Tai Chi na psim polu

I nie będzie o tym jak w roku Pańskim 1109 woje Bolka III, zwanego Krzywoustym, rozwalili niemieckich wojowników o wspólną Europę. Nie, żadnej polityki. Otóż, my tu w Stolycy, również mamy swoje „Psie Pole”. A co? Nie będzie Żwirek mi tu psim chwostem machał. Może te nasze Psie Pole nie takie wielkie jak te wrocławskie, ale cóż, to jest pole na miarę naszych możliwości.

Skąd się to miejsce wzięło? Otóż, kiedy w 1981 sprowadziłem się na Yelonki, nie było tam nic, poza błotem. Zaraz za moim blokiem, rozpościerała się duża niezabudowana przestrzeń. Nic się nie dało tam postawić, bo przez środek biegła linia wysokiego napięcia. Nie był to park (jeszcze nie wtedy)… po prostu niezabudowany nieużytek pokryty gliniankami. Jeziorka były wylęgarnią komarów i kijanek. Z kijankami nie było problemu, choć czasami od rechotu żab nie dało się spać. Z komarami o dziwo też nie, bo na okolicznych blokach gniazdowało wtedy mnóstwo jaskółek i jerzyków, które skutecznie załatwiały problem.

psie pole

wiosna pełną parą

Potem zlikwidowali ptactwu możliwość budowania gniazd i przez kilka lat komary zjadały okolicznych mieszkańców. Gwałtowna rozbudowa osiedla spowodowała obniżenie się wód gruntowych, co skutecznie załatwiło komary i przy okazji niestety, żaby…

Ależem się rozpisał. Nazwa psie pole wzięła się oczywiście od tego, że było to takie miejsce, gdzie ludzie spacerowali z psami… ale miejsce to ma też swoją przeszłość militarną. A było to tak… Po jednej stronie pola bloki miały niebieską elewację, po drugiej stronie – brązową. I chłopaki z niebieskich bloków umówili się z chłopakami z brązowych na grupową solówkę. Było ich dobrze ponad setka, a ja mogłem obserwować to wszystko z okna — bo już za stary na takie zabawy byłem. Jeszcze dziś opowiada się legendy o tym dniu i o czynach bohaterskich, jakie wtedy się dokonały.

I tak… obecnie psie pole to już park. Krzewy, kwiaty, kolorowe drzewa. Wszędzie wytyczone alejki i mnóstwo instalacji: są miejsca do zawieszania hamaków, ruski gym, place zabaw, huśtawki, ławeczki. A na samym środku jebutny amfiteatr wystawili, na którym kiedyś odbyły się nawet zawody tańca brzucha. W lato, to nawet piwny ogórdek się pojawia. Choć to ostatnie, to żadna nowość, trochę piwa się tam w krzkach polało. Nie mniej jednak, obecnie to już w zasadzie nie jest park, to się robi miejski plac rekreacyjny.

dawniej glinianki

amiteatr

A skąd tytuł? Ano, młody mi kiedyś podesłał zdjęcie ćwiczących tam ludzi. Formę z szablą chyba robili, na styl Yang mi to wyglądało. Więc korzystając z tego, że akurat byłem na Yelonkach, pomyślałem sobie: „a nóż ich spotkam?”

Nic z tego jednak, to nie był dobry dzień. Mnóstwo ludzi spacerujących, pijących napoje na kocykach, dzieciaków na placach zabaw. Gwar i tłum. Niestety, prawda czasu — prawdą ekranu. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że świąteczne popołudnie, to nie jest dobry czas na poszukiwanie ćwiczących. Może w tygodniu jest lepiej? Dziś trening zahaczałby o ekshibicjonizm. Niniejszym pozdrawiam ćwiczących na psim polu, może jeszcze kiedyś będzie okazja?


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Na koniec zaświeciło mi jednak światełko nadziei… minęła mnie młoda dziewczyna ćwicząca jogging. Ech wiosna!

I tak, mało było o Tai Chi, a dużo wspomnień. Tak mnie naszło…

dziś cywilizacja

PS. Nawet nie sprawdziłem. Teraz wiem, że obecnie park nazywa sie „Park Górczewska”.

4 komentarze do “Tai Chi na psim polu”

  1. Psie pole jest jedno – i u nas mają tam całkiem niezłe sushi… ot znak czasu. A teraz nie z chwościkiem a częściej z włócznią biegam 😉

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz