Wszyscy znamy tę klasyczną opowieść, w której mistrz nalewa uczniowi herbatę, Ten, początkowo, czuje się zaszczycony tym, że sam mistrz napełnia jego czarkę. Potem jednak z przerażeniem zaczyna obserwować, jak herbata zaczyna przelewać się przez jej brzegi. Miała to być analogia do faktu, że jeśli chcemy nauczyć się czegoś nowego, musimy odrzucić poprzednie nauki, by zrobić miejsce dla nowej wiedzy.
Czytałem tę historię wielokrotnie. Chyba z trzech różnych źródeł. Od ludzi, którzy jeździli ćwiczyć Kung Fu w Chinach. Aż mi się to wydało nieprawdopodobne, że w tak wielu miejscach nauczyciele marnowali herbatę, by powiedzieć uczniowi coś, co można powiedzieć zupełnie prostszymi słowami. Przyznam się, że z czasem zacząłem traktować to jako fejk.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po wejściu do siedziby mistrza Zhai Weichuana w Guangfu, pierwszymi słowami jakie usłyszałem były: „Napijmy się herbaty”.
baw się tym, co robisz
Zaproszenie do stołu we wszystkich kulturach jest czymś wyjątkowym. Teraz siedzimy sobie przy tym przepięknym meblu (i to nie byle jakim – opiszę go kiedyś): Mistrz Zhai Weichuan, jego równie mistrzowski syn Zhai Shizong oraz nasza wydygana czwórka (no dobra, pewnie Andrzej wiedział co się święci – bardziej doświadczony jest). Przyznam się, że przed oczyma stanęła mi scena z przelewającą się herbatą. „No to pozamiatane” – pomyślałem – „jeśli oni myślą, że każdy biały leci na tę przypowieść, to mam przerąbane”. Na szczęście nic takiego się nie stało. Mistrz Zhai Shizong sprawnie rozstawił na stole podstawki, uzupełnił je o czarki i nalał herbatę. Następnie z uśmiechem zaprosił do degustacji. A herbata była smaczna i prawie codziennie inna.
Mistrz powiedział, że w czasie treningów będziemy robić przerwy na herbatę. I faktycznie – każdy dzień zaczynaliśmy od kilku czarek aromatycznego napoju, tak samo było w przerwie oraz czasami po zakończeniu treningu. Przy tym skwarze i spiekocie na zewnątrz, ciepły napój był wybawieniem.
Z każdą czarką, z dnia na dzień, czułem się coraz bardziej jak w domu. Natomiast obaj mistrzowie oraz ich asystenci wydają się coraz bardziej przyjaźni.
herbata na treningu
Pierwszego dnia mistrz powiedział, że mamy się bawić tym, co robimy. Ale mnie zajęło kilka dni, żeby się uspokoić, nie bać się oceniania i w pełni korzystać z nauk. Nie uważam tego za czas zmarnowany. Nauczyłem się, że luz w podejściu do ćwiczenia jest równie ważny, jak zapamiętanie kolejności formy. Więcej – kiedy w końcu przestałem się bać „mistrzowskiego majestatu” zauważyłem, że poprawki przyswajam łatwiej i ogólnie więcej widzę. Łatwiej zauważam drobne zmiany w ustawieniu rąk i poruszaniu głową. Pod koniec mojego pobytu zauważyłem, że mam wyprostowaną głowę, a nie pochylony jak do ataku łeb.
Sam mistrz Zhai Shizong w czasie jednej z korekt mojej formy odniósł się do tego mojego problemu.
trening w Chinach
Qrcze co ciekawe, to nie mistrz Zhai Shizong jako pierwszy dał mi tę radę. Jako pierwszy był bodajże Steven Selby, łucznik, potem Jiuzhizy mi to kilka razy wypominał i Marek też mówił. A pomogła dopiero czarka herbaty (no, nie jedna, bom się tego czaju opił niczym cieć przy wypłacie).
Oczywiście dużo pracy przede mną, bo ten stan luzu, którego miałem szansę doświadczyć, nie jest czymś danym mi na zawsze. Ale w razie czego będę w stanie wrócić do smaku herbaty, która mi o nim przypomni.
Dla osób, które nie wiedzą, o czym piszę: nie przejmujcie się, ja jeszcze kilka miesięcy temu też bym w to nie uwierzył.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
zdjęcia pochodzą ze strony www.guangfu.pl
Gongfu cha, to nie sam stół, KO 🙂 Cała metoda, czyli sprzęt, procedura i (na samym końcu, bo to nie Japonia) ślad ceremonii. Wpis niemniej bardzo fajny 🙂
a widzisz… znów się czegoś nauczyłem.
Od Zhai Shizonga nauczyłem się też że jak masz resztę herbaty z którą nie masz co zrobić to polewasz nią figurkę trójnogiej żaby.
Co do tematu przewodniego, znaczy się utrzymania pewnego dystansu do uprawianej dyscypliny, to miałem podobne olśnienie nie tak dawno temu. Strzelałem na Siekierkach i zdecydowanie nie szło mi. Z 5 razy przywaliłem w poprzeczkę, z której długi czas wydłubywałem potem nożem strzały. Wykręcałem kręgosłup jak wyżymaczkę, wciskałem w dół bark do granic możliwości i wcale nie szło lepiej. Nic a nic. Trochę mi to podcięło skrzydła, aż nagle dostałem powiadomienie na telefon, że Lee Ruri „uwielbia mój komentarz” :> Tak mi się przyjemnie zrobiło (pewnie szyszynka wylała mi do mózgu pół litra dopaminy czy czegoś) i tak se pomyślałem, że są ważniejsze rzeczy na świecie niż ściśnięte łopatki i od razu mi się zaczęło lepiej strzelać. Nawet jak nie trafiałem, to strzały leciały czystą trajektorią, bez zakłóceń. Odpuściłem pół obrotu i miałem lepszy efekt i większą przyjemność :]
Cytat:
„Pierwszego dnia mistrz powiedział, że mamy się bawić tym, co robimy”.
Nie, no brawo. I jeszcze raz barwo. Nieskromnie napiszę, że bez wizyty w Chinach doszedłem do identycznych wniosków. Pamiętasz naszą (chyba prywatną) dyskusję o drżących nogach podczas wykonywania jakieś formy. Już nie kojarzę kto był demonstratorem.
Dygresja. Dość często powtarzam na treningach aby przed pierdzeniem opuścić salę. Nie każdy zdąża. Zatem i ja z tego korzystam. 🙂 Zawsze mówię przepraszam.
Najważniejsze to wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym… 🙂 🙂 🙂
Robiliście symultanicznie formę prowadząc rozmowę? :)) Wyobrażam sobie ten moment kiedy po chwili rozejścia się ścieżek form schodzicie się ponownie i Sifu Wu pyta (wykonując rozczesywanie grzywy) „o czym to mówiłem..?”, a KO (robiąc an) „nogi.. drżały..” Na co Sifu Wu „a.. co Ci będę mówił, fajna dupa była…” :]]
„Trzech cudzoziemców zatrzymanych za bezczeszczenie miejsca kultu Yang Luchana. We krwi zatrzymanych wykryto ponadnormatywne dawki herbaty.” 😉
P.S.: Gdy przed laty próbowałem się sfotografować w pozie dyskobola na terenie kompleksu świątynnego w Atenach, usłyszałem za plecami groźne: „Signore, normal! Normal!”. 🙂
Pewnie chodziło mu o to żebyś nie naśladował jego stroju zbyt dosłownie…
Powiedziałeś jej „ty sama normal!” mam nadzieję :]
To było jeszcze przed epokowym odkryciem pradawnego plemienia Ba-ka-lau, które zmieniło znacząco nasz styl komunikacji. 😉
Jak fajnie, że podchodzę do swojego treningu „na luzie” :D. BTW. zawsze mnie wkurzała opowieść o przelewaniu czarki – a na filmach od lat mnie śmieszy 😉
jutro pogadamy…
Ale szczerze. Morał te przypowieści jest niezwykle trafny. Tylko że ja nie wierzyłem, że aż tyle osób doświadczyło tego na własnej skórze. Nadal wydaje mi się że przynajmniej cześć z nich budowała w ten sposób swój autorytet. Reszta trafiła na nauczycieli którzy robili sobie z nich jaja.
Dlatego niezmiernie cieszę się, że to czego ja doświadczyłem, okazało się takie normalne.