W ostatnią sobotę we Wawie szalał Rafał. I nie chodzi tu o wiatr ze wschodu tylko o instruktora YMAA z północy.
Rafał Szulkowski to instruktor z Gdańska. Człowiek instytucja. 4-ty stopień w Taiji, 9-ty stopień Shaolin, choć u niego na stronie jak byk stoi, że ósmy. Ja natomiast głowę dam, że dziś na spodniach miał naszyty 9-ty level. Przyjeżdża średnio raz na miesiąc do Warszawy na seminaria. Dziś zrobił podstawy kija, Qin Na, a na koniec poganiał niewielką grupkę warszawskich Shaolinowców. Na kiju był jeszcze Armenio, nasz polski Portugalczyk z Krakowa, ale zdążyłem się tylko z nim przywitać, bo już wracał do siebie (do Krakowa).
Trening Qin Na
Z materiału, który oferował dziś Rafał wybrałem sobie Qin Na. Czyli w uproszczeniu – dźwignie. Niby mistrz Yang Jing Ming w jednej ze swoich książek napisał, że są cztery kategorie Qin Na (dźwignie, duszenia, naciski na punkty witalne oraz zatrzymywania krążenia krwi i Qi), ale w zasadzie spotkałem się tylko z nauczaniem tego pierwszego czyli dźwigni. Nawet na egzaminach duszenia nie są chyba mile widziane. A szkoda, bo ja lubię duszenia (już widzę co się dzieje w głowach niektórych moich kolegów). Nauka Qin Na to wałkowanie w kółko kilkunastu dźwigni (na pierwszy stopień jest zaledwie 21 technik). Najlepiej robić to z dużą ilością partnerów. Każdy jest inaczej zbudowany, inaczej rozciągnięty, ma inny próg bólu…

Dziś ćwiczyliśmy chyba ze sześć podstawowych technik na nadgarstek i łokieć. Niby są proste, ale za każdym razem uczę się o nich więcej. Za każdym razem staramy się, jeszcze bardziej dopieszczać wykonywane techniki. Mam wrażenie, że jak w końcu załapię dobrze zasadę, to inne Qin Na będą mi łatwiej przychodziły. Szkoda tylko, że nie pamiętam ich nazw. Kiedyś tam mam zamiar zdawać egzamin certyfikujący wiedzę z Qin Na a tam nazwy technik trzeba znać.
Polecam każdemu ćwiczenie Qin Na, bo to i zdrowe, i fajne. Pod warunkiem, że mamy dobrego partnera, który nie szarpie i nie próbuje nam połamać rąk. To dobre jest na stawy i ścięgna 🙂 pod warunkiem, że jest robione łagodnie i bez gwałtownych zmian.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Z ciekawostek.
Rafał pokazywał, że wg. niego każdą technikę powinniśmy rozpoczynać kopnięciem w piszczel, albo szokerem na twarz. Szkoda, że nie robimy, choć z drugiej strony, to może zbytnio nakręciłoby początkujących, którzy i tak lubią się szarpać. A tu o kontuzję wcale nie jest trudno.
Druga ciekawostka. Rafał pokazywał zastosowania prostych dźwigni na nadgarstki i łokcie w parterze, zarówno po stronie broniącego się jaki i atakującego w dosiadzie. Wygląda bez sensu, ale nie tak dawno uczyłem się wychodzenia z dosiadu przy pomocy takiej trójkątnej dźwigni na łokieć. Więc może nie jest to takie złe.
Duszenie gilotynowe ulubioną techniką KO – dobrze wiedzieć ;). Wbrew pozorom wcale nie takie proste jakby się mogło zdawać 🙂