Tai Chi w cieniu Świętej Wieży

W ciepły, majowy weekend wylądowałem w … chwila na mały konkurs… (kto słuchał Muńka, ten pewnie wie)… tak, tak, wylądowałem w Częstochowie. Wyjazd w zasadzie nie treningowy, towarzyszyłem mojej mamie. Po porannym zwiedzaniu ulokowaliśmy się w hotelu i wyszliśmy na miasto.

W Częstochowie znam tylko jednego człowieka ćwiczącego Tai Chi. To Marek (jego internetowa ksywa, to Marek G). Praktyk z kiokushinkowym backgroundem. Pierwsze swoje szlify miękkiego boksu zdobywał w szkole Złotego Kopca Tomasza Nowakowskiego (nie mylić z Tomkiem Nowakowskim), obecnie wspomaga się ćwiczeniem stylów Yang i Hao. Czyli, w zasadzie, tak jak lubię. Dobrego Tai Chi w Polsce jest tak mało, że jeśli szukamy w tym własnego zrozumienia, to trzeba mieszać. I nie mówię tylko o odtwarzaniu kilku, pochodzących z różnych przekazów, form, ale o rozkminianiu.

perspektywa z punktu widzenia Szwedów
widok od strony Kmicica

Jak już jestem w nowym miejscu, to szukam parku do treningu. Marek miał być tu moim przewodnikiem, ale okazało się, że znalezienie ładnego kawałka trawnika w okolicach częstochowskiego sanktuarium nie jest wielkim problemem. Nasz wybór (a w zasadzie Marka), padł na zabytkowy Park 3-ego Maja. To jeden z dwóch parków podjasnogórskich (tak, jest taka dzielnica w Częstochowie), których początki datują się na koniec XIX wieku. Parki są w zasadzie bliźniaczo podobne, przypominają swoim kształtem nerki, przedzielone szeroką aleją prowadzącą do klasztoru. Prawdopodobnie gdzieś tu stała ta kolubryna, którą to Kmicic jako Babinicz (ten od „Jędruś, ja Twych ran całować niegodna”) wysadził.

Szwedzi z Częstochowy wyjechali już jakiś czas temu. Jeden się jakiś zaplątał i gra w miejscowym Rakowie, dla niepoznaki – jako pomocnik. A przecież według Sienkiewicza, to byli napastnicy… Komu tu wierzyć?

Wróćmy do częstochowskich zieleńców. Parki są i na dokładkę pełne starych, ponad stuletnich drzew. Pod jednym z nich poćwiczyliśmy z Markiem Tai Chi. Nie za długo, bo w zasadzie większość czasu przegadaliśmy. Było o czym, w sierpniu obaj wybieramy się do Chin… do Guangfu. Nie wspominałem do tej pory, żeby nie zapeszyć… W 2020 też się razem z Danusią wybierałem, mieliśmy już bilety, rezerwacje i stało się to, co się stało. Teraz staram się o tym za bardzo nie myśleć. Nie mniej jednak było o czym gadać. Co zabrać: jakie buty, jakie barwy na t-shirtach, podwawelska czy podsuszana… żarcik, to oczywiście najmniej ważne.

jeden z zabytkowych dębów szypułkowych (ponad 3 metry obwodu)

I znów odbiegłem od tematu. Częstochowskie parki — fajne miejsce do treningów. Pomimo, że znajdują się na zboczu Jasnej Góry, jest tam sporo płaskich przestrzeni z ładnymi trawnikami. Mogliśmy spokojnie wykonać kilka „powolnych ruchów”. Ziemia się nie rozstąpiła, siarka nie wyciekła i żadne trąby nie zagrały. Nikt też nas kłonicami nie pogonił. Choć pewnie na stadionie Rakowa dałoby się wyczuć niewielkie gniewne wibracje. Ostatecznie zagęszczenie legionistów na metr kwadratowy wyraźnie się podniosło. Tam, gdzie ćwiczyliśmy, w tle, słychać było tylko jakieś oazowe gitary i śpiew ptaków. Jest tu zatem gdzie ćwiczyć. Jeśli ktoś miałby ochotę – szukajcie aż znajdziecie.

potreningowe selfie

Co prawda, nie widziałem nikogo kto by jeszcze ćwiczył, ale może taki czas? Parki były pełne spacerując gości komunijnych imprez. Ciekawe jak to wygląda w dzień meczowy, bo Częstochowa to mocny ośrodek sportowy. Jest tu piłka obónóżkopana, żużel i siatkówka. W zasadzie większa różnorodność niż w Wawie.

ani nie Pole, ani Mokotowskie, ale jest spoko

Przejdę się jeszcze wieczorkiem, zobaczymy.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Dopisek wieczorny – cisza i spokój.

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz