Dolina Szwajcarska… Miejsce nieodłącznie związane z Warszawą. Wzmianka o nim znajduje się nawet w „Lalce” niejakiego Bolka Prusa. Pierwotnie teren obejmował 4.5 hektara dolinki nieopodal Warszawskich Łazienek. W XIX wieku było to miejsce traktowane przez warszawiaków jako letnisko. Znajdowało się tam podium dla orkiestry i wiele innych instalacji. Obecnie jest to niewielki skwerek schowany nieco pomiędzy kamienicami (przynajmniej fajny widok ludzie mają tam z okien), pomiędzy aleją Róż a ulicą Chopina. Bliskie sąsiedztwo dużych parków (Łazienek, Agrykoli i Parku Ujazdowskiego) powoduje, że nie cieszy się on zbyt wielkim powodzeniem.
Trafiłem tam zupełnym przypadkiem, szukając miejsca gdzie we (względnej) ciszy mógłbym zjeść kolację przed treningiem. Taaak, na to mi przyszło, jadam w parkach na trawie, jak pies ;). Następnym razem trafiłem tam z Markiem, ot załatwiliśmy pewną sprawę w banku i okazało się, że do treningu mamy jeszcze multum czasu. Marek spytał mnie czy znam jakiś kawałek spokojnego trawnika, gdzie moglibyśmy sobie chwilę poćwiczyć. A mnie się akurat przypomniało…
I tak z pewną dozą nieśmiałości 😉 pojechaliśmy. Okazało się, że nie było się czego obawiać. Mimo, że to centrum miasta, to było tam cicho, a na dokładkę nikt nie zwrócił na nas uwagi (w każdym razie nie w sposób otwarty). Ale muszę przyznać, że Marek wybrał dobre miejsce. W rogu parku, na niewielkim wzniesieniu rośnie kilka drzew i to wśród nich sobie stanęliśmy. Poćwiczyliśmy I Jin Jing i spodobało mi się to miejsce. Może to miejsce nie ma w sobie tyle Feng Shui co Pola Mokotowskie czy Las Bielański, ale czyż to nie jest tak, że to my jesteśmy główną siłą sprawczą owego Feng Shui, a nie rzeczone miejsca? Kiedy nie ma mnie na polach, to to miejsce nie jest dla mnie magiczne. To trochę jak kot Schrödingera – jednocześnie martwy i żywy.
W każdym razie jest to dobra (i tańsza) alternatywa na spędzenie czasu na treningu, niż siedzenie w knajpie. Wpadam tu po pracy a przed treningiem, dopóki śnieg nie będzie leżał.
I jeszcze jedna obserwacja. Już dawno wiedziałem i nawet doświadczyłem tego na własnej skórze, że ćwicząc należy ustawiać się tak, żeby stojąc na wzniesieniu, mieć przed sobą (i pod sobą) otwartą przestrzeń. Na płaskim jak stół Mazowszu, gdzie najwyższym wzniesieniem jest góra śmieci na Radiowie, nie jest łatwo ćwiczyć z taką przestrzenią. O dziwo w centrum Warszawy znalazłem takie miejsce. Stojąc w rogu parku, na wspomnianym już wcześniej niewielkim pagórku, mamy przed sobą cały park, może to tylko ok. 100 metrów, ale to za to jest pusta przestrzeń… dla mieszczucha takiego jak ja, to się ociera o agorafobię…
Wydawać by się mogło, że nawet w mieście o takie miejsce powinno być prosto. Ot, na ten przykład, mieszkam na 7 piętrze i z balkonu mam widok na całe warszawskie City. Jednak po drodze stoi stara fabryka betonu, która niestety psuje ten cały efekt. Albo kiedyś próbowałem skorzystać z takiej górki saneczkowej na Yelonkach, nieopodal mojego domu. Górka wysoka, jak na standard osiedlowych górek. Ale z góry nie ma dobrego widoku, cały czas bloki, bloki, bloki albo linia wysokiego napięcia, a pod spodem knajpa. Myślałem, że jak będę w Brennej (ostatecznie to góry), to łatwo znajdę takie miejsce, ale tam gdzie by nie stanąć, to naprzeciwko stok, a wleźć wysoko to nie mam już siły, niestety.
Dolina Szwajcarska
Taka szybka teoria: dlaczego praca z przestrzenią daje rezultaty? Otóż my ludzie, mamy genetycznie zakodowany lęk przed upadkiem. Udowodniono to między innymi w doświadczeniach na małych dzieciach (qrde jak to brzmi), które nie chcą raczkować po taflach szkła umieszczonych na wysokościach. Efektem lęku wysokości jest między innymi drżenie mięśni. Być może wywoływanie u siebie takiego lęku w małych dawkach pozwala na szybsze zdobycie kontroli nad własnym ciałem i nad jego odruchami? Coś jak podawanie małych dawek arszeniku w celu uodpornienia na otrucia. Ale to taka szybka naciągana teoria jest. Miejsca z przestrzenią są do treningu lepsze niż te ciasne.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Tak po prawdzie, nie bardzo rozumiem jak to się dzieje, że w jednych miejscach jest przestrzeń, a w drugich nie ma. Po prostu da się to wyczuć. W jednych miejscach się dusimy, a w drugich oddychamy pełną piersią. Przestajemy się wtedy garbić, ruchy stają się obszerniejsze, ćwiczy się fajniej. Tego się nie da zdefiniować. To naprawdę trzeba poczuć. Trzeba tylko wyjść z sali i poćwiczyć trochę poza nią.
Musimy mieć podobne wyczucie geomancji, bo też wybrałem tamto miejsce. Niemniej muszę przestrzec amatorów czakramów i miejsc mocy, że lokalne dresiki też kształceni w fengshui są i tam czasem przesiadują. Przynajmniej nie ćwiczcie na golaja. 😉
W W-wie masz trochę przestrzeni, nie przesadzaj. 🙂 Masz Pola, które wspomniałeś, z centralną górką, masz Park Szczęśliwicki z jeszcze większą górką i jeszcze lepszym widokiem, masz drewniany leitai ponad Szarytkami w parku Beyera. Nie jest aż tak źle.
Nastepny mini obóz możemy zrobić na najwyższym wzniesieniu Mazowsza – gdzieś obok Przasnysza bodaj. 🙂
A wiesz że górki Szczęśliwickiej nigdy nie odwiedziłem – wstyd, muszę to nadrobić. Ale mam na Żoliborzu takie swoje miejsca, co prawda lata temu były moje, teraz jestem prażaninem 🙂 i na Żoliborz nie chciałbym wracać za dużo tam płotów i zamkniętych bram.
No to rewanż z Rodorem robimy na górce w pierwszą pełnię chińskiego nowego roku. 🙂
Z rozwianymi przez wiatr włosami ? Nie wiem czy mi tak szybko grzywa odrośnie…
Możesz mieć fryz z płomieni jak Nadża
A to, że jesteś Prażaninem daje Ci nowe możliwości. Możesz pojawiać się w snach złych ludzi z pochodnią w ręku i wyprażać ich czarne dusze, puszczać z dymem zło i występek.. 😉
ale trening sam na sam z nauczycielem, to fajna rzecz..
Teren na którym wybudowano park w Chorzowie też nazywano Doliną Szwajcarską,tak że teoretycznie ćwiczymy w tym samym miejscu 😉
Jakby co będę tam jutro…
W Chorzowie ? :);)
Nieee.. w Warszawie
kurczeeee!! myślałem, że będziecie walczyć.. -_-
Wyjrzyj przez okno.. 😉
No ja też miałem nadzieję :p,ale obawiam się patrząc na zdjęcia że już nie chodzi w mojej wadze 😉 ,tak na marginesie to mieliśmy już okazję zetknąć ręce 🙂