Babiniec

Czy Tai Chi i inne podobne systemy stają się domeną kobiet? Takie pytanie zadawałem sobie w sobotni poranek, kiedy to, pomimo zimna, pojechałem do Królewskich Łazienek. Ale od początku.

Królewskie Łazienki zimą – jak ich nie kochać?

W sobotę rano postanowiłem poćwiczyć nieco starego stylu. Godzina co prawda zbójecka (9.00 rano) i dojazd do Łazienek mam w granicy 60 minut, ale pojechałem. Pogoda ładna, Warszawa biała, więc wstyd w domu siedzieć. Sprawdziłem w necie połączenie i tym razem, o dziwo, wyszło mi inne niż zazwyczaj. Żadna różnica, jadę tak jak mi yenternety podpowiadają. Przejazd bez niespodzianek spędziłem nad lekturą relacji z meczu Legii, który miał miejsce poprzedniego wieczoru, a że mecz był emocjonujący, to z przyjemnością raz jeszcze przeżyłem zwycięstwo wojskowych.

Królewskie Łazienki

Na miejscu okazało się, że nowa trasa przejazdu spowodowała, iż po pierwsze dojechałem do parku od innej strony niż zwykle, a po drugie miałem jeszcze 10 minut. Mogłem jak zwykle dygąć się wzdłuż Agrykoli do bramy przy Starej Kordegardzie, ale tym razem patrząc na zaśnieżone, parkowe drzewa postanowiłem nadłożyć nieco drogi i przejść wokół Pałacu na Wodzie. Już z daleka widziałem sylwetki ludzi zbierających się pod Starą Kordegardą, pomachałem – odmachali, czyli swoi. Około 100 metrów dalej dało się zauważyć trzy osoby wykonujące ruchy już na pierwszy rzut świadczące o tym, że coś ćwiczą. Dziwne miejsce sobie wybrali, gdyż w parku nie wolno wchodzić na trawniki – park ma przecież charakter zabytkowy. Z daleka mój słabnący wzrok nie pozwolił na identyfikację tego co ćwiczą, tym bardziej robiło się to interesujące.

zimą dobrze jest mieć się do kogo przytulić, bez względu na opcje polityczne

O tej godzinie (a także o tej porze roku) turystów jakby mniej, pod Pałacem na Wodzie minąłem tylko jedną niewielką grupkę turystów i dwa zziębnięte pawie. Kiedy zawróciłem na trening, po drodze musiałem minąć tajemniczą grupkę ćwiczących. Zazwyczaj rozpoznaję trenujących. Nie ma przecież tak wielu grup praktykujących zimą w parkach. Tym razem nic, przede mną ćwiczyły trzy nieznajome kobiety, a udeptany wokół nich śnieg świadczył o tym, że swoje praktyki powtarzają już od dłuższego czasu. Dwie z nich poruszając się do przodu i do tyłu z zapałem machały podwójnymi pałkami, a trzecia wykonywała prosty młynek długim kijem. Całości dopełniała muzyka, która dodatkowo pogłębiała moje zmieszanie. Muza była najwyraźniej indyjska.

Stara Gatka – gdzieś pod Łodzią

Gatka

No cóż, nie rozpoznaję i już, więc koniec języka za przewodnika. Z informacji uzyskiwanych od jednej z ćwiczących wynikało, że po pierwsze nie może przerwać ćwiczenia, po drugie to co robi nazywa się Gatka, po trzecie jest to sikhijska sztuka walki i na końcu, że później, jak skończą, podejdą do nas, Taikikowców. Jeśli ktoś stał już kiedyś przed kobietą wymachującą podwójnymi pałkami, to świetnie się pewnie orientuje jaki to stres. Nawet wtedy, kiedy ta kobieta się uśmiecha. Zrobiłem więc kilka fotek i pomaszerowałem ćwiczyć swoje.

Wieczorkiem pogrzebałem nieco w Internecie. Wyszło, że Gatka to popularna nazwa wsi. Jest tego w Polsce dużo. Na przykład w dolnośląskim, nieopodal Żmigrodu. Nie tego jednak szukam. Właściwa Gatka według internetu, to XIX wieczna sztuka walki wywodząca się z praktyki miecza, pochodząca z brytyjskiej armii indyjskiej (czyli armii złożonej z tubylców z brytyjską kadrą oficerską). Jej powstanie wiąże się z faktem, iż Sikhowie pomogli stłumić poważne powstanie w Indiach (w 1856) w zamian za co narzucone im ograniczenia zostały mocno zmniejszone. Dotyczyło to między innymi uprawiania sztuk walk. To może nie jest najlepsza rekomendacja, ale co tam? Choć… tak sobie pomyślałem, może jednak dobra? Przeczytałem o łączeniu technik kija (gatka, to po prostu kij treningowy) z europejską szermierką. To dobrze? Źle?

dwie pałki, Gatka zwraca szczególną uwagę na fakt trzymania broni w dwóch rękach

Zapewne w Pendżabie, przed Angolami istniały jakieś sztuki walki (ostatecznie, jeśli czegoś zakazali, to coś musiało istnieć). I te indyjskie sztuki z tym brytyjskim mieczem się wymieszały, więc ciężko powiedzieć ile czego jest w czym. To jakby mierzyć zawartość cukru w cukrze. Grzebiąc w internecie, można znaleźć informacje o np. Silambam (naparzanie się długim kijem). Łącznie z miotaniem zaostrzonych stalowych pierścieni, które chyba najbardziej znane są z serialu o wojowniczej księżniczce Xeni.

szermierka dwoma kijami

długi kij, długa kurtka i długie włosy 🙂

Wróćmy jednak do Gatki. Obecnie uprawiana jest ona w kilku odmianach. Jako sztuka walki, jako rytuał i jako swoisty performers. Niestety te dwa ostatnie „style” przeważają. Tak jak we wszystkim, ludzie mają dość konkurencji w życiu i podgryzania sobie gardeł w korporacjach. Szukają więc spokoju i rytuałów. Jakie wygląda Gatka w Polsce? Przynajmniej ta, którą widziałem w Łazienkach zalicza się chyba do gatunku „rytuały”. Oto co znalazłem w internecie:

„Podstawą Gatki są unikalne dynamiczne medytacje, pomagające koncentrować uwagę i balansować półkule mózgowe. Pantra – jest to sekwencja czterech kroków, którą praktykuje się i powtarza codziennie, niezależnie od tego, czy jesteście początkujący, czy zaawansowani w Gatce. Joga Kundalini w połączeniu ze sztuką Gatki pomaga wyrobić w sobie doskonałość, siłę charakteru, męstwo, uczciwość, odwagę, odpowiedzialność, bycie świadomym, zdyscyplinowanym, bycie sobą samym z czystym sercem.”

Nie, żebym to jakoś specjalnie krytykował, to po prostu nie do końca jest moja droga. Przecież każdy może mieć swoją drogę, taką, jaka mu odpowiada i nie koniecznie musi iść tym samym szlakiem co ja. Gdyby tak było, musiałbym znaleźć sobie coś innego, swojego.

wachlarz i miecz

Nie mniej jednak przejdę się kiedyś poćwiczyć z nimi, szczególnie że Aśka też się do pomysłu zapaliła. A jak ona to i Adaś pewnie też (nie będzie miał wyjścia). Pomachamy kijami w dobrym towarzystwie. Adasiowi i Aśce to nawet trochę po drodze jest, bo oni jogę przecież ćwiczą dzielnie.

Marzenka z wachlarzami (robi wiatr)

Na koniec słów kilka skąd ten tytuł. Bo widzicie, że w ten sobotni poranek na trening przyszły same kobitki! W zasadzie nie mam nic przeciwko temu, żeby być takim rodzynkiem, ale PANOWIE… no BEZ JAJ. To są sztuki walki… naprawdę i kiedy jest szansa ponapinać biceps i powypinać klatę to GDZIE WY JESTEŚCIE?


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


KO napina biceps 🙂

I tak to prosta zmiana połączenia autobusowego zaowocowała ciekawym spotkaniem… Jak to warto czasami postąpić wbrew schematom.

6 komentarzy do “Babiniec”

  1. Powtórzę za…zimą dobrze jest mieć się do kogo przytulić, bez względu na opcje polityczne! Święt-n-e słowa!

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz