Zastosowania to temat rzeka. Pełna meandrów, bystrzy i mielizn. My, jesteśmy jak ryby płynące pod prąd. Napotykamy na progi, przez które przechodzą tylko te najsilniejsze egzemplarze. Reszta zostaje w pułapce.
Zastosowania to rodzaj ćwiczenia, który jest krytykowany przez wielu. I co najgorsze, nie tylko przez naszych antagonistów, ale często i przez nasze własne środowisko. Sam słyszałem, jak w czasie wykładu mistrza Yang Jwing Minga dwóch (na szczęście już byłych) YMAAstruktorów mówiło, że to wszystko statyczne, sztuczne i w sytuacjach dynamicznych się nie sprawdzi. Tak w ogóle byli zdegustowani na maksa. Stałem akurat za ich plecami i nie sposób było nie słyszeć. Sorry chłopaki (jeśli czytacie, choć mam nadzieję, że nie należycie do grona moich czytelników) to „gupie” było, co najmniej.
zastosowania – aplikacje
Tylko że… Cóż, mieli racje i że statyczne, i że sztuczne, i że się nie sprawdzi w sytuacjach dynamicznych. Na dowód tego zobaczcie reklamówkę płyty mistrza, na której omawia właśnie to co nazywamy zastosowaniami.
Jak widać robi to płynnie, ładnie i jakoś tak lekko, bez wysiłku. Ale jego przeciwnik nie stoi w gardzie, nie próbuje uderzyć, zmienić dystansu. Czyli co? Zastosowania do d… są. Na pewno są nieskuteczne. To znaczy to nie tak, że kopniak w krocze nie zadziała deprymująco na napastnika. Albo uderzenie w splot. Kiedyś na boisku dostałem piłką w splot – zatkało mnie na dobre kilkanaście sekund. To czas wystarczający do tego, żeby odskoczyć lub zatłuc – więc działa.
Więc co jest z tymi zastosowaniami? Po co ta szopka? Napiszę teraz rzecz tak oczywistą, że aż zastanawiałem się czy to w ogóle napisać.
„Zastosowania nie służą do nauki walki, a do lepszego zrozumienia formy, które to znów (pod warunkiem praktykowania treningu sparingu) może poprawić nasze umiejętności walki”.
Jak to działa?
Skomplikowane? Nie… To forma jest skomplikowana, pełną możliwości na różnych swoich poziomach zrozumienia. Jeśli ktoś nie próbuje zastosowań, to jak ma zrozumieć formę? Nie jest problemem zapamiętać formę jako układ choreograficzny. Jeśli jeszcze ktoś ma pamięć ruchową, może nawet zapamiętać ich dużo, nawet z kilku stylów. Coś z tego wynika? Nic… To jest puste. Doskonale widać, kiedy ktoś jest odtwórcą ruchu, a kiedy go rozumie. Kiedyś się na tym złapałem, że nawet najładniejsze wykonanie pięknego powolnego ruchu to nic z porównaniu oglądaniem osoby, która czuję po co ten ruch robi. Po czym można to poznać? A bo ja wiem… Można i już. Jest coś takiego „pod skórą”. Czy umiem to rozpoznać? Nie chwaląc się czynię to (że tak, trawersując pana Zagłobę, powiem i pewnie jak to u pana Zagłoby jest w tym dużo pychy i samochwalstwa), ale nadal często się mylę.
Niby nie jest to trudne. Wystarczy sobie kupić prezentowaną wyżej płytkę. Obejrzeć, nauczyć się, zdać i mieć nowiuteńkie paski na gatkach. Niestety nie. Ta płyta to tylko inspiracja. Pokazuje, gdzie się otwiera miejsce do uderzenia, która noga pozwala kopnąć, jak mają pracować ręce, gdzie otworzyć, a gdzie zamknąć. Wszyscy od tego zaczynają, ale potem widać to na egzaminach. Zastosowania są sztampowe (przecież komisja też te DVD widziała) i wystarczy, że poprosi, żeby pokazać coś innego i już problem.
jak ćwiczyć?
Pamiętam, że do pierwszego egzaminu przygotowywałem się właśnie w ten sposób. Zapamiętałem po cztery zastosowania do każdego ruchu z pierwszej części formy plus zastosowania rezerwowe, jakby komisja chciała mnie sprawdzić. To jest circa’a’bałt chyba czternaście ruchów razy cztery zastosowania (kopnięcie, rzut, Qin Na i uderzenie) co daje pięćdziesiąt dwa zastosowania plus około 50% zastosowań rezerwowych, w sumie siedemdziesiąt osiem zastosowań. DUUUUŻO. Rezultat był taki, że na treningu robiliśmy każde zastosowanie raz, a i tak nie udawało mi się przerobić całej pierwszej części. Egzamin co prawda, zdałem ale zadowolony nie byłem, mistrz też nie za bardzo. Powiedział: „Idee rozumiem, ale wykonania nie”. Mam nawet jakiś film z tego wydarzenia, ale wstydzę się go pokazywać. Żenua zupełne.
Nie tędy droga. Później to zrozumiałem, jak próbowałem z kumplami ćwiczyć te zastosowania. Zacząłem je łączyć w grupy i analizować, czym się między sobą różnią. Np. „omiatanie kolana” i „uderzenie pięścią z góry” da się je „oblecieć” tymi samymi zastosowaniami, z drobnymi modyfikacjami. Jeśli zrozumiemy, na czym te modyfikacje polegają – zrozumiemy formę. Tak samo „granie na harfie” i „ciasne zapieczętowanie” oraz „wróbel w prawo” i „odparowanie”. Taki sposób ćwiczenia powoduje, że każde rozwiązanie ćwiczy się większą ilość razy i zaczyna się zwracać większą uwagę na szczegóły, a to znów się przekłada się na ćwiczenie formy. To jest samonapędzająca się spirala. Ćwicząc zastosowania, lepiej rozumiałem formę, a w formie widziałem coraz więcej zastosowań. Zaczyna się zauważać kierunki siły, płaszczyzny i ich przemiany. Trzeba było tylko (albo aż) zmienić sposób myślenia o praktyce zastosowań.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
jak ćwiczyć?
Czy ten tekst co zmieni? Jestem pewien, że nie. I ja uczyłem się zastosowań na pamięć, potem obserwowałem jak ludzie robią samo. I teraz jestem pewien, że nadal tak jest. Nawet jeśli komuś o tym mówię, to mam wrażenie, że mi nie wierzy i dalej robi swoje. Widocznie każdy musi przejść tę ścieżkę w sposób naturalny.
żart tygodnia…
Problem w tym, że kiedyś w wielu tzw sekcjach kung-fu widoczne były dwa podejścia: 1) zastosowania, to sposób na walkę kung-fu; 2) zastosowania sobie (wypada parę znać) a walka to napierdalanka. Jak ćwiczysz same zastosowania na zasadzie: jak on uderza prawym prostym na twarz, to ja schodzę lewą nogą po skosie i.. to wiadomo, że nic z tego nie będzie. Z drugiej strony robienie sparingów w zupełnym oderwaniu od reszty treningu (minus yoko;) też bez sensu. Moim zdaniem nieodzowny jest trening zmiany decyzji i sparingów zadaniowych ALE one też ch..a dadzą, jak nie będziesz miał tych nieszczęsnych zastosowań w kościach. Znaczy się przerobionych do znudzenia w tysiącu kombinacji (nie że na pamięć) z różnymi ludźmi. NIe raz na 3 miesiące zrobimy po 5 razy na stronę i już. Hong potwierdził. Możesz mieć nie wiem jakie wuxing, bystrość, inteligencję, ale przed tym nie uciekniesz – musisz ćwiczyć w parach. Na treningu, ale i poza (a nawet zwłaszcza poza). Reasumując – zastosowania są „sibande” (drętwe, sztywne i skostniałe) ale by je ożywić trzeba przez nie przejść.
A no i nie mówię o zastosowaniach tasiemcowych: blokujesz, uderzasz, zakładasz dźwignię na nadgarstek, uderzasz w krtań, podcinasz, obalasz, zmieniasz dźwignię na łokieć i powtarzasz ;p
Zgadzam się w większości, Ani wariant 1 ani 2 nie ma sensu i nawet nie chciałbym brać w czymś takim udziału.
Jednak mam wrażenie, że czasami chcemy osiągnąć zbyt dużo jednocześnie. Zastosowanie które pozwala nam zrozumieć to sekwencję, rozłożenie jej na czynniki nie koniecznie musi być do końca bojowe. Nawet nie powinno. Trudno mi o tym napisać tak na szybko jeśli będziesz dziś to spróbuję objaśnić i pokazać.
Walka – po pierwsze jak się tym zająłeś po trzydziestce to ZAPOMNIJ, Jak dla mnie to jest kwestia psychiki. Tego nie dadzą Ci nawet treningi w parach, a właściwie da Ci tylko tego namiastkę. Nawet u Honga nie widziałem takich praktyk – ale wszak nie widziałem wszystkiego lub najzwyczajniej w świecie ślepy jestem
Jedyne co kojarzę to jak tego Sistiemowca kilkanaście lat temu. Ktoś się go o taki trening spytał to opowiedział trochę i jednocześnie zaznaczył, że tak naprawdę to nie dla zwykłych ludzi jest bo to na tyle „ryje psychę” że potem już się nie jest takim samym człowiekiem. I ja mu wierzę. Ale nie będę wyprzedzał…. to miało być w part II.
ooo i jeszcze coś podobnego opowiadał mi Fiodor jak z nim na Tajwanie gadałem i nawet pokazywał – ale w jego opowieści było to bardzo zakamuflowane.
Za dużo naraz KO poruszył :] Elastyczność reakcji na akcje sparing partnera, dokonywanie dobrych wyborów czasie rzeczywistym, zgodnie z wytycznymi stylu, to jedno (wystarczająco trudne). Walka na ulicy (przepraszam;) to jeszcze co innego. Ja bym zaczął od tego pierwszego. Najpierw :miej kungfu”! Z drugiej strony zupełnie nie rozumiem tego dołującego. samoograniczającego podejścia: jak zacząłeś po 30- ce, jak nie masz psychiki do zabijania, jak.. Bullshit! Oczywiście, że mamy ograniczenia i są to ograniczenia trudne lub czasem niemożliwe do przełamania, ale ustawianie się z góry w pozycji pierdoły saskiej ogranicza Cię na 100%. Kumbwa. Jak sobie powiesz, że zawsze będziesz ch..y, to taki będziesz. Ćwiczyć trzeba jak najlepiej (najmądrzej) i co będzie, to będzie. Nie ma co gdybać,
Co do tego, co widziałeś na treningach Honga, to nie jesteś ślepy, ale co on biedny ma zrobić przez 2 tygodnie pobytu raz na 3 lata? Co zresztą ma jeszcze powiedzieć i pokazać? Ile osób robi poprawnie jibengong? Poza Markiem nikt nie ćwiczy tego nieszczęsnego chuojiao na serio. Od powtarzania do znudzenia, próbowania, wdrażania itp masz (powinieneś mieć) kolegów poza treningiem. Ile razy ćwiczyłeś z Adasiem podwójne podcięcie z przeskokiem (tengkong chatui) z Adasiem od 2011 roku, kiedy HZT Was tego nauczył? To jest nasz chleb i masło. Tak jak Ki Bo Bae oddaje tygodniowo, nie wiem, 3 tyś. strzałów (będąc już mistrzynią olimpijską!) tak chuojiaowiec musi robić poprawne chatui na pierdylion różnych wariantach, tak jak modliszkowiec powinien być zrobić (zrobić, nie pokazać) gouloucai – Yu Tiancheng robił 😉
Dobry przykład dałeś… to wycięcie – ani razu nie zrobiłem go na treningu ani poza nim. Więcej. Mam problemy że zrobić wycięcie w symbolu Tai Chi po kole Bagua z materiału YMAA na 4 level. Po jednym kontakcie muszę przestać po kilku musiałbym zdejmować podkolanówki razem ze skórą.
Nie twierdzę że zawsze będę (jak to powiedziałeś) choć coraz trudniej mi wstać rano do arbajtu. Wierzę w to, że w każdym dniu praktyki (ależ to zabrzmiało) staję się lepszy. Ale mam świadomość miejsca w którym wystartowałem. Wiem też że nie ćwiczę mądrze bo za dużo różnych rzeczy próbuję ogarniać.Sprawia mi to jednak dużo radości której potrzebuje.
Z tymi ograniczeniami jest tak jak z nauką padów. Każdy trener Judo Ci to powie że najlepiej jest padów uczyć dzieciaka, bo on jeszcze nie ma w sobie strachu (ja mówię że jest mu łatwiej bo ma bliżej do ziemi) i łatwiej jest mu czerpać z tego radość. W przypadku dorosłego jest już inaczej on więcej myśli co przy padach jest niewskazane. Tego nie przeskoczysz.
OK powiesz, że brak obicia w przedszkolu (w tym że ja to się tam sporo szarpałem) nie przeszkadza mi dobrze zacisnąć pięści. Może jednak brak udzielania się w np. kibolskich ustawkach powoduje że podświadomie nie widzimy sensu zaciskania pięści? Brak nam tego ducha. Szukam tego ducha w sobie, i jak na razie mam wrażenie że bezskutecznie.
To qrcze nie jest tak że ja olewam Jibengong… staram się pracować nad tym co Marek (i ty) mi mówi. Rozpierać rękami na boki, nie patrzeć w dół, głową naciskać do przodu siłę brać z ruchu, prostować kolana – ogólnie pokazać ducha albo nieodwodzić lewego łokcia przy mandarynce… ech nie umiem tego opisać.
Taijiquan to sztuka walki, jeśli chcesz umieć walczyć, to musisz to wyćwiczyć. Nie przyjdzie samo po 10 000 formy czy kolejnej godzinie stania jak słup. Nie ma nic złego w pamięciowym uczeniu się zastosowań, tak jak nie ma nic złego w pamięciowym uczeniu się formy, pod warunkiem że na tym się nie zatrzymujemy. Na początku partner „uderza” w sposób określony my wykonujemy technikę też w sposób określony. Często te techniki nawet nie reagują na siebie, po prostu się je wykonuje. Chcemy to rozwinąć? proszę bardzo, partner zmienia siłe, szybkość, wysokość techniki i w dodatku nie poddaje się tak po prostu naszym działaniom. Gdy musimy się zetknąć z takimi zmiennymi pamięciowe nauczanie musi pójść w kąt. Musi pojawić się zrozumienie i czucie. Ciało i umysł ma zareagować adekwatnie a nie w sposób wyuczony. I tak jak napisał iuzhizi, kolejne 10 000 powtórzeń ale na zupełnie innym poziome.
Powiśmy się zastanowić co chcemy ćwiczyć. Walkę,skuteczność, – to co my robimy na sztukach walki.Z tą metodyką która jest teraz i z tą materią ludzką którą mamy na salach to fajterów z nas nie będzie ani konwojentów karawan przez pustynie. Nie chcę z tym tematem wybiegać do przodu bo za jakiś czas puszczę drugą część.
Fajter, ochroniarz karawan.. Rób dobrze, co masz robić. W przypadku kung-fu trenuj madrze i solidnie. Hong powiedział „nie każdy musi się bic, ale każdy ma wiedzieć” AK napisał (czy cytował): „trenujesz dla zdrowia? Trenuj jak do wałki – najwięcej wyciągniesz” Moim zdaniem za dużo założeń za mało treningu, albo treningu z pomyślunkiem. Czekam na 2 cz. 🙂
Bardzo dobry artykuł….niestety odwieczny problem tradycyjnych sztuk walki, że to co w formach nie działa w sparingu….moim skromnym zdaniem własnie zadaniówki (czyli sparingi zadaniowe) są dobre pod warunkiem, ze sparing-partner nie stoi jak słup tylko jest aktywny porusza sie i utrudnia wykonanie techniki. Natomiast My próbujemy zastosować technikę z formy, ale też tylko jedną żeby to nie były jak napisał jiuzhizi tzw zastosowania tasiemcowe bo to na pewno nie wyjdzie….fajnie, ze ten temat poruszyłeś i że ten artykuł ma nazwę „Zastosowania part I” bo jest szansa na part II….czekam niecierpliwie na drugą część…temat super
Dzięki…
Tą aktywność Uke trzeba jakoś dawkować. Od biernego przez aktywno/przyjacielskiego do aktywnie wrogiego. Stosowanie zastosowań do całych technik też jest mało fighterskie bo takie coś nie działa na 100%.
W następnym tekście chciałem napisać cokolwiek na temat różnicy i podobieństw pomiędzy zastosowaniami a nauką sparingu.
Fajnie czekam już na drugą część….może napiszesz też dwa słowa o znaczeniu psychiki we wprowadzaniu zastosowań w życie (czyli do walki) jakie jest Twoje zdanie czy spokojny zjadacz bułki z masłem będzie w stanie zastosować technikę (nawet taką, którą udało mu się dobrze wytrenowaną) czy po prostu psychika go zblokuje….wiem że trochę dużo zagadnień w jednym temacie, ale temat ciekawy i jak widać wzbudza emocje więc może powstanie part III 🙂