Mistrzów dwóch

Brzmi to jak tytuł filmu. Z X muzą jednak ma to tyle wspólnego, że film jest naturalną konsekwencją fotografii, a będzie trochę o fotografowaniu.

Wrócę teraz pamięcią do ostatniego krakowskiego seminarium z mistrzem Yang Jwing Mingiem. Jest taki nieodzowny element wszystkich większych seminariów/zlotów/szkoleń czyli fotografia grupowa. To taki czas wyrwany z treningu, na który czeka pewna grupa trenujących, gdyż wtedy nie trzeba ćwiczyć, a można się obijać bez żadnych obaw, że zostanie się zauważonym. Na dokładkę teraz, kiedy aparaty fotograficzne są tanie i w związku z tym istnieje duża grupa osób, która odczuwa potrzebę posiadania takiego zdjęcia. W rezultacie siedzimy sobie na trybunach, a naprzeciwko nas leży niewielki stosik aparatów. Wśród nich miota się jedna osoba, która dała się wrobić w rolę fotografa. Najczęściej gubi się w masie sprzętu, z którego każdy obsługuje się nieco inaczej. Obecnie w dobie internetu można byłoby zrobić jedno zdjęcie, umieścić jest na necie i niech sobie każdy ściąga do woli.

Zdjęcie grupowe, to nie koniec sesji fotograficznej, bo potem następuje jeszcze etap zdjęć mniejszych grup regionalno-towarzyskich, a potem jeszcze zdjęć pojedynczych. Naprawdę trwa to długo. Mistrz zazwyczaj dzielnie znosi te zabiegi. Ot siedzi sobie i czeka, kiedy to się skończy. Może medytuje. Mnie zawsze jest głupio podejść, być jeszcze jednym, który się dosiada. W rezultacie nie mam takiego zdjęcia z mistrzem Yang Jwing Mingiem. Na afisz pchać się nie będę.

fotografia w starym stylu

Tym razem było jednak nieco inaczej. Pojawił się bowiem Marcin — sztukmistrz z Lublina. Fotograf, który wykonywał zdjęcie na wielkiej kamerze robiącej zdjęcia na szklanych płytach. Najpierw rozkładał aparat, potem wykonywał masę niemal magicznych czynności. Nakrywał się czarną płachtą, odkrywał obiektyw, przestawiał płyty. Trochę to trwało, ale warto było patrzeć. Wszystkim się podobało. Na koniec… dostał gromkie oklaski. Mistrzowi też się chyba podobało, bo po tym wszystkim pozował jeszcze do portretu. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć te odbitki.

P1010798
najpierw trzeba sprawdzić czy ktoś nie zakosił obiektywu…
mistrz Yang Jwing Ming
uwaga… tu wyleci ptaszek…
P1010799
peleryna niczym u zorro

Myślę sobie, że z treningiem sztuk walki jest trochę jak z tą fotografią. Przecież jeśli chcielibyśmy ćwiczyć coś dla zachowania sylwetki albo dla umiejętności walki, to istnieją dużo szybsze ścieżki rozwoju niż żmudne ćwiczenia sztuk walki, medytowanie i inne tego typu praktyki. My wybieramy Gong Fu, bo jest w tym magia. Oczywiście nie czary-mary – bo wszystko to można wytrenować, nie przychodzi to łatwo, ale przecież przez to jest cenniejsze. Bardziej cenimy to, co zdobyte z trudem niż to, co samo spada nam z nieba.

Yang Jwing Ming

Wrócę jeszcze do przykładu z fotografią. Kiedyś były one cenne, czytałem historie o ludziach, którzy w obliczu tragedii wojny ratowali z domu właśnie albumy z fotografiami jako coś, co nie może zaginąć. Z tym, że kiedyś fotografia nie była aż tak powszechna. Aparaty fotograficzne były drogie i rzadkie. Kiedy ktoś zdecydował się na fotografię, to ta miała coś upamiętniać. Zazwyczaj miała ona jakiś cel. Dużo rzadziej robiło się zdjęcie tylko po to, żeby sobie popstrykać. Nad zdjęciem trzeba było się zastanowić. Obecnie? Każdy z nas ma przy sobie co najmniej jeden aparat i to o wysokiej rozdzielczości. I możemy sobie pstrykać do woli. Tak jest też z naszym treningiem. Albo ciężko pracujemy, cyzelując każdy element, albo przychodzimy na salę i ćwiczymy mimochodem.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Tego pierwszego Wam i sobie życzę.

ps.

Yang Jwing Ming
może ktoś kiedyś podpisze tę fotkę jak w tytule? – choć sama myśl o tym chyba nadmiar pychy

3 komentarze do “Mistrzów dwóch”

  1. Man, that is hipsta! Jakby KO zaproponował YJM dagerotyp z sanshou, gdzie KO pozowałby „igłę na dnie morza” – jakieś 15 minut naświetlania- to śmiało mógłbyś podpisać „jak w tytule” 🙂

    Odpowiedz
  2. ciekawostka, dwoch facetow robi w starym stylu cos co mozna inaczej wykorzystujac doswiadczenie i wiedze pokolen, pytanie czy skorka warta wyprawki

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz