Dobry ticzer… to nie bajka

fotoWiedza

Rzadko ostatnio mam okazję być na sali i ćwiczyć w grupie. Całe szczęście, że trochę nauczyłem się ćwiczyć sam. Może ten trening nie jest tak wartościowy jak ten pod opieką ticzera, ale ja go sobie wysoko cenię. Wszak cóż jest warta taka praktyka, w której jesteśmy uzależnieni od nauczyciela?

wiedza

Przecież wtedy wiedza, którą niby to gromadzimy, nie należy do nas, a my jesteśmy ino tylko fantomami prowadzącego ćwiczenia. Wyobrażam sobie, że nauczycielowi ciężko jest patrzeć jak człek robi wszystko po swojemu. Tak jak niektórym rodzicom ciężko jest patrzeć na usamodzielnianie się własnych dzieci.

Ale to nie o tym miało być… znów mi wena popłynęła..

Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się na treningu CJF, to był to dla mnie szok tak wielki, że przez większość czasu modliłem się, żeby to się jak najszybciej skończyło. I nie chodzi o to, że fizycznie przekraczało to moje możliwości, bo tak było. Ale przede wszystkim trafiłem wtedy na człowieka, od którego biła tak dużo pewność co do swoich metod i umiejętności, że aż budziło to we mnie obawę. O co? A o to, że jego słowa nijak nie pasowały do moich wyobrażeń i teorii. Bałem się po prostu o to, że dowiem się, że nic nie umiem i nic nie wiem. Tak bardzo, że nie pojawiłem się na CJF przez następne dwa chyba lata.

Wtedy, na tym pierwszym treningu, Marek wziął mnie na na stronę i pokazał pewną rzecz. Potraktowałem ją wtedy niemal jak Magię i to właśnie przez duże M. Nie ważne co to było, ale zaprawdę powiadam wam, robiło wrażenie. Tak wtedy to odbierałem. Baaardzo chciałem zrozumieć co i jak.

Na ostatnim treningu robiliśmy pewne ćwiczenie i zrozumiałem, że to jest właśnie to, co mnie zachwyciło tyle lat temu. I że ja już to umiem. Nie w takim stopniu jak mój nauczyciel, nie tak dobrze, ale ja – teraźniejszy, bez problemu bym nakopał temu mnie w przeszłości . Choć tamten był młodszy i rzadziej w aptece bywał.

Dobry ticzer

Wiedza_to_Pot[e]ga Dobry ticzer

Najlepsze jest to, że Marek mnie tej techniki jakoś specjalnie nie uczył i nie opisywał jej. Po prostu pokazał ćwiczenie (mało podobne do demonstracji zresztą).

Tak właśnie nauczyłem się, że dobry nauczyciel nie uczy jakiś konkretnych umiejętności, trików, sztuczek. On uczy nas metod, które do wiedzy mają doprowadzić. Więc jeśli ktoś wam opowiada co macie poczuć w jakimś konkretnym ćwiczeniu i do jakiego efektu doprowadzić, to qrcze to nie do końca chyba tak ma być.

zdobywanie wiedzy zajmuje nam niekiedy całe życie


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Dobry nauczyciel wie jak człowieka nakierować na efekt, jak go wspomóc w drodze do celu i to jest piękne… Piękne, bo właśnie to powoduje, że ta wiedze należy do nas a nie jest tylko odtwarzaniem czyiś wyobrażeń…

10 komentarzy do “Dobry ticzer… to nie bajka”

  1. „Wtedy, na tym pierwszym treningu, Marek wziął mnie na na stronę i pokazał pewną rzecz, którą to w owym czasie potraktowałem niemal jak Magię i to właśnie przez duże M.”

    Mam nadzieję, że nie złapał KO za włosy i nie uderzył z całej siły w splot słoneczny, mówiąc: „dimmak – lesson one..” 😉

    Dobry wpis. Cieszę się, że KO czuje, że się rozwija.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz