„Gość w dom, woda do rosołu” – jak to mówi żartobliwe przysłowie. W poprzednim tygodniu w Akademii gościł Markus. Przyjechał na intensywny tygodniowy kurs Tai Chi stylu Hao. Andrzej takie coś wymyślił dla ludzi, którzy mają jakieś treningowe doświadczenie. Jeśli ktoś czuje się na siłach, to przyjeżdża, tłucze cały tydzień po kilka godzin dziennie i na koniec powinien znać ćwiczenia podstawowe, formę 37-ruchową i pchające dłonie. Jeśli ma dużo samozaparcia, to na początek wystarczy. Choć dla mnie to kosmos… nie jestem aż taki super – pewnie nie dałbym rady tego kontynuować. Miejmy nadzieję, że Marcus ma więcej samozaparcia niż ja. Może jeszcze nie raz się spotkamy?
Jeśli chodzi o doświadczenie, to wiem, że Marcus ćwiczy styl Yang i Sun. To oczywiście niczego nie dowodzi, poznałem wiele osób, które długo potrafiły wymieniać różne chińskobrzmiące słowa, ale w rezultacie umiały niewiele. O naszym gościu można powiedzieć tyle, że jest pracowity. Takie intensywne szkolenie w Akademii Yi Quan zawsze jest sporym wyzwaniem. Teraz do repertuaru dwóch stylów Marcus dorzuci trzeci. Czy będzie go kontynuował… mam nadzieję, że tak. Chciałoby się powiedzieć: „Płyń przez morza do oceanu”, ale trzeba by najpierw stłuc na nim jakąś butelkę.
gość na treningu
Ja na jego przyjeździe też skorzystałem. Znów miałem możliwość przyjrzenia się dokładnym korektom formy krótkiej ruchowej. Sporo informacji wylądowało w notesie. Kierunek stóp przy tygrysie i znów stopy przy przejściu do grzywy konia. W końcu zrozumiałem, o co chodzi z tym wachlarzem po tygrysie, bo w tej sekwencji zawsze miałem jakiś niedosyt, ciągle czułem, że to nie tak. Zgrzytało tam jak w telewizyjnym spotkaniu dwóch posłów z przeciwnych obozów. Teraz czuję, że jak zgram nieco lepiej timing, zrobię krok do przodu.
A kiedyś wkurzało mnie, jak przyjeżdżał mistrz Yang i za każdym razem robił korektę formy. Po pierwsze cierpiała moja duma (no bo jak to, nadal nie umiem?), po drugie moja niecierpliwość była wystawiana na próbę. Bo ja to już bym chciał lewitację ćwiczyć, bezkontakowy sparing i inne magiczne umiejętności.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Ale to nie Hogwart ani tym bardziej Beauxbatons. Na razie za jeden z większych sukcesów swojego treningu uważam to, że coraz bardziej lubię pracować z podstawami.
Zdjęcie z Marcusem to ja poproszę 🙂
Wyślę Ci wszystkie Twoje zdjęcia. Nawet te których nie chciałeś publikować.
A skąd przyjechał Marcus?
Nie napisałem? No faktycznie. Marcus jest synem Albionu.
A, ok, bo już podejrzewałem, że argentyński Niemiec, zastanawiałem się tylko czemu miałby Wam dawać w prezencie zdekompletowane bolas? 😉
To jaja bawełnianego smoka.- starochiński przyrząd treningowy Już kiedyś o tym pisałem. Yiquanowcy wykorzystują je do treningu uderzeń, a my na Bagua czasami chodzimy wokół nich podczepionych do sufitu. Zastępują nam drzewa.
No właśnie…nie, że się czepiamy, ale też się zastanawiałem skąd przybył gość :-)….a drugie pytanie jest coś planowane z Wu Hao na sobotę jakiś staż, trening sobotni dla gości….jesteś bliżej to może masz jakieś przecieki 🙂
Jak tylko coś będzie dam znać…