poważnych ograniczeń ruchowych.

Nie wiem, jak ćwiczy się zastosowania technik, ani jak wygląda sparring, no ale ten warsztat stanowił tylko koniuszek góry lodowej liźniętej kocim ozorkiem. 

Ogólne wrażenie z treningu – bardzo pozytywne (a może po prostu sięgnięcie po inne wzorce ruchowe podziałało odświeżająco?)

Ja, jak panisko, pojechałem na wykład. Justyny nigdy wcześniej nie widziałem, więc na wszelki słuczaj ogoliłem się dzień wcześniej. Może nie zostanę rozpoznany? Jak się później okazało, płonne były moje nadzieje.

Sam wykład rozpoczął się od prezentacji. Uch… duuużo niskich pozycji, dużo zmian na wysokie. Nogi przy tych zmianach pracują na najwyższych obrotach. Pozycje silne i zupełnie inne niż to, co widziałem do tej pory. Takie mocno wychylone do przodu, jakby przyczajone do skoku. Choć kilka elementów rozpoznałem… kopnięcia z Jibengongu — prawie takie same i gdzieś mi tam mignęła małpka — choć ja już chyba mam jakąś dewiację na punkcie tej techniki. Uwielbiam ją.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Ciekawy był pokaz technik z kijem. Pierwsza część solo — bardzo podobna do tego, co widziałem u ludzi praktykujących Gatkę (tych, których spotkaliśmy z Aśką w Łazienkach — tu można coś przeczytać), ale praktyka w parach była już konkretna i nawet „wyżymaczka” była robiona jak Pan Bóg przykazał. Po dźwięku uderzenia kija można było poznać, że siła uderzenia była konkretna. Tu nie chodzi tylko o hałas, tylko o taką specyficzną charakterystykę uderzenia.

Adaś próbuje doliczyć się wszystkich siedmiu zwierząt

Potem, kiedy prowadząca złapała już oddech, zaczęła się sesja pytań i odpowiedzi. Było o statusie kobiet w Kalari, o obrazie współczesnym. I tu niespodzianka, bo ponoć w Indiach, jeszcze niedawno, Kalari nie było znane poza Keralą (ojczyzną tej sztuki) – co obecnie już się trochę zmienia.

Było też trochę o specyfice treningu. Mnie udało się dopytać trochę o formy odzwierzęce, których jest tam dużo, o ich rolę i specyfikę. Justyna mogłaby opowiadać długo, widać, że na temacie się zna, a dzielenie się wiedzą, sprawia jej dużą przyjemność. Można powiedzieć, że trzeba było jej przerwać wywód, bo całe spotkanie przeciągnęło się aż do dwóch godzin.

Kalarippajattu

Po całej imprezie miałem okazję w końcu poznać ją osobiście. Na koniec zabawiliśmy się trochę w rekonstrukcję słynnej bajki „Masza i Niedźwiedź”. Ja, oczywiście, w roli niedźwiedzia, bo w tym duecie jestem wyraźnie lepiej przygotowany do mroźnej zimy.

Masza i Niedźwiedż czyli Justyna Rodzińska-Nair i KO

Przy okazji – kopalnią wiedzy o Kalari jest wspaniała książka Justyny Rodzińskiej-Nair pod tytułem „Kalarippajattu – holistyczna sztuka walki z Indii” do nabycia w dobrych księgarniach (czyli tu Taichipopolsku, FundacjaDantian). Mam dodatkowo jeden egzemplarz z autografem, jeśli komuś bardzo na nim zależy, to proszę o kontakt. Obowiązuje zasada: „Kto pierwszy, ten lepszy”.

dobra książka

PS. Naprawdę polecam Wam śledzić działalność Muzeum Azji i Pacyfiku, dzieje się tam mnóstwo ciekawych rzeczy.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


6 komentarzy do “Dynamiczna joga”

  1. Gdzieś w Kerali na Kalari mnich Karelę opierdali – Kalarepę mu zabrali.. Łamaniec językowy uczony początkujących w Kalaripajattu zgodnie z zasadą „zapomnij o walce, jeśli nie potrafisz pokonać wroga pyskówką” ;]

    Zaczynam wierzyć w to, że Bodhidharma, czy inny mnich przybyły z południa Indii, faktycznie mógł czegoś Chińczyków nauczyć. Buddyzmu nie licząc. Poza innymi podobieństwami, ta pozycja z ostatniego zdjęcia na ekranie ściennym występuje w formach Hop Ga / Xiajiaquan.

    BTW, chou (臭) znaczy śmierdzący, nie brudny.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz