W sobotę warszawski oddział YMAA zorganizował seminarium z Robertem Wąsem. Capo di tutti Capi wszystkich polskich instruktorów spod znaku YMAA. Tak więc o 10 rano zameldowałem się na sali. Takie seminaria ściągają ludzi z różnych oddziałów naszej organizacji. To fajny czas, by poćwiczyć i małe wydarzenie towarzyskie. Tym razem zjechali ludzie z Lublina, Białego Stoku, Łodzi i Gdańska.
Trening był podzielony na dwie części. Pierwsza część, poranna, poświęcona była centrowaniu. Tematem drugiej były zastosowania. Na koniec, korzystając z obecności Roberta, odbyły się jeszcze egzaminy.
Część pierwsza – Centrowanie
Miało być o centrowaniu, ale u Roberta zawsze się można spodziewać tego, że będzie jeszcze coś. Tym razem był też Fa Jing. Ćwiczenia Fa Jing oparte były o trening Qi Gong Białego Żurawia. Ja akurat tego Qi Gongu dużo nie ćwiczyłem, on mnie jakoś omijał. Nie mniej jednak sposób w jaki ćwiczyłem do tej pory, jest podobny do tego. Niektórych to dziwi dlaczego ćwiczący Taiji korzystają z Qi Gongu Białego Żurawia. Nie powinno. Mistrz Yang Jwing Ming jest cenionym nauczycielem Białego Żurawia – nic więc dziwnego, że metody tego stylu przenikają do Taiji. I, w przeciwieństwie do tego co twierdzą niektórzy, nic w tym złego. Brakowało mi w tym tylko ćwiczenia Qi Gongu dzwonu, który, wg. mnie, wspaniale uzupełnia pokazane ćwiczenia.
Potem przeszliśmy już do właściwego tematu zająć. Choć byłoby nadużyciem stwierdzenie że, nauka jingu nie ma nic wspólnego z centrowaniem.
Centrowanie to trudny temat. Przede wszystkim złe jest podejście trenujących do tej praktyki. Ale o tym staram się pisać w odrębnych tekstach (inne teksty o centrowaniu). Dziś było dużo o rozluźnieniu i jego roli w ćwiczeniu. Wszystko to było poparte dużą ilością ćwiczeń w parach. Co chwila z różnych stron sali słychać było głosy „ooo tu wcale nie potrzeba dużo siły”(chyba powtarzałem to od dawna…). Mam nadzieję, że choć kilka osób teraz zmieni swój stosunek do centrowania.
W przerwie poszliśmy sobie do baru mlecznego na obiad. Dyskutując po drodze o tym, kto w przyszłym sezonie sięgnie po koronę mistrza Polski w piłce nożnej, oczywiście po tym jak rozwiązaliśmy tajemnicę zaginionych klasyk Taiji.
Część druga – Zastosowania
Zastosowania w Taiji, to temat rzeka, warte jest oddzielnego wpisu, więc dziś będzie tylko po łebkach. Zastosowania były ćwiczone w dość nietypowy sposób. Zazwyczaj była to akcja z centrowania lub z pchających dłoni, co zawsze było niemiłosiernie krytykowane. Przedmiotem krytyki było to, że partner działa tu raczej jako elastyczny manekin. Jak już pisałem, tym razem było inaczej.
Zaczęliśmy od neutralizacji niskiego kopnięcia przy pomocy ściągnięcia w pierwszym tempie. W drugim tempie obrona uderzenia na splot, z tego wyprowadzaliśmy kontrę. Podobało mi się, bo to jest trening jaki lubię. Było dużo o ukrywaniu kopnięcia pod ruchem ręki (granie na harfie), obronie przed kopnięciem przednią nogą (ściągnięcie) i tylną nogą (pchnięcie An), obronie przed ciosem (ściągnięcie, omiatanie kolana) i kontrze (0miatanie kolana, granie na harfie). Na filmiku mała próbka.
Trochę mi Arek zmasakrował nogi. Okazało się, że neutralizacja kopnięć na piszczel, kiedy jest się nieomal w zwarciu, wymaga ode mnie jeszcze trochę pracy. No i przyznam się, że dużo lepiej zamiast wymiany rąk, typowej dla „grania na harfie”, wychodzi mi podbicie rąk z CJF. Ale jedno i drugie to zmiana rąk, więc może jestem zbyt konserwatywny? W każdym razie fajny był to trening. Miałem do tej pory trochę wyrzutów sumienia preferując właśnie taki sposób trenowania zastosowań, ale teraz czuję się rozgrzeszony.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Część trzecia – Egzaminy
Po wszystkim odbyły się egzaminy, na których przyznaje się bez bicia, nie zostałem do końca. Obejrzałem udany egzamin z Shaolinu (gratulacje Dorota jeśli to czytasz) oraz kilka wykonań pierwszej części formy i korzystając z tego że Arek, Ewa i Basia zbierali się do Białego Stoku zjechałem do domu. Zrobię za karę kilka pompek więcej.
I to na tyle…
Grono Słuchaczek wydaje się bardzo zasłuchane. 🙂
W kwestii technicznej: czy na klipie kopiący poluje na dalszą nogę i jeśli tak, to czemu? 🙂
oczywiści że na przednią… to tylko tak wygląda jeśli kopiesz stoisz przez chwilę na jednej nodze, jeśli wtedy dostaniesz ściągnięcie to walisz się lekko do przodu i stąd takie wrażenie.
Rozumiem. Czyli ściągnięcie musi być i szybkie i tricky. Dzięki za wyjaśnienie, Mądry Pando. 🙂
Nie wiem jak z kopnieciem, zwłaszcza tego typu, ale podobne rozwiazanie działa nawet wtedy kiedy sciągasz kogos i ten musi zrobic krok do przodu, co wykorzystujesz na sciecie 🙂
Jasne, ale szczerze mówiąc, tutaj ściągnięcie zdaje się występować już po przekroczeniu linii przedniej nogi Roberta, więc albo nie było kopnięcia na tę nogę, albo jakieś subtelne siły działają już na wcześniejszym etapie, a ja ich nie widzę. Pewnie pokazać 100 razy łatwiej niż opisać.
Opisać to ciężko… Ale faktycznie jest tak, że można wyłapać kopnięcie na fazie wznoszącej się nogi. Efekt który zauważyłeś mógł wyniknąć z bałaganu. Zauważyłem to u siebie. Jeśli po pierwszym kopnięciu zostałem ściągnięty i noga wylądowała na ziemi to nie zawsze cofałem ją do pozycji wyjściowej. Choć w zasadzie w ćwiczeniu nie chodzi o to żeby kopnąć cel (bo od tego mamy drzewa na przykład) ale żeby dać kopanemu możliwość poczucia tego napięcia towarzyszącemu uniesieniu nogi kopiącego.
Ale masz racje trzeba ćwiczenia zbliżać do realu. Następnym razem będę zwracał na to baczniejszą uwagę.
i będę miał ochraniacze bo kilka upierdliwie bolących kopnięć na piszczel zebrałem.
Być może rutyna treningowa wzięła górę. Skoro jednak zebrałeś trochę na piszczel, znaczy się, że dobrze ćwiczyliście przez większość czasu. 😉
KO – miałem już wczesniej zapytać czy pisanie nazwy miasta Biały Stok to jakis wyraz wtajemniczenia w tubylcze arkana, czy po prostu pomyłka :)?
Nie to tylko takie moje widzimniesię
Co jest pomyłką, a co nią nie jest, jest rzeczą umowną. 🙂 U KO związek determinacji leżący u źródła nazwy jest jeszcze na tyle żywy, że pisze oba człony oddzielnie. 🙂
„Co jest pomyłką, a co nią nie jest, jest rzeczą umowną” – que?
No, że nie zawsze musisz dzwonić do Miodka się pytać, czy tak można. Że (chyba nie wolno zaczynać zdania od 'że’) jak napiszesz „wyciągnąłem gazetę z pod dupy” to ja się nie będę spinał, że „spod” powinno być. Bo niby dlaczego powinno? Bo sobie komisja ustaliła. Spoko. 🙂
Dobrze już – nie bij, najpewniej odniosłem się do innej umowy jezykowej :P. Czyli jednak chodzi o wiedzę tajemną 🙂